Rozdział 28

68 11 40
                                    

Orvo dźwignął się niepewnie. Czworo Kosturów ujeżdżających zadruny przeciwko niemu. Em nawet nie liczył. Naga niewiasta leżąca pod jego ciałem bez cienia wątpliwości bladego pojęcia nie posiadała o walce, oręża także nie miała. On zresztą też nie.

Wybył z Lenney bez przygotowania, gdyż zgodnie z planem zamierzał spędzić czas przyjemnie z narzeczoną. To nie miał być wojskowy wypad, choć z pewnością rozeznawał teren, jeśli tak właśnie ująłby tę relację. Miał wygrać zakład, udowodnić kompanom, że ta kobieta należała do niego, a tymczasem wyczuwając pismo nosem, mógł podejrzewać, że ten wypad nie skończy się szczęśliwie.

Czuł zaciskające się palce na bicepsach. Em też była zaskoczona, a najpewniej także przerażona. Żałował, że miecz i wszelką broń zostawił w kwaterze, szczególnie gdy zamaskowana kobieta o barwionej białą farbą skórze zsiadła z zadruna. Bransolety pokrywające ciało zadźwięczały, a stopy uderzyły o ziemię. W ślad za nią postąpili pozostali Kosturzy.

– Zejdź z niej – polecenie wydane przez niewiastę brzmiało niczym groźba.

– Ona jest bezbronna – powiedział. Za wszelką cenę chciał ją ocalić, sprawić, by pozwolono dziewczęciu odejść. Słyszał bowiem o Kosturach wiele opowieści. Jedni mawiali, że grabili na lądzie, inni wspominali o piractwie na wodach, zaś nie brakowało też takich, którzy rozprawiali o niewolnictwie. – Jeśli szukacie przeciwnika, wystarczę wam ja.

Lekceważące prychnięcie rozcięło przestrzeń i zmieszało się z rozbawieniem mężczyzn. Oni także nosili na twarzach maski, ich ciała pobielono oraz ucharakteryzowano tak, by z daleka rozpoznać bandyckie dusze. Kości wymalowano na skórze z taką perfekcją, że sprawiały wrażenie porastających ich ciała od zewnątrz.

– Zapewniam cię, żołnierzyku, że nie będziemy walczyć – rzekła. – A teraz ściągnij z damy swoje zwłoki.

Mężczyzna zacisnął szczęki. Ostatnia wypowiedź aż nadto wskazała mu nastawienie Kosturów. Chcieli walki, choć twierdzili, że się jej nie podejmą. Przełknął, zerknął na swą partnerkę. Sam nie wiedział, co dostrzegł w czarnym spojrzeniu. Cmoknął ją w czoło, dźwignął się na rękach ułożonych po bokach niewieściego ciała. Natychmiast przesłoniła rękoma piersi, zaś gdy Orvo zszedł z niej zupełnie, przysiadła i zacisnęła uda. Z czujnością obserwowała przybyłą czwórkę.

– Nie róbcie jej nic, a poddam się dobrowolnie – zaproponował.

– I na co nam ty? – burknęła Kostura. – Odsuń się od niej.

– Jestem silniejszy – powiedział szybko, stawiając krok ku zamaskowanym. – Lepiej nadam się na niewolnika niż...

– Wiecie, co robić – kobieta przemówiła do swych towarzyszy. 

Nie zamierzała słuchać wojownika, nie po to tutaj przybyła. Towarzyszący jej mężczyźni od razu przystąpili do działania, sprzedając kilka ciosów podwładnemu Oriasa. 

– Nie! Przestańcie!

Em krzyknęła, ale nie zerwała się na równe nogi, wciąż próbowała się maksymalnie zasłonić. Dopiero gdy bezimienna kobieta rzuciła w nią ubraniem, odwróciła wzrok od pobitego Orvo. Nawet pułkownik nie miał wielkich szans bez broni z trojgiem umięśnionych przeciwników, zaś ona sama nie miała pojęcia, co powinna myśleć. 

– Odziej się. Tak nie pojedziesz – poleciła tajemnicza postać.

– Ale...

Jakby czytając w myślach Emily, zamaskowana przystanęła bliżej i rozłożyła ręce. W palcach dzierżyła płachtę, jaką osłoniła brunetkę od pozostałych. Redsword nie pojmowała. Po co porywacze mieli dać się jej ubrać w spokoju? Niemniej jednak bez słowa włożyła ciuchy, starała się przy tym nie wychylać poza przesłonę. Wygląd nieznajomych wskazywał na powiązania z tajemniczym mężczyzną, którego widywała w wizjach.

Eserbert. Refleksy przeszłości - tom II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz