Rozdział 6

24 3 0
                                    

Razem z Noah wracaliśmy z treningu w kompletnej ciszy. Nie wiedziałem, o czym gadali z Arią, ale po jego minie mogłem wywnioskować, że nic dobrego ta rozmowa nie wniosła do jego życia. Natomiast ja po rozmowie z tą dziewczyną byłem trochę przybity. Myślałem, że Noah jak zwykle zacznie opowiadać różne bzdury i nie będę o tym wszystkim myślał. Cóż, pomyliłem się.

Wszedłem do domu nie zapalając nawet jednego światła. Udałem się do kuchni zrobić i zanieść Susan coś do jedzenia. Wtedy usłyszałem, że na górze ktoś się kłóci. I chociaż moim rodzicom odkąd pamiętam nie układało się zbyt dobrze, to się zdziwiłem. Rozmawiali chyba pierwszy raz od zniknięcia młodej. O ile to darcie na pół domu można było w ogóle nazwać rozmową.

- Daj mi te papiery!- krzyczała mama.

- Chciałabyś.- rzekł ojciec.- To coś, czym mogę cię zniszczyć, rozumiesz? I tego twojego bachora także!

- Nie rób jej nic! Błagam cię!

- Nawet nie wiem, gdzie jest, idiotko!- ojciec również podniósł głos.- Ale powiem ci, że mam nadzieję, że prędko się nie znajdzie!

Po tych słowach drzwi od ich sypialni zamknęły się z hukiem. W pośpiechu schowałem do szafy termos i pudełko na kanapki, aby nikt tego nie zauważył. Wkrótce moim oczom ukazał się ojciec zakładający buty w przedpokoju i szukający kluczy do dostawczego auta.

- Gdzieś wychodzisz?- spytałem nieśmiało.

- Do Mark'a i Peter'a.- odrzekł bez uczuć.

- Po co?

- Młody, chociaż ty się dziś zamknij!- krzyknął, na co nie zareagowałem.

Jeśli teraz pójdę do Susan, zaryzykuję. Cholernie zaryzykuję. Przecież ojciec mnie zabije, jeśli mnie tam zobaczy bez jego wiedzy i zgody. A później zrobi z nią nie wiadomo co. Matka przez rozpacz niewiele rozumie i ogarnia. Przecież to dziecko ma tylko mnie. Rodzice mamy nie żyją, a rodzice ojca? Nie odwiedzamy ich od czasu, gdy ojciec rozwinął interes. Czyli właściwie odkąd pamiętam. Chyba nawet nigdy nie widzieliśmy się na oczy. Wyparli się syna, gdy ten uciekł z domu na trzy lata nie informując ich o tym. Przez ten czas poznał mamę i wrócił do domu z narzeczoną. Cóż, historia na miarę filmu, gdyby wszystko w tej rodzinie przez niego stworzonej było tak, jak powinno. A nie jest.

Odczekałem, aż samochód odjedzie spod naszego garażu. Na szczęście ojciec nie udał się w stronę stodoły. Szybko zalałem herbatę do termosu i spakowałem kanapki. Zamknąłem dom i pobiegłem do siostry. Oczywiście zabrałem też coś, co według ojca może mi się przydać. Coś, przez co modliłem się na religii i coś, przez co mógłbym siedzieć w więzieniu.

Pistolet.

Wiem, jak Susan zareaguje, gdy go zobaczy. To dziecko ma traumę i nawet nie chce widzieć żadnej broni ani słyszeć strzałów. Nie wiem, jak dojdzie do siebie po tym wszystkim, gdy ojciec ją uwolni. No bo przecież kiedyś musi to zrobić, prawda? To jego córka.

Dziś wyjątkowo do stodoły pojechałem autem. Nie chciało mi się iść na piechotę. Z resztą, chciałem jak najszybciej wrócić do domu i położyć się spać. Miałem już dzisiaj wszystkiego po dziurki w nosie. Wysiadając z samochodu poczułem na swojej skórze zimny wiosenny deszcz. A przecież już prawie dochodził czerwiec.

- Cześć, śpisz?- powiedziałem wchodząc do piwnicy.

Odpowiedziała mi głucha cisza.

- Susan?- zawołałem jej imię.

Chwyciłem w dłoń latarkę, która stała na półce. Wkrótce rozjaśniła ciasne pomieszczenie i zobaczyłem siostrę owiniętą moją bluzą na jakimś starym kocu. Spała i to chyba dość długo, skoro nie obudziło jej nawet rażące światło. Wyjąłem z plecaka kanapki i termos i zaniosłem w kąt. Umówiliśmy się, że tam ma zostawiać pudełko po kanapkach, abym mógł je zabrać przy kolejnej wizycie. Mam nadzieję, że rano tam zaglądnie i zje to, co jej przyniosłem. Serce mi się kroiło, gdy na nią patrzyłem. Była taka śliczna i inna, niż wszystkie dziewczyny, nie tylko z wyglądu. Miała małe lekko skośne niebieskie oczy i długie wręcz białe włosy. Od urodzenia miała problemy ze wzrokiem, dlatego musiała nosić okulary. Dziś już nawet nie wiem, gdzie one są. W każdym bądź razie, tutaj ojciec jej ich nie przyniósł. Susan nie jest podobna ani do niego, ani do mamy. A przy mnie wygląda jak jakaś obca osoba, a nie kuzynka czy tym bardziej siostra. Wszystkie jej przyjaciółki chcą zostać księżniczkami, tancerkami (oby nie cheerleaderkami w naszym liceum) czy piosenkarkami. A Susan chce być, jak sama mówi, kimś do rozmawiania z ludźmi, aby mogli się wygadać, gdy jest im smutno. Gdyby teraz miała zawód psychologa, bez wątpienia byłbym jej stałym pacjentem. Serio.

Wyszedłem z piwnicy dokładnie ją zamykając i szybko wsiadłem do auta. Strasznie padało. Mam nadzieję, że w samej piwnicy nie będzie za chwilę wody. Stodoła, jak i jej podziemia były trochę stare. Miejsce, gdzie jest teraz Susan jest małe- jedno okienko zaklejone starą folią i kilka opon, których nikt nie używa rzuconych dosłownie w każdą wolną przestrzeń. Kiedyś coś mówiła, że nieraz odwiedzają ją myszy. Współczuję jej. Chciałbym ją uwolnić, nawet bardzo. Ale nie mam jak. A ojca o to nie poproszę. Przypłaciłbym jej wolność własnym życiem, o ile w ogóle by ją wypuścił.

Wróciłem do domu. Ojca ciągle nie było. Gdy już miałem kłaść się spać, do pokoju wparowała mama- jak zwykle, jak do siebie.

Tylko że dziś schowałem pistolet.

- Gdzie byliście?- spytała z przerażającym mnie spokojem.

- My?- zdziwiłem się.

- No ty i ojciec.- usłyszałem z pretensjami.- Odjechaliście spod domu w odstępie kilku minut.

- Ale nie pojechaliśmy w jedno miejsce.

- Po co robiłeś herbatę do termosu i kanapki?- spytała, a mi prawie stanęło serce.

Od zawsze starałem się z tym ukrywać zarówno przed mamą, jak i przed ojcem. Ale jakim cudem matka mnie dziś zauważyła? Przecież nie było jej w ogóle na dole, a co dopiero w kuchni. Nie słyszałem także, żeby drzwi od ich sypialni się otwierały czy zamykały. Co prawda nie zauważyłem, czy światło na schodach się zaświeciło, ale kurde, jak ona to zobaczyła?

- Było mi to wszystko potrzebne.- spojrzałem na nią.- Chyba wolno mi zabrać ze sobą kanapki i coś do picia, prawda?

- W takim razie pójdę sprawdzić, czy pojemnik i termos są już na swoim miejscu.

- Zostały u Noah.- tłumaczyłem się.

- Nie wciskaj mi bzdur!- krzyknęła i uderzyła mnie w twarz.

Chociaż byłem trochę na nią zły, że ciągle się czegoś czepia, to próbowałem ją zrozumieć. I chyba pierwszy raz w życiu nie wściekłem się, że od kogoś oberwałem. Zasłużyłem, wiem. Za to, co również przeze mnie spotyka moją siostrę.

- Nie wciskam.- odparłem łagodnie.

- Akurat!- krzyczała.- Ty wiesz, gdzie jest Susan. I to nie jest pytanie. Dobrze wiem, że herbatę i kanapki zawozisz jej. Ale wiesz co? W życiu bym nie pomyślała, że mój mąż idiota okaże się niewinny, a mój syn porwie swoją własną siostrę!

- Nie porwałem jej!- krzyknąłem głośniej od niej.- Zrozum to w końcu i daj mi wreszcie święty spokój! Ty tylko wszystko meldowałabyś policji, a oni nic z tym nie robią i mają gdzieś tak samo ciebie, jak i młodą!

Matka wyszła z pokoju nie zamykając za sobą drzwi. Miałem wyrzuty sumienia, że potraktowałem ją z takimi nerwami. Ale cholera, dlaczego ona mnie o wszystko obwinia? Nie chciałem porwania Susan. Ojciec powiedział mi o jego planach przed jej zniknięciem i chciał, abym mu pomógł. Odmówiłem. O dziwo nie miał pretensji- kazał mi tylko nie przeszkadzać i wyjść z domu w ten feralny dzień. Zrobiłem to. Pojechałem do Sophii. A żałuję tego do dzisiaj nieziemsko. Kurwa, ja kochałem się z laską, której nigdy nie kochałem, a w tym czasie mój własny ojciec związał i wywiózł do stodoły za las moją siostrę. Nie potrafię sobie tego wybaczyć. Teraz coraz bardziej poważnie zaczynam myśleć, jak jej to wynagrodzić i ją uwolnić. Ale co ja mogę? Zanoszę jej jedzenie i ciepłe picie. Tylko tyle mogę zrobić.


Dziś nieco krócej, niż zwykle ;))

Znalazłem Cię (i więcej nie zgubię)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz