Rozdział 6

18 3 0
                                    

I oto jest! Długo wyczekiwany rozdział 6. Życzę miłego czytania.

Lubię środy, bo mam wtedy treningi. Ale nienawidzę się pakować. Ugh.

- Dobra, to już chyba wszystko - stwierdziłam po godzinie pakowania się.

Plecak położyłam przy drzwiach. Musiałam się jeszcze upewnić czy Luke mnie przyjmie, więc do niego napisałam.

Wielkolud: A nie chcesz spać może w twoim domku?
Ja: Raczej nie...
Wielkolud: Rodzice z chęcią cię przyjmą, więc nie masz się co martwić.
Ja: Dziękuję wam bardzo
Wielkolud: To do zobaczenia jutro przy skrzyżowaniu.

Odłożyłam telefon i rzuciłam się na łóżko. Zmęczyłam się tym pakowaniem Musiałam chyba zasnąć po obudził mnie dźwięk powiadomienia. Spojrzałam i zobaczyłam, że napisał Alex. Ostatnio rozmawialiśmy trochę z sobą.

Alex: Hejka, masz plany na sobotę?
Ja: Tak, a czemu pytasz?
Alex: A w niedzielę?
Ja: Nie
Alex: To dobrze, bo zapraszam cię na kawę.
Alex: Spotkajmy się może przy skateparku, tam gdzie wcześniej.
Ja: Na którą?
Alex: 16 pasuje?
Ja: Pasuje
Alex: To do zobaczenia w niedzielę.

Spojrzałam na plecak i na stertę ubrań walających się po pokoju. Muszę to posprzątać. Wstałam i poukładałam ładnie ciuchy. Dzisiaj postanowiłam, że pójdę wcześniej spać, by jutro być wyspanym.

***

Boże, kto wymyślił bym wstała tak wcześnie? Gdy się ogarnęłam i zeszłam na dół, była 6.00. Ciocia i wujek siedzieli przy blacie i szykowali się do pracy.

- Dzień dobry - powiedziałam zaspana

- Dzień dobry - odpowiedziała mi ciocia z uśmiechem - Jak się spało?

- Jakoś

- Głodna? - zapytał mnie wujek

Pokiwałam głową.

- To teraz chcesz jechać?

- Umm... Raczej tak

- Podwieźć cię? - włączył się do rozmowy Nash, który właśnie wstał

- Nie, nie trzeba, poradzę sobie.

- Ugh, to po co ją wstałem?

- Nie wiem?

- Nie marudź, podwiozę cię. A i twoje rzeczy są już pod drzwiami.

- Dziękuję, nie musiałeś.

Po zjedzeniu śniadania, ubrałam płaszcz oraz buty i wsiadłam do samochodu Nasha. Wyjechaliśmy koło 6.30

- Gdzie cię wysadzić? - zapytał odpalając auto
- Na skrzyżowaniu. Tam Luke mnie odbierze.

Jechaliśmy w ciszy. Tam nie dało się dojechać. Nie było to miejsce zaznaczone na żadnej mapie i nawet GPS nie pomoże. Dojechać mogą tylko nie liczni. Nash nie jeździł jakoś szybko. Oparłam głowę o szybę. Postanowiłam się trochę przespać. To była długa podróż więc skorzystałam z okazji. Gdy wjechaliśmy do lasu, mój brat obudził mnie. Byliśmy już niedaleko. Dokładnie go poinstruowałam jak ma jechać. Dla niego, człowieka, wiele dróżek prowadzących do kolonii było nie widoczne. Dla mnie nie stanowiło to większego problemu. Czasami się krzywił i marudził, bo myślał, że wjedzie w jakieś drzewo, a ta naprawdę była to jedna z ukrytych dróg. Jak mogliście się domyślić (albo nie) nie jestem człowiekiem. Ja, Luke, Gray, Rose i Ray pochodzimy z innego świata (przynajmniej tak się przyjęło). Jest o tym nawet historia jak my, istoty magiczne, znalazły się pośród ludzi ale to opowiem przy innej okazji. Na ten moment nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Kolonia to taki nasz dom. Mieszkają tam osoby z rady, osoby starsze lub osoby, które z różnych przyczyn nie mogą chować się pośród ludzi. Każdy ma tam swój dom, ale mój nie był używany od paru lat i nie lubię tam przebywać, więc dlatego śpię w domu Luka. To raczej wszystko co powinniście, drodzy czytelnicy, na ten moment wiedzieć. Gdy dojechaliśmy do skrzyżowania, Luke pomógł wyjąć mój plecak.

Nic nie dzieje się przez przypadek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz