Rozdział 8

8 2 0
                                    

Trening rozpoczęliśmy tuż po śniadaniu, co nie spotkało się z aprobatą Sienny i Enzo. Nikt z nas się nie wyspał, ale tak musiało być. Musieliśmy żyć pod osłoną mroku, to jedyna słuszna decyzja. Wstaliśmy o piątej rano, zanim słońce rozproszyło zmierzch. Nocna zasłona dodawała mi otuchy, kiedy poruszałam się w miejscu, gdzie wszyscy wokół mieli mnie za potwora. Nasza nauka odbywała się w miejscu skrytym od ludzkich spojrzeń, ale nie oddaliliśmy się na tyle by Enzo poznał miejsce mojego pobytu. Postanowiłam, by ilość informacji o mnie była ograniczona do minimum, w razie gdyby ktoś z nich miał mnie zdradzić.

– Błagam! Dosyć! – Jęczała blondynka.

Słońce znajdowało się już w zenicie, co świadczyło, że wielkimi krokami zbliżało się południe. Enzo nic nie mówił, przyglądał się naszym potyczkom, wyciągał informacje wzrokiem, rejestrował sposób mojego poruszania się. Nasze ćwiczenia przerwałam z chwilą gdy blondynka usiadła na kamieniu tuż obok mężczyzny. Wiele kosztował ją nasz dzisiejszy trening, widziałam to po jej mowie i mało przyjemnemu zapachu ciała.

– Nie mam już siły. Błagam! Zamęcz go, chociaż w połowie tak, jak on zrobił to ze mną! – Jęknęła w kierunku Enzo podając mu jednocześnie drewniany kij, którym ze mną walczyła. Z rozbawieniem przyjął broń.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że nasze treningi to cenna lekcja dla całej naszej trójki.

– Dam ci taryfę ulgową. – Zabrał głos, kiedy zbliżył się w moim kierunku. – Może i masz sporo doświadczenia, ale widzę twoje ograniczenia. Nie mam ochoty mieć cię na sumieniu, tym bardziej że starasz nam się pomóc...

Zaraz zobaczymy, komu naprawdę będzie potrzebna taryfa ulgowa. – Zaśmiałam się w duchu.

 Nigdy nie pokazywałam maksimum swoich umiejętności ze względu na aspekt bezpieczeństwa. Każdy wojownik ma swój określony sposób walki i to normalny, zdrowy nawyk. Podpierać się myślami na ruchach, które w większości przypadków są niezawodne i dają poczucie bezpieczeństwa. Jednak, kiedy wojownik zbytnio afiszuje się swoim stylem walki, często traci czujność lub co gorsza, pozwala w ten sposób prześwietlić się rywalom. W takiej sytuacji trzeba zapomnieć o swoim poczuciu bezpieczeństwa. Trzeba wymyślić, a najlepiej zbudować go od nowa, kiedy się tylko o tym wie. Nawet jeśli ma to miejsce w trakcie walki.

Oboje przyjęliśmy pozycje bojowe, z wyciągniętymi, drewnianymi kijami. Dzisiejszy trening miał opierać się na naszej wytrzymałości, oraz szybkości. Lekka broń zawiera w sobie bardzo wiele plusów. Musiałam oszacować nasze siły na zamiary. Kiedy znajdziemy się pod ziemią, nie będziemy mieli już odwrotu.

Jako pierwsza rzuciłam się na mężczyznę z kijem wychylonym niebezpiecznie w jego kierunku. Już po kilku sekundach od mojego skoku rozległy się pierwsze dźwięki uderzeń broni. Brunet odparł cztery z pięciu moich prób trafienia go w losową część ciała.

– Kurwa! – Przewrócił się do akompaniamentu swoich krzyków. Trafiłam idealnie w kolano przeciwnika.

Ciekawe, że nie przykuwasz uwagi do swoich kończyn. To tak prosty i osiągalny cel... – Syknęłam do siebie w myślach.

Mężczyzna przyjął zaoferowaną mu przeze mnie dłoń. Wykorzystał ją jednak dla własnych celów. Kiedy jego palce oplotły moją rękę, poczułam nagłe, silne szarpnięcie. Rzucił mnie na trawę. Uderzyłam lewym barkiem o podłoże, na szczęście potłukłam się mniej, niż powinnam. Choć upadek z mojej perspektywy wyglądał dość groźnie.

– Może i masz szybkość, ale ufność w walce nie jest twoim sprzymierzeńcem. – Stwierdził, zostawiając mnie za plecami. Nie traktował mnie poważnie, dało się to wyczuć w sposobie jego wypowiedzi. Wstałam kiedy tylko odwrócił spojrzenie – Wstawaj. Nie mamy czasu na leżakowanie. – Tylko czekałam na jego kolejną docinkę. Oddawanie w złości to nie technika, ale w przypadku, kiedy ktoś mnie aż tak ignoruje to jedynie wynik jego głupoty.

 Przynajmniej tak myślałam do momentu, gdy drewniany kij przeciął powietrze. Z chwilą mojej próby zadania mężczyźnie pierwszego ciosu po swoim upadku. Za cel obrałam plecy swojego przeciwnika. Wszystko szło gładko, aż do chwili jego reakcji. Enzo nagle się odwrócił i przytrzymał prowizoryczną broń jedną dłonią, co sprawiło, że po raz kolejny runęłam na trawę.

Kurwa, kurwa, kurwa! – Irytacja w głębi mnie zaczęła narastać. W jaki niby sposób wiedział, że zaatakuje go w tej sekundzie? Działałam bezszelestnie, to nielogiczne...

– Jeśli to twoja najlepsza sztuczka, to szczerze się zawiodłem. – Mówił z uśmiechem, który miał pokazać jego wyższość. – Jak na fakt, że zajmujesz się fachem zabijania, powinieneś lepiej ogarniać podstawy. Ten poziom walki może zaimponować mojej koleżance, ale na mnie nie wywiera nawet najmniejszego wrażenia. – Ze złości przygryzłam wnętrze policzka. Wulgaryzmy i wszelkie obrazy w jego kierunku same cisnęły mi się na usta, to coś na wzór niekontrolowanej złości. Czegoś, co chce mną zawładnąć, ale nie może.

– No wstawaj. Pokaż coś lepszego. – Enzo rzucił drewniany kij tak, że teraz znajdował się tuż obok mnie, po czym dodał. – Żałośnie ci szło, ale raz udało ci się trafić. Nie zniechęcaj się. Mamy umowę. – Przypomniał.

Promienie słońca bezczelnie wypalały mnie pod ciemnym materiałem. Czułam, jak moja skóra gotuje się pod stertą tkanin, a Enzo wydawał się nie być tym specjalnie wzruszony. Nawet kiedy wykorzystywałam promienie słoneczne na swoją korzyść, ustawiając jego pole widzenia pod światło.

Nasz trening przypominał taniec, w którym oboje zbieraliśmy nowe otarcia i siniaki do akompaniamentu uderzeń drewna i naszych upadków. Na pewnym etapie poznałam jego postawę. Technika jego walki opierała się na sile i przewidywaniu ruchów, to dość rzadka technika. Raczej nie spotykana wśród strażników. Zabójcy zwykle wymachiwali bronią, jak ich poniosło. Czasem zdarzali się tacy, którzy w tej całej prostocie świecili umiejętnościami, ale nie było ich zbyt wielu. Z drugiej strony król według moich obserwacji dbał tylko o podstawową wiedzę na temat walki. Raczej nie zagłębiał zwykłych zabójców w większe techniki i nie zapewniał im szkoleń. W lochach panowała taka liczebność zabójców, że nikt o zdrowych zmysłach nie wychyliłby nosa za kraty, a ludzie w mieście nie byli na tyle niebezpieczni, by sytuacja tego wymagała. Największe doświadczenie w sztuce posiadali ci, którzy pracowali bezpośrednio w zamku. Z racji tego, że ochraniali rodzinę królewską, musieli umieć nieco więcej niż zwykli cywile.

Trening zakończyliśmy o zmierzchu, to było moim warunkiem. Poruszamy się bez spojrzeń gapiów.

– Dziś też tam idziesz? – pytanie Sienny było bardziej stwierdzeniem, ale postanowiłam nie zostawiać jej bez odpowiedzi. Widząc moją postawę Enzo wtrącił się do rozmowy.

– Zostawię otwarte drzwi. Jak przyjdziesz, to je zamknij. Udostępniam ci mój stary pokój do momentu, aż to wszystko się skończy. – Oświadczył kiedy nasze drogi tego wieczoru miały się rozejść.

Przyjęłam jego propozycje na chłodno. Moją jedyną reakcją na jego propozycję było uniesienie kciuka w górę.

– Uważaj na siebie, jak już tam będziesz. – Dodała zmartwiona Sienna. Widziałam w jej oczach strach i jednocześnie nadzieje na to, że wszystko pójdzie po mojej myśli. To dziwne uczucie. Wracać do piekła ze świadomością, że ktoś gdzieś na mnie czeka. Choć wiedziałam, że wszyscy mieli w tym swoje ukryte cele to i tak było to dla mnie dość dziwne i nowe.

Zostawiłam ich, nie odpowiadając na jej reakcję. Miałam ochotę napisać na kartkach ukradzionego notatnika coś w stylu – Babskie ckliwości... – Ale tak poważnie nigdy nie wiedziałam jak zakończy się moja droga do podziemia. Który raz będzie moim ostatnim razem? Czy nadejdzie jeszcze taki raz, z którego nie wrócę? Dlatego tak ważne było dla mnie zapisywanie tych dni. One pokazywały mi jak wiele mam i co mogłam stracić...

Kształt mojej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz