2. Bo ty nic nie rozumiesz

49 6 0
                                    

- Juls, Juls! - słyszę głos Fermína, gdy pieści moje ramię.

- Mmm - to jedyne, co odpowiadam, nie otwierając oczu.

- Juls już, lądujemy, obudź się.

- Już? – pytam, otwierając oczy i podnosząc głowę znad ramienia Fermina. – Jak to tak szybko minęło?

–Biorąc pod uwagę, że lot trwa półtorej godziny i że od startu śpisz, to normalne, że szybko minął. – śmieje się Fermín.

- O Boże, zaraz będziemy lądować! - mówię zdenerwowana, ani trochę nie lubię lotów, latanie nie ma dla mnie większego znaczenia, ale starty i lądowania są dla mnie bardzo stresujące.

- Nie martw się, nic się nie stanie Juls. - mówi mi Fermín, chwytając moją dłoń i splatając nasze palce, myślę, że to mnie bardziej niż uspokoiło, po prostu jeszcze bardziej zdenerwowało.

Jest moim najlepszym przyjacielem i oczywiste jest, że mamy kontakt fizyczny, ale zwykle nie podajemy sobie dłoni. Samolot wylądował, a my z niego wysiadamy i idziemy w poszukiwaniu swoich walizek.

– Jesteśmy na Ibizie! – mówi podekscytowany Fermín, uśmiechając się, gdy razem z walizkami opuszczamy lotnisko. Tak, w końcu przekonał mnie, żebym przyjechała na Ibizę razem z jego przyjaciółmi. – ​​Chodź, weźmiemy taksówkę, reszta jest już pod domem – mówi, wskazując na taksówkę.

Fermín i ja polecieliśmy samolotem dziś rano z Sewilli, jest to lotnisko położone najbliżej Huelvy. Inni przylecieli z Barcelony już kilka godzin temu.

Łapiemy taksówkę, a Fermín podaje adres taksówkarzowi, pod który ma nas zabrać. Po 10 minutach jazdy zatrzymujemy się przed dość dużym domem, akurat mnie nie dziwi, biorąc pod uwagę, że będzie nas kilka i że niektórzy mają już dobrą pensję piłkarza, tego właśnie się spodziewałam.

- Fermín, albo pozwolisz mi zapłacić, albo po południu polecę samolotem do domu! - grożę mu, gdy wyjmuje portfel ze spodni.

Wiem, jaki jest uparty, ale nie pozwolił mi zapłacić czynszu za dom, więc nie pozwolę mu też zapłacić za przejazd taksówką.

– Wow, nazwałaś mnie Fermín, mówisz poważnie z tą groźbą. – mówi ze śmieszną miną.

Płacę taksówkarzowi i oboje wysiadamy z taksówki, aby zabrać walizki i dzwonimy do domu.

– Dzięki Bogu, żs już jesteśmy wszyscy. – mówi Pedri, otwierając nam drzwi.

– Jak się masz? – pyta Fermín, obejmując go.

– A Dobrze, dobrze. – odpowiada González, po czym wyrywa się z objęć Fermína – Dawno się z tobą nie widziałem, Julio. – mówi teraz do mnie, obdarowując mnie dwoma całusami w policzek i krótkim uściskiem.

Prawda jest taka, że ​​nie
widziałam żadnego z chłopaków od ponad roku. W zeszłym roku w ogóle nie byłam w Barcelonie, Fermína tam nie było, więc nie miałam powodu aby jechać.

Weszliśmy do domu zostawiając walizki obok schodów i udaliśmy się do innych aby się przywitać.

– Właśnie wróciliśmy z zakupów, nie kupiliśmy zbyt wiele, tylko kilka rzeczy na dzisiaj, żeby jak najlepiej wykorzystać dzień. Ci debile już na start chcieli wejść do basenu – mówi nam Pedri, gdy idziemy na zewnątrz, gdzie pod werandą znajduje się ogród z basenem i stołem z kilkoma krzesłami.

Kiedy przyjechaliśmy, przywitaliśmy się ze wszystkimi. Są tu Gavi, obecny zawodnik pierwszego zespołu Barcelony, Hector i Marc którzy grają w drugiej drużynie barcelony, jakiś przyjaciel Gaviego, oraz Mateo i Alejandro, wieloletni przyjaciele Gaviego z Sewilli. Choć każdy ma swoje sprawy i nie spotkają się codziennie, to świetnie się dogadują i tworzą zgrany zespół.

Siempre tú ||| Fermín López (TŁUMACZENIE PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz