rozdział 2.

5 2 0
                                    

W końcu sobota. Od tamtej małej imprezki w tygodniu minęły z trzy dni, przez które nic się nie działo. Jak było powodzianie wyścigi się nie odbyły, co w sumie trochę mnie ucieszyło, gdyż nie musiałam martwić się o brata.

Od rana próbowałam ogarnąć jakieś lekcje, a najbardziej to matmę. Enzo pomagał mi jak mógł, ale nie oszukujmy się, on też nie jest wcale taki dobry. Brat szybko się poddał, gdyż nasza wspólna nauka skończyła się wyzwiskami i zajmowaniem się wszystkim oprócz szkoły.

- Może jakieś korki by ci się przydały - mruknął Enzo, leżący na moim łóżku. Chłopak był zdecydowanie zajęty czymś innym niż pomaganie mi. Odwróciłam się do niego na krześle, żując końcówkę ołówka.

- Nie chcę naciągać rodziców.

- Przecież oni mają w chuj hajsu, sorella¹- zaśmiał się, okręcając na brzuch. I tu oczywiście miał rację. Mama i tata dzięki temu, że Lorenzo był współpracownikiem wujka Luciano miał sporo pieniędzy. Prowadzili hotele, restauracje, kluby, ale też ich zarobki miały swoje źródło w nielegalnych transakcjach między innymi narkotykami czy bronią.

- Wiem, ale na razie chcę sama.- Z powrotem odwróciłam się w stronę biura i wlepiłam wzrok w znienawidzone cyferki. Zaczęłam kreślić jakieś równania, a za sobą usłyszałam, że szatyn próbuje się do kogoś dodzwonić.

- Ej, stary mam małą prośbę...- Zerknęłam na brata, który podniósł się z łóżka i podszedł do okna, wyglądając za nie.- Wpadnij dzisiaj jak możesz.- Brat wykonał rundkę, aż oparł się o oparcie mojego krzesła. Z trudem mogłam usłyszeć z kim prowadzi konserwację.- Jasne, dzięki.

- Co jest?- spytałam, podnosząc na niego wzrok, a on zadowolony stanął u mojego boku.

- Nie interesuj się. Dowiesz się późnej - powiedział i jakby nigdy nic wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Westchnęłam kręcąc głową. Mogło być tak, że Enzo na sprasza sobie kumpli i będą musiała użerać się z pijanymi znajomymi. Rodzice dzisiaj wychodzą, nie wiem czy wrócą na noc, więc brat na pewno wpadł na pomysł, aby dobrze wykorzystać ten czas.

Spojrzałam na ekran telefonu, który wyświetlił moją tapetę z Leah. To zdjęcie zrobiłam jakoś z miesiąc temu, na naszym randomowym wyjściu. Ustawiłam sobie takie zdjęcie, gdyż nie miałam pomysłu na inną tapetę, a tak już zostało. Po prostu się przyzwyczaiłam się.

Zbliżała się już siedemnasta. Zdecydowałam, że już przestanę się uczyć i w końcu skorzystam jakoś z weekendu. Odsunęłam krzesło od biurka i z niego zeszłam. Rozejrzałam się po pokoju nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wyjrzałam za okno widząc, że jest w miarę ładna pogoda więc postanowiłam się przejść. Sama, bez nikogo, aby się chwilkę przewietrzyć.

Otworzyłam ogromną szafę. Wyjęłam z niej czarne dresy, biały top na ramiączkach, a do tego wzięłam trochę za dużą skórzaną, przetartą kurtkę. Ubrałam się w nowe ubrania. Włożyłam do kieszeni, komórkę oraz klucze, a do ręki wzięłam czarne słuchawki.

Wyszłam z pokoju, po czym zauważyłam moją mamę w sypialni na przeciwko. Szatynka miała na sobie czarną zwykłą sukienkę. Właśnie przeglądała się w lustrze.

- O, Shea pomożesz mi?- Spytała, kiedy mnie zauważyła. Kira wychyliła się z pokoju patrząc na mnie wyczekująco. Skinęłam głową i zaczęłam kierować się w stronę pokoju rodziców. Gdy byłam już ma miejscu, szatynka odwróciła się do mnie plecami. Chwyciłam za mały suwak i pociągnęłam do góry, zapinając jej kreacje.

- Gdzie wychodzicie?- spytałam odsuwając się od mamy. Kobieta wygładziła materiał idealnie opinający jej ciało.

- Szczerze nie mam pojęcia - oznajmiła niezbyt zadowolna takim obiegiem sprawy.- Tata jeszcze mnie nie wtajemniczył. Na pewno będzie Luciano i ciocia Tori, tyle dobrego.

ᴛʜᴇ ᴛʀᴏᴜʙʟᴇOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz