Prolog

25 4 2
                                    

Siedzę w kawiarni ze stosunkowo nową znajomą. W moim życiu wszystko wydaje się świeże. Śmieje się właśnie z przytoczonej przez nią anegdotki, gdy moją uwagę przykuwa scena tocząca się po drugiej stronie ulicy. Już nie jest mi do śmiechu. Przez skórę przechodzi mnie dreszcz, impuls jest tak silny, że moje ciało w ułamku sekundy tężeje. Nie mogę oderwać wzroku od witryny, to jest silniejsze ode mnie. Zawsze reaguję tak samo, a w nocy odchorowuję to koszmarami. Wyostrza mi się wzrok. Teraz widzę jak na dłoni każdy szczegół. Dostaję gęsiej skórki, jak zahipnotyzowana patrzę w tamtym kierunku. Jestem niepoprawną masochistką, katuję się, tym co widzę. Mam wrażenie, że oglądam film z przeszłości. Dokument, w którym ona gra moją rolę. Warga mi lekko drży, wstrzymuję oddech. To ja. Boże, to przecież ja! To nic, że jest brunetką wyższą o dobre dziesięć centymetrów. Podobieństwo jest uderzające. Kroczy za nim dobre pół metra ze spuszczoną głową, zrezygnowana, poniżona, ciepiąca. Nie ma makijażu, możliwe, że wychodząc z domu, nałożyła go. Możliwe, że spłynął ze łzami, które zdążyła już wylać. Ten widok ściska mnie za serce. Mam ochotę krzyczeć: zostaw go, zostaw! On cię wyniszcza. Wcale nie jesteś z nim szczęśliwa. Oszukujesz się, wmawiasz to sobie. To nie jest dobry człowiek! Dziewczyno, przejrzyj na oczy, nim będzie za późno!

Wiem jednak, że mnie nie usłucha. Wiem, bo przecież ja też nie chciałam słuchać. Zresztą już próbowałam przemówić jej do rozumu. Za pierwszym razem zwyzywała mnie od najgorszych. Za drugim razem płakała, zapewniając mnie, że jest szczęśliwa. W obu przypadkach nie wierzyła w moje dobre intencje. Ona myśli, że chcę go jej odebrać, wrócić do niego. Totalnie oszalała. Jego zdrada była jedną z najlepszych rzeczy, jakie w życiu mnie spotkały. Rozstanie z nim stało się ulgą porównywalną do pozbycia się z organizmu pasożyta. Oczywiście, że boli, ale jest to inny rodzaj bólu taki, który niesie jednocześnie ze sobą ulgę i ukojenie. Bardziej bolesna jest raczej świadomość, że można było, to wszystko skończyć dawno temu, a może nawet nie rozpoczynać. Seria niewłaściwych wyborów, poczucie straconego bezpowrotnie czasu, nerwów, energii wypala mi dziurę od środka za każdym razem, gdy o tym pomyślę. Mogłabym umartwiać się kolejnych dziesięć lat nad tym, co straciłam, ale przecież wtedy może mnie tak wiele ominąć. Odcięcie się grubą kreską w takim przypadku jest najlepszym rozwiązaniem. Trzeba po prostu żyć, iść do przodu nie oglądać się w tył, nie porównywać, nie doszukiwać się na siłę podobieństw i różnic. Po prostu żyć.

Łatwo powiedzieć. Przecież nawet teraz popijając kawę, ignoruję moją towarzyszkę, brnąc w czeluści, w które nie powinnam się zapuszczać. Wciągam powietrze, z ust wyrywa mi się cichy jęk. Boże, on ją szarpie, szarpie i krzyczy. Na mnie nigdy nie podniósł ręki. Nie podniósł, bo byłam dobrze wytresowana i znałam swoje miejsce. Rozumiałam, czego ode mnie oczekuje. Wiem, że ona za wszelką cenę chce go przytulić. Pewnie w tym momencie błaga go o przebaczenie. Świadczą o tym złożone ręce i grymas na twarzy. Dlaczego tak nisko upadasz! Krzyczę w myślach. Nie rób tego... dodaję, zaciskając powieki. Dobrze wiem, że w tym momencie działa to na niego jak płachta na byka. Na oczach przechodniów z całej siły odpycha ją od siebie. Kobieta zatacza się i w ostatniej chwili łapie równowagę. Odwracam wzrok. Ona nie rozumie, że teraz gdy jest zły, musi dać mu po prostu spokój. Wiem też, co czeka ją w domu i w tym momencie wcale jej nie zazdroszczę. Tak bardzo jest mi jej szkoda, ale sama jest sobie winna. Nie... To błędne i krzywdzące myślenie. Ganię się za to. Nie jest sobie winna, ja też nie byłam. Ulokowałyśmy uczucia w niewłaściwym człowieku. Wiem jak trudno w tak toksycznej relacji przerwać łańcuch. Zrozumieć, że wina nie leży po twojej stronie, lecz jego.

– Aniu, wszystko w porządku? – To pytanie odbija się w mojej głowie echem.

Potakuję machinalnie i bąkam, że muszę iść do toalety. Zmierzam tam, potykając się o własne nogi, oddycham jak ryba wyrzucona na brzeg. Przed oczami robi mi się ciemno. Wchodzę do środka, ciężko dysząc. Zamykam się w kabinie i opieram plecami o zimne płytki. Ataki miewam już coraz rzadziej. Ten jest jednak najintensywniejszy ze wszystkich mających miejsce w ostatnich tygodniach.

W sercu AnnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz