Rozdział 4

90 5 21
                                    

Dzięki Bogu.

Odwróciłam się szybko w stronę mojego bohatera. Bez większych problemów, rozpoznałam w nim chłopaka, o którym mówiła Clara. Szybko zeskanowałam jego postać. Vincent ubrany w czarny luźny t–shirt i tego samego koloru spodnie. Spod koszulki wystawał srebrny łańcuszek, a na dłoni, w której trzymał papierosa, założony miał sygnet. Wydawał się spokojny. Ośmielę się nawet stwierdzić, że był znudzony. Patrzył zblazowanym wzrokiem na twarz chłopaka, który stanął zszokowany. Nie spodziewał się, że ktoś mu przeszkodzi. Puścił moje ramię, więc prędko wycofałam się w stronę mojego sprzymierzeńca. Chłopak zerknął na mnie przelotnie i wrócił do Ethana, który zmienił swoją postawę na bardziej oficjalną.

– Myślałem, że już pojechałeś Vince. – Zaczął rozmowę, jakby nic co chwile temu miało miejsce się nie zdarzyło. Znali się. Ten fakt wcale mi się nie spodobał, jeżeli Clara miała takie towarzystwo to nie chciałam brać w tym udziału.

– Udało mi się wrócić. Jak widać w porę, bo zacząłeś napastować bezbronną kobietę..

Blondyn rzucił papierosa na ziemie, po czym zgniótł go butem. Gdy Ethan miał się odezwać, przeszkodził mu.

– Chciałbym powiedzieć, że trzeba szukać przeciwników równych sobie, jednak ta tutaj. – Kiwnął na mnie podbródkiem. – Pokonała Cię koncertowo. Wydaje mi się, że jeszcze trochę śliny zostało Ci na brwi.

Prychnęłam cicho na jego słowa. Ethan otwierał kilka razy buzie, by coś powiedzieć, jednak nie znalazł dobrych słów. Postanowił się ruszyć, a gdy przechodził obok nas nieprzypadkowo trącił barkiem chłopaka.

– Lepiej jej pilnuj Vincent. – Rzucił ostro i zniknął za krzewami.

Chłopak nic sobie z tego nie zrobił, zaśmiał się i z niedowierzaniem pokręcił głową. Bez słowa rozsiadł się na jednym z krzeseł i zaczął klikać coś na telefonie. Nieco skołowana zebrałam z ziemi swój telefon i torbę, która musiała mi upaść podczas szamotaniny. Usiadłam naprzeciwko chłopaka, jednak nawet nie podniósł wzroku znad urządzenia. Siedzieliśmy chwile w ciszy, wyjęłam z torby papierosy i odpaliłam jednego. Schodził ze mnie stres.

– Dziękuję za pomoc. – Mruknęłam w stronę chłopaka. Nawet na mnie nie spojrzał.

– Gdybyś nie była taka pyskata, nie byłoby problemu.

Chyba sobie ze mnie żartował. Tu nie było grama mojej winy.

– Gdyby twój znajomy nie był psychopatom, nie musiałabym Ci dziękować. – Oskarżyłam go. Uniósł wzrok znad telefonu.

– Właśnie o tym mówię. – Pokręcił głową. – Trzeba wiedzieć, kiedy siedzieć cicho.

Prychnęłam. Z deszczu pod rynnę. Chłopak ponownie skupił się na urządzeniu, jednak znów się odezwał.

– Tak naprawdę, nie rozumiem jaki proces zaszedł w tej twojej blond główce, żeby zamiast odpuścić, to rzuciłaś się na dwa razy większego faceta.

– To chyba logiczne, że nie dam się w taki sposób traktować. – Fuknęłam obserwując go, jednak ponownie nie zrobiło to na nim wrażenia.

Nie podobał mi się jego oskarżycielski ton, nie ja doprowadziłam do tej sytuacji. Ethan był napastnikiem, miałam mu grzecznie przytaknąć i dać zrobić ze sobą co chciał? Po moim trupie.

– Skoro tak logicznie myślisz, to następnym razem nie zachowuj się jak rozwydrzona gówniara. – Odłożył telefon do kieszeni i uniósł wzrok prosto w moje oczy. –Trochę instynktu samozachowawczego, by się przydało.

– Ten oblech powinien nauczyć się kultury. – powiedziałam pewnie, nadal tocząc z nim walkę na wzrok. – Ale widzę, że będziesz bronił kolegi, czego innego mogłam się spodziewać niż robienia ze mnie winnej. Przecież sama prosiłam się o to, żeby się do mnie przysiadł. – sarknęłam.

The heartless betsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz