scena trzecia

16 4 16
                                    

marcus calvet nie lubił robić połowy rzeczy na tym świecie. nie oglądał telewizji, muzyki też nie słuchał. ostatnimi czasy nawet radio go irytowało. czytał jedynie książki i gazety. nie korzystał z mediów społecznościowych, czasem nawet wyłączał telefon na kilka dni.

i samuel mills zdecydowanie nie mógł w to uwierzyć.

— co masz na myśli, mówiąc, że nie słuchasz muzyki? — zapytał ze śmiechem sam, gdy czekali na zamówienie.

— no nie słucham — odpowiedział marcus, całkowicie poważnie. — nie czuję potrzeby. lubię żyć w ciszy. muzyka nie jest cicho.

— ale muzyka to tło! ona wcale nie przeszkadza — kontynuował samuel.

— przeszkadza. nie mogę się skupić, gdy słysze coś w tle. chyba, że to radio. — marcus nadal stał przy swoim punkcie widzenia i nic nie było w stanie go przekonać.

powinien przesłuchiwać samuela. traktować go jako podejrzanego. podejść do tego wszystkiego na poważnie. ale marcus po prostu nie potrafił. miał tę dziwną ochotę poznania samuela, ale w sposób przesłuchujący – przesłuchiwany. chciał go poznać jako osobę. i pewnie był w tym zły. bo marcus nigdy nie poznawał ludzi. peter i chloe pewnego dnia po prostu pojawili się w jego życiu, gdy kończył liceum. i już w tym życiu zostali. to ludzie poznawali marcusa, a nie on ich. ale przy samuelu pierwszy raz czuł chęć poznania go.

samuel był ładny. i mógł to powiedzieć każdy. chociaż marcus nigdy nie nazywał ludzi ładnymi, nie zauważał piękna lub po prostu go nie obchodziło. ale na samuela mógł patrzeć ciągle, co zrozumiał, gdy usiedli naprzeciwko siebie w restauracji. wtedy zauważył, że włosy samuela są jasno brązowe, a oczy za to ciemne, w kolorze czarnej herbaty, którą marcus często pił. calvet potrafił już policzyć wszystkie nieliczne piegi na twarzy samuela. zdążył wydedukować jaką wadę wzroku ma samuel i jak zawsze trzyma lekko uchylone usta. dziwny zwyczaj. samuel palił tylko tanie papierosy, dokładnie te same co marcus. zawsze trzęsły mu się ręce, nawet delikatnie. był niższy niż marcus, chociaż nosił buty na podwyższeniu. i miał kolczyki w uszach, a marcus bardzo kolczyki lubił.

samuel ciekawił marcusa. nawet bardzo. tak bardzo, że chciał spędzać z nim każdą chwilę, czego nie chciał przed sobą przyznawać.

— powiedz mi może w takim razie co lubisz robić — powiedział samuel, kopiąc marcusa pod stołem, jakby nie byli prawie trzydziestoletnimi mężczyznami.

— czytać — odpowiedział krótko marcus, ale zaraz dopowiedział więcej, żeby nie wyjść na niezainteresowanego. — książki i gazety. czasem robię też krzyżówki lub jakieś wykreślanki. na studiach chciałem napisać książkę, ale porzuciłem ten pomysł. chyba nie mam cierpliwości do takich rzeczy.

— a co cię skłoniło do zostania detektywem? — zapytał nagle samuel.

— a co ciebie do zostania policjantem? — marcus odbił pytanie, unikając na nie odpowiedzi. nie czuł się gotowy, żeby opowiadać samuelowi całą swoją historię.

— nie wiem — odpowiedział szczerze sam. — nie ma za tym żadnej łzawej historyjki. pomyślałem, że może być ciekawie. i nie jest.

— chyba nie spodziewałeś się, że będą wrabiać cię w zabójstwa — zaśmiał się marcus, pierwszy raz poruszając temat śledztwa.

ale samuel nie odpowiedział, bo kelnerka przyniosła ich jedzenie. i może samuel nawet nie chciał odpowiadać. w ciszy zabrał się za swoje jedzenie, a marcus po prostu go obserwował. może było to dziwne, ale marcus nigdy nie lubił obserwować ludzi. z samuelem wszystko było inne.

— przestań się na mnie tak patrzeć — mruknął samuel.

— przepraszam — odpowiedział szybko marcus, spuszczając wzrok. samuel się zaśmiał, ponownie kopiąc go pod stołem. — zachowujesz się jak dziecko.

— wcale nie. — samuel uśmiechnął się i znów kopnął marcusa.

calvet tylko wywrócił oczami, ale chciał się zaśmiać.

~

marcus wrócił do domu w dobrym humorze, co było nowością. w mieszkaniu zastał petera, ale to nowością nie było.

— gdzie chloe? — zapytał marcus, od razu po rzuceniu płaszcza na podłogę (nie kupił wieszaków ani szafy).

— pracuje — odpowiedział peter, rozwalony na kanapie, która sam kupił i zaciągnął do mieszkania marcusa, żeby mieć gdzie spać. — byłeś z samuelem? jak śledztwo?

— śledztwo... — zaczął zakłopotany marcus. — więc...

— nie wierzę, rumienisz się — zaśmiał się peter. — widzę, że śledztwo idzie bardzo dobrze.

— próbuję poznać samuela — wyjaśnił marcus, siadając obok przyjaciela. — ale się... boje. nigdy nie poznawałem ludzi. prawie z nikim nie rozmawiam.

— marcus... — zaczął peter. położył dłoń we włosach calveta. — dasz sobie radę. ja i chloe cię znamy i jesteśmy za ciebie niesamowicie wdzięczni.

marcus miał w głowie wiele myśli, których nie wypowiadał. wiele rzeczy go niepokoiło, burząc jego rolę zimnego, wypranego z emocji detektywa. ale przy peterze mógł to pokazać. nie mówił nic, bo peter go rozumiał. tylko przy nim mógł pokazać, że jest za słaby na to wszystko.

— zostajesz na noc? — zapytał marcus.

— jeśli ci nie przeszkadza, że mam na szóstą do pracy — odpowiedział peter.

— okej. obudź mnie kiedy wstaniesz, to zrobię ci śniadanie.

— masz jedzenie w lodówce? nowe, nie znałem?

następnym co peter poczuł była ręka marcusa, uderzająca w jego głowę.

a/n te rozdzialy robia sie coraz krotsze przepraszam

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 01 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

so long london 'original storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz