Rozdział 3

11K 230 8
                                    


Miałam ochotę wyć.
Ta praca zdecywanie nie była spełnieniem marzeń.
Nie spodziewałam się wiele po pierwszym dniu, który cały miałam spędzić z sekretarką, ucząc się swoich obowiązków.
Ale kolejny dzień już byłam sama. Jakoś oczekiwałam czegoś, wszystkiego, każdego brudnego słowa, który wypowiedział do mnie Noah.
A on nie zrobił kroku w moją stronę. Moje obowiązki opierały się na kserowaniu dokumentów, robieniu kawy i zapisywanie wszystkich wydarzeń w kalendarzu.
Gdy wchodziłam do pracy biuro pustoszało. Na najwyższym piętrze i tak znajdowały się jedynie cztery pokoje, w których ktoś pracował, ale szybko pustoszały.
A ja zostawałam sama z Noah, który zdawał się nie zwracać na mnie uwagi.
Nie miałam pojęcia po co te wszystkie teksty, rozmowa kwalifikacyjna polegaja po pokazaniu mu swojego ciała, skoro on skupiał się wyłącznie na pracy.
Byłam niezaspokojona i jedynie czego chciałam to aby mnie wypieprzył. Ale co miałam zrobić? Paść na nim na kolana i błagać, aby mnie przeleciał?
Te jego zasady były bez sensu. Po co była mi spódnica i brak majtek, skoro on i tak nie zwracał na to uwagi?
Więc po sześciu dniach mojej pracy w tym miejscu zdecydowałam się złamać te zasadę.
Ledwo przychodziłam do pracy, jeszcze zanim usiadłam za swoim biurkiem przynosiłam mu kawę. Wymagał, aby była podana o tej samej porze i każde opóźnienie skutkowało jego gniewem. Nie doświadczyłam tego, bo w moim przypadku kawa zawsze była podana na czas.
Nawet na mnie nie spojrzał, gdy przynosiłam mu kawę. Dopiero, gdy chciałam postawić ją na biurku odezwał się tak gwałtownie, że połowa napoju wylądowała poza filiżanką.
  - Gdzie twój uniform?!
  Nie spodobały mu się moje spodnie? A to dziwne, bo wyglądały zupełnie jak jego, tylko w damskiej wersji.
  - Zdejmij je.
  Tego to się nie spodziewałam. No dobra, wiedziałam, że będzie wkurzony. Taki był mój cel, ale jakoś nie spodziewałem się, że połączy mój brak spódnicy z seksem.
  - Skoro nie masz odpowiedniego uniformu, to dzisiaj będziesz chodziła bez niego.
  - Co kurwa?!
  To było przegięcie. Nie miałam nic przeciwko ściąganiu przy nim ubrań, ale przy nim. Niby biuro było puste, ale czasami ktoś się w nim pojawiał. Ochroniarz, sprzątaczka albo ktoś wracał po jakąś zapomnianą rzecz.
  - Nie przeklinaj. Ściągnij spodnie.
  Właśnie o to mi chodziło,  o ten twardy ton głosu, który mnie podniecał, ale nie w takiej sytuacji.
  - Nie będę powtarzał.
  Wiedziałam, że z nim nie ma żartów. Sam mnie o tym ostrzegał. Albo wykonywałam jego rozkazy, albo żegnałam się z tą pracą, której nawet dobrze nie zaczęłam.
W końcu nawet nie wspomniał nic o tym, że będę musiała wyjść bez spodni z jego gabinetu. Po prostu kazał mi je zdjąć.
Więc to zrobiłam i podziękowałam sama sobie, że złamałam tylko jedna zasadę. Przynamniej nie miałam na sobie majtek.
  - Stań pod ścianą.
  W końcu. Obojętnie mi było jak to zrobi, aby mnie wziął.
  Zajęłam miejsce przy ścianie naprzeciw biurka i obróciłem się twarzą w jej stronę, gdy wydał taki rozkaz.
  - Bliżej ściany.
  Powtarzał to kilka razy, aż praktycznie się o nią oparłam.
  - Ręce na kark.
  Nawet się nie zawachałam.
  - Pół godziny, Lila.
  Po prostu musiałam się odwrócić, aby na niego spojrzeć i ledwo to zrobiłam uniósł jedną z brwi.
  - Co, kurwa?!
  - To twoja kara. Skoro zachowujesz się jak przedszkolak, to będziesz miała karę jak jeden z nich.
  - Chyba sobie kurwa żartujesz!
  - Za każdy niepotrzebny ruch zwiększam karę o kolejne pół godziny. Masz stać nieruchomo.  
Że co?
On sobie ze mnie żartował.
Zdążyłam jedynie otworzył usta, kiedy ten dureń rozkazał:
  - Zajmij pozycję.
  W co ja się wpakowałam? Stałam jak idiotka przy ścianie, jak małe dziecko, odesłane do kąta. Mój nagi tyłek wręcz świecił w jasnym pokoju i byłam wręcz pewna, że ten dureń czeka na mój najmniejszy błąd.
Moje policzki zapalały czerwienią i nie byłam pewna, czy to z powodu zażenowania, czy złości, którą czułam.
Stałam z założonymi rękami, czując jak cierpną mi nogi i ręce. W pokoju panowała absolutna cisza i nijak nie mogłam stwierdzić, ile minut już upłynęło.
  - Możesz się odsunąć.
  To było jak cholerna nagroda, te jego zakończenie kary. Od razu odsunęłam się od tej przeklętej ściany i ściągnęłam ręce w dół. Musiałam wyglądać jak idiotka z tak zarumienionymi policzkami, ale nic nie mogłam na to poradzić.
  - Przynieś mi kawę.
  Cholera.
Mój wzrok od razu powędrował na podłogę, gdzie leżały moje spodnie.
  - Mogę...
  - Skoro nie masz uniformu, to chodzisz bez.
Wiedziałam, że albo zakładam te spodnie i nigdy więcej tu nie wracam, albo ryzykuje własnym tyłkiem i idę mu po tą pieprzoną kawę.
To było jeszcze gorsze niż stanie pod tą ścianą. Tam przynamniej gapił się na mnie wyłącznie on, a tu nie miałam takiej pewności.
Serce biło mi jak oszalałe, kiedy niemal podbiegłam do kuchni. Musiałam minąć dwa pokoje i korytarz, zanim dopadłam ekspresu. Kawa jeszcze nigdy nie nalewała się tak wolno.
Jednak ciągle miałam odrobinę szczęścia. Nie było tam nikogo. Z ulgą zamknęłam za sobą drzwi gabinetu i postawiłam kawę na biurku.
Noah dokładnie w momencie, gdy napój dotknął blatu spojrzał na swój zegarek.
  - Trzydzieści sześć minut opóźnienia.
  Znowu chciał mnie karać? Przecież to była jego wina. To on kazał mi stać przy durnej ścianie, zamiast znowu przynieść kawę.
Wstał i moje serce od razu przyspieszyło.
Zrobił to jedynym ruchem. Zacisnął dłoń na mojej talii i przechylił do przodu, układając górną część mojego ciała na oparciu fotela.
Poczułam jego ciało, gdy stanął tuż obok i za nic nie mogłam opanować drżenia.
  - Trzydzieści sześć razy. Licz.
  Jego dłoń spadła na mój prawy pośladek z taką siłą, że jęknełam.
  - Jeden.
  Ledwo odliczyłam, kiedy spadł kolejny cios.
Nigdy nie dostałam lania, a on robił to tak mocno, że miałam ochotę wyć. Tylko nie mogłam, bo kazał mi odliczać. Bez tego na pewno byłoby o wiele łatwiej.
  - Proszę- jęknełam zamiast odliczania za którymś razem.
  - Jeszcze tylko kilka, blondyneczko.
  Cholera, niby jego głos zmiękł, ale ręką nie. Uderzał dalej, mimo, że przestałam odliczać. Krzyk wyrwał się z mojego gardła z każdym kolejnym uderzeniem.
Kiedy w końcu skończył moje policzki były całe we łzach, które wylałam.
Nie wiem kiedy, ale znalazłam się na jego kolanach. Siedziałam przodem do niego na jego fotelu, gdy jego palce ocierały mi łzy z twarzy.
Trwało to zaledwie chwilę, dał mi łagodności, której potrzebowałam, zanim chwycił mnie w talii i nasadzil na swojego fiuta.
  - Ujeżdżaj mnie, blondyneczko.
  Był idealnie gruby, wypełniał mnie tak bardzo, że miałam ochotę jęczeć od samego tego uczucia.
Jego dłonie zacisnęły się mocniej na moim ciele i wręcz musiałam jęknąć.
Podniosłam się do góry, wytwarzając rozkoszne tarcie między naszymi ciałami.
Gorzej było, gdy moje obite pośladki otarły się o gruby materiał spodni Noah. Syknełam z bólu, od razu porywając się do góry.
Ręką Noah zacisnęła się w moich włosach, kiedy szarpnął moją głowę do tyłu. Jego usta przesunęły się po moim policzku, zanim szepnął mi wprost do ucha:
  - Żadnych więcej gierek, Lila. Zrozumiałaś przekaz?
  Aż nazbyt zrozumiałam. Nie zamierzam więcej się z nim droczyć, mimo, że osiągnęłam planowany efekt.
  - Tak, panie Noah. Będę grzeczna.
  Chciałam po prostu dojść. Szybko i mocno. Więc poruszałam się na jego fiucie właśnie w ten sposób.
Zacisnęłam dłonie na ramionach mężczyzny, aby utrzymać równowagę, w rytmie, który idealnie mi pasował. Mocne pchnięcia, ograniczające ból pośladków tak mocno jak tylko się dało.
Noah był tak samo podniecony jak ja. Jego oddech zmienił się na cięższy już po chwili.
Jego jedna dłoń dalej trzymała mocny uchwyt na moim włosach, usta nieprzerwanie poruszały się po szyi i twarz. Za to druga dłoń sięgnęła między nasze ciała, namierzając łechtaczkę.
Krzyknęłam, ledwie poczułam tam jego dłoń. Potrzebowałam czegoś więcej i dał mi to chwilę później. Uszczypnął mnie, pozwalając mi wreszcie przekroczyć szczyt.
Wytrysnął w moim wnętrzu chwilę później. Ciepły płyn rozlał się we mnie, przedłużając mój orgazm.
Potrzebowałam chwili, żeby się otrząsnąć. Siedziałam na jego kolanach, otoczona ramieniem, abym nie spadła. Nasze szybkie oddechy były jednymi dźwiękami w całym pomieszczeniu.
Noah klepnał mnie w tyłek tak niespodziewanie, że podskoczyłam. Mimo, że zrobił to o wiele łagodniej, niż podczas kary to i tak syknełam z bólu.
- Wracaj do pracy, blondyneczko.
Cholera.
Z tymi roztrzoanumi włosami wyglądała tak dobrze, że mogłam wskoczyć mu na kolana jeszcze raz.
Zeszłam z jego kolan i na szczęście nogi mnie utrzymały. Odsunęłam się o krok, a później drugi, tak dla pewności i rozejrzałam się po podłodze, w poszukiwaniu moim spodni.
  - Nic z tego blondyneczko.
Utkwiłam w nim wzrok, ale on jakby nigdy nic, jakby właśnie się nie pieprzył przeglądał jakieś dokumenty.
  - Zasady są po to, aby ich przestrzegać. Skoro nie masz uniformu to chodzisz bez.
  - Ale...
  - Poprawna odpowiedź to: tak, panie Noah.
  Przeklęty, irytujący sukinsyn.
  - Tak, panie Noah.
 

Asystentka [+18] Jessica Gotta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz