- Czyli, co mam tutaj siedzieć i czekać na jakiś cud? – jęknąłem w końcu, odrzucając gdzieś na bok wyrwane z głowy piór. – W czasie gdy moja rodzina się znowu rozpada? Gdy ojciec... on... - zacisnąłem powieki, gdy przed oczami pojawiał się twarz ojca, jednak to sprawiło że obraz stał się wyraźniejszy. – Dlaczego on? – z trudem wyciągnąłem nogi spod ciała Tailli i skuliłem się mocno, ukrywając twarz w kolanach, a wraz z nią swoje łzy.
Po chwili usłyszałem obok siebie ciche skomlenie, a miękka sierść otarła się o mój policzek. Spojrzałem na pysk nie-wilczycy, której oczy zdążyły złagodnieć i wypełnić się delikatną troskliwością. Widząc, że na nią patrzę, ta znów otarła się swoim pyskiem o moją twarz, a ja mimowolnie uśmiechnąłem się delikatnie, doceniając ten ciepły gest, szczególnie, że przecież nie było powodu, by Tailla przejmowała się moimi problemami.
- Przepraszam, ja... to już kolejny raz, gdy ktoś ważny umiera na moich oczach i znów nie potrafiłem nic z tym zrobić... - wyjaśniłem, próbując otrzeć łzy. – Czuję się przez to jeszcze bardziej bezsilny i bezużyteczny... całe życie uczyłem się po to, by jeśli znów dojdzie do czegoś takiego, to móc coś zrobić i nic to nie dało. I jakby tego było mało, to jeszcze nie mogę być teraz z rodziną... bo spanikowałem i uciekłem, jak ostatni kretyn... - pociągnąłem nosem, starając się uspokoić i jakoś przekuć to wszystko w żart, by nie poddać się szlochowi. – Na dodatek nie mam pojęcia co to za miejsce, ani nawet z czym tak właściwie rozmawiam, bo skoro nie jesteś wilkiem, to naprawdę nie wiem, czym mogłabyś być... I będąc zupełnie szczerym, chyba ciągle mam nadzieję, ze to wszystko koszmar i zaraz się obudzę. Bardzo chciałbym się po prostu obudzić – przyznałem, choć zdawałem sobie sprawę, że do tego nie dojdzie. Ta widząc moje załamanie przejechała po mojej twarzy swoim różowym językiem, co było tak niespodziewane, iż nawet cicho się zaśmiałem, wycierając go dłonią ze śliny. – Nie wiem co robić – szepnął, odruchowo sięgając do jej miękkiego futra i przeczesując je palcami, czując że ten gest pomaga mi się uspokoić.
- Na początek zamiast uciekać, możesz pójść ze mną znaleźć ci coś do jedzenia, za nim padniesz z głodu – zaproponowała spokojnym głosem.
Dopiero te słowa uświadomiły mi, że faktycznie jestem głodny, nawet bardzo. Ostatni posiłkiem było moje wczorajsze śniadanie, po którym zająłem się przygotowaniem lekarstw dla siostrzenicy, a później poszedłem pomagać ojcu, ignorując obiad. Odruchowo chwyciłem się za brzuch, czując jaki ten jest pusty. Mruknąłem pokornie, iż to faktycznie nie najgorszy pomysł i zacząłem powoli podnosić się na nogi.
Tym razem potulnie ruszyłem za Taillą, nie próbując uciekać, bo jak wcześniej stwierdziłem, i tak nie wiedziałbym którędy. Zamiast tego z zainteresowaniem wychylałem się zza krawędzi gałęzi, przesuwając wzorkiem po skalnych ścianach, których podstawy zasłaniała gęsta mgła stworzona przez wodospady. Zastanawiałem się, jak głęboki jest ten skalny lej, a co za tym idzie, jak wysokie jest to monumentalne drzewo, którego ramiona służyły za mosty. Uparcie wpatrywałem się w mgłę, licząc na to, że w ten sposób pobudzę swoje krucze geny i te pozwolą mi zobaczyć więcej, tak jak to ostatnio im się zdarzało. Jednak jak to często bywało z umiejętnościami, których człowiek w pełni nie kontrolował, gdy chciało się by te zadziałały, one nie miały na to ochoty. Zrezygnowany westchnąłem w końcu, odsuwając się od krawędzi gałęzi, woląc zrobić to za nim skończą się moje resztki szczęścia, a ja runę w dół, czując że mógłbym mieć w takiej sytuacji zdecydowanie mniejsze szanse na przeżycie, niż podczas swojego wczorajszego wyskoku z okna.
- To jesteś lupusem? – zapytałem w końcu, po kilku minutach marszu w milczeniu, gdy docieraliśmy już z powrotem do groty.
- Nie, ani lupusem, ani żadną inną odmianą nadrodzonych, nie jestem nawet nieczutą – odpowiedziała z lekkim rozbawieniem w głosie, zeskakując na miękką trawę, sprawiając że w powietrze wzbiły się pyłki dmuchawców, a podmuch wiatru zabrał je w moją stronę.
CZYTASZ
Władca Kruków {Wilcze Kroniki}
FantasyKulił się pod drzewem, słysząc jak gałęzie drzew dookoła trzeszczały od wiatru. Zamieć z każdą chwilą stawała się silniejsza, a on tracił siły. Przyciskał dłonie do ciała, czując jak oblewa je gorąca krew, plamiąca skórę, ubrania i śnieg dookoła. Po...