Rozdział 3

638 41 4
                                    

Celeste

Czasem jest lepiej milczeć. Po prostu się nie odzywać. Zwyczajnie zignorować. Przytaknąć i żyć dalej. Bo jeśli człowiek się zacznie angażować w wszystko co go otacza, a nawet gdy nie otacza. To można zwariować. Nie trzeba wiedzieć wszystkiego. Istnieją ciekawskie osoby, ale czy na prawdę was wszystko interesuje?
Osoby trzecie nie są do niczego potrzebne w niektórych sytuacjach.

Dlatego cenię prywatność.

– To nie tak, skarbie. Michael mnie zaprosił. – przekrzykiwał przez głośną muzykę.

– Ivan, mogłeś mi powiedzieć. Szczerość to podstawa. – przechadzałam po pokoju.

– Przecież cię nie okłamałem. Tylko wyszedłem do klubu, nie ma w tym nic złego.

– To że jestem w Europie nie oznacza że nie chcę wiedzieć co mój chłopak robi. Nie dostaje od ciebie żadnych telefonów, smsów, jakichkolwiek znaków życia. – westchnęłam.

– Więc nie jesteś zła, o to że wyszedłem do klubu? – zapytał z nutką nadziei.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Nie jestem na niego zla. Po prostu się zawiodłam. Oczekuje po prostu szczerości. Czy to jest takie trudne?

– Zawiodłam się.

Każda dziewczyna potrzebuje atencji. Jedna więcej niż druga. Ja dotychczas nie zwracałam na to uwagi. Myślę że przydałaby mi się dawka atencji od mojego chłopaka. Ivan jest zapewniony iż go nie opuszczę, dlatego traktuje mnie bylejak. Tak jak mu się zachce.

Rozłączyłam się zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Potrzebuje świeżego powietrza. Stanęłam przed lusterkiem i oceniającym spojrzeniem przejechałam po swoim ubiorze. Ściągnęłam z siebie komplet dresowy i sięgnęłam po jeansy i top w kolorze czarnym. Ruszyłam w stronę garażu, po drodze zebrałam kluczyki do wakacyjnego samochodu.

-

Wcisnęłam gaz. Wbiło mnie w siedzenie a wiatr przewiał przez moje ciemne włosy. Moja dłoń powędrowała do głośnika, piosenka o tytule How Deep Is Your Love ~ Calvin Harris, Disciples rozbrzmiała się jeszcze głośniej.

Stwierdziłam że się przejadę po pustych ulicach Mediolanu. Właśnie wybiła trzecia godzina w nocy.
Zacisnęłam wargi, zacisnęłam palce na kierownicy i przyspieszyłam. Uśmiech sam wił mi się na twarzy.
Czasem do wymarzonego życia nie potrzeba dużo. Zazwyczaj ludzie oceniają innych po tym co mają, pieniądze, samochody, wygląd, ...
Według mnie ludzie najwięcej mają w sobie. Nie mogę spojrzeć na drugą osobą i ją ocenić po tym ile ma w portfelu. To jest absurd. Zajrzę komuś do portfela i powiem że jest miłą i ciepłą osobą która kocha zwierzaki i uwielbia czytać książki. Skąd miałabym to wiedzieć jeżeli nigdy z nią nie gadałam, tylko spojrzałam jaką ma kwotę na koncie. Na swojej drodze napotkałam sporo takich ludzi. Wystarczyło że im się przedstawiłam nazwiskiem, a oni już mieli obraz mojego życia w głowie. Nie wiedzą co mnie przytrafiło w dzieciństwie, nie mają pojęcia jak się aktualnie czuję, czy wolę herbatę od kawy, słodkie od słonego, ...

Wystarczy im nazwisko by wiedzieć na tip top jak wyglądało moje życie. No absurd.

W lusterku odbiły się światła innego samochodu. Zmarszczyłam lekko brwi gdy auto zjechało na pas po prawej. Czarne porsche nie wyprzedziło mojego samochodu, tylko jechało tą samą prędkością co ja.
Odwróciłam głowę w bok by się przyjrzeć osobie za kierownicą.

Uścisk w klatce spowodował iż z trudnością przełknęłam ślinę.

Mężczyzna.

Ten z restauracji.

Który się na mnie patrzył.

Zaschło mi w gardle.

Zamiast patrzeć na drogę, patrzyliśmy na siebie. Świat przestał istnieć. Wszystko działo się w powolnym tempie. Adrenalina buzowała w moich żyłach. Co on tu robi? O tej godzinie?

Czy on mnie śledzi?

Ugryzłam się w wargę i powróciłam spojrzeniem na drogę. Zatrzymało nas czerwone światło. Stojąc przy światłach, czekając na kolor zielony. Ponownie nawiązałam kontakt wzrokowy z mężczyzną. Nawet gdy się na niego nie patrzyłam, to on to robił. Towarzyszyły mi ciarki na odkrytych ramionach. Nie wiem, co kryło się za jego tajemniczym spojrzeniem. Mogł zsunąć szybę samochodu i zacząć ze mną konwersacje, tylko tego nie zrobił. Siedział za kierownicą i mi się przyglądał.

Pomarańczowe.

Skupiłam wzrok na drodze.

Zielone.

Wcisnęłam gaz.

Wyprzedziłam mężczyznę z zadowolonym uśmiechem na twarzy. Wiatr przewiał mi przez włosy. Wsunęłam okulary przeciwsłoneczne na nos i zerknęłam na lusterko. Nie dostrzegłam go nigdzie.
Samochód jechał tuż obok mojego. Mężczyzna puścił mi oczko i mnie wyprzedził. Szczęka mi opadła. No dobrze, jeśli tak się chcesz bawić, to się przygotuj na katastrofę. Zacisnęłam palce na kierownicy. Przerzuciłam biegi i przyspieszyłam. Znowu jechaliśmy z tą samą prędkością, obok siebie. Uważnie spojrzałam na mężczyznę i posłałam mu zwycięski uśmiech. Wyprzedziłam i dostrzegłam światła. Pomarańczowy. Wcisnęłam gaz i przejechałam przez światła. Już mnie nie dogoni. On ma czerwony. Nie może jechać. Mój wzrok padł na lusterko. Zsunęłam okulary by móc się lepiej przyjrzeć przegranej.

Nie przegrał.

Przejechał przez czerwone światła.

I mnie gonił.

Przełknęłam parzącą gorycz zbierającą się w buzi.
Kto to, do jasnej kurwy, jest?

Dogonił mnie. Tylko dlatego, bo ja zwolniłam. Wyprzedził mnie i nadal jechał rozpędzony. Chciałam go zgubić, dlatego czekałam aż będzie w oddali. Skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę i odczekałam. Nie znałam innej drogi powrotnej, więc musiałam wrócić tą samą którą przyjechałam.

Na całe szczęście. Już go nie napotkałam i trafiłam bezpiecznie do domu.




__
Rozdział 3

Nightmare SummerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz