Morsik obudził się bardzo wcześnie, gdy Świetlistka jeszcze spała, natomiast Srebrnego Skrzydła nie było, co bardzo zaskoczyło kocurka. Wyszedł ze żłobka i zauważył ogromne poruszenie. Co się działo? Zaczął nasłuchiwać:- Spokojnej drogi Arbuzowe Futro! - zawołała Srebrne Futro.
- Niech klan Żywiołów ma cię w swojej opiece! - to był ojciec Morsika - Mroźny Pazur.
Tłum zaczął się powoli rozchodzić i... I wtedy ją zauważył, jasno rudo - brązową kotkę. Piła wodę ze strumienia przepływającego przez obóz, przezroczyste, krystaliczne kropelki spływały jej po wąsach. Była za mała na ucznia i za duża na małego kociaka, więc...Musiała być Listką! Morsik pobiegł do niej ile sił miał w łapach, zanim zdołała odejść.
- Cześć! Jestem Morsik! - przywitał się.
- Do czego mi ta wiedza?! - przez jej pyszczek przebiegł cień bólu, a Morsik miał wrażenie, że kotka zaraz się rozpłacze.Ta jednak zacisnęła zęby i szybkim krokiem oddaliła się. Szaro błękitny kociak stał w osłupieniu, patrząc na kotkę. Kiedy wpatrzona w taflę wody siedziała nad strumieniem, w jej żółtych oczach odbijały się promienie słońca. Potem jednak zamgliły się niewyobrażalnym cierpieniem, którego kocurek nigdy nie odczuł.
Kim ona jest? - zastanawiał się Morsik.
- Morsiku! - jego siostra podbiegła do niego - Kto to był? - wskazała łapą na Listkę.
- Yyy... To jest Listka - odpowiedział niepewnie.
- Listka? Wydawała się wredna - Świetlistka zawsze była strachliwa w stosunku do obcych, więc trudno jej się dziwić, że nazwała Listkę wredną.
- Nie ważne! chodźmy do reszty! - zawołał.
Kociaki wymyśliły kolejną zabawę, śmiejąc się i podskakując. Natomiast Listka w samotności siedziała na jednej ze skał obok strumyka, liżąc łapę.
~Jakiś czas później u Arbuzowego Futra~Arbuzowe Futro skakał od skały do skały, krocząc po terytorium klanu Powietrza. Już nie długo znajdzie się w Cichych Jaskiniach, a potem będzie musiał tylko wybrać odpowiedni tunel, by dojść do Iskrzącego Kryształu. Zeskoczył lekko z głazu, czując przeszywający ból w łapie.
- Co na Klan Żywiołów?! - krzyknął wyciągając kolec z łapy.
A może przodkowie chcieli go w ten sposób ostrzec przed wejściem do Cichych Jaskiń ?
Bzdura! - pomyślał.
Medyk kulejąc wszedł do właściwego tunelu i skierował się do Iskrzącego Kryształu. Jego oczom ukazał się ogromny kamień w odcieniu pomarańczu z końcami w kolorach tęczy. Słońce już zaczęło zachodzić, a Arbuzowe Futro nie potrafił oderwać wzroku od kryształu. Zawsze tak było, piękno kamienia wręcz pochłaniało medyka. Rudy kocur ocknął się i położył przed kamieniem, dotykając go nosem.
Wtedy przez otwór w suficie zaczęły w padać promienie słońca, a z kryształu zaczęły sypać się złote iskry. Pewnie, dlatego koty nazwały go właśnie Iskrzącym Kryształem. Arbuzowe Futro wzdrygnął się, nigdy nie mógł przyzwyczaić się do tego, że iskry paliły jak ogień. Kiedy w końcu zapadł w sen usłyszał wołanie:
- Arbuzowe Futro! Arbuzowe Futro! - doleciał do niego znajomy słodki zapach.
- Miedziana Iskra! - kocur otarł się o ukochaną matkę wdychając jej zapach.
Koty stały wtulone w siebie, do czasu kiedy Miedziana Iskra nie otsunęła się. Zaskoczony Arbuzowe Futro spojrzał na nią zdziwiony i wtedy przypomniał sobie po co się tu znalazł.
- Przyszedłem tu... - zaczął.
- Wiem po co przyszedłeś - przerwała mu Miedziana Iskra.
Kocur wbił w nią zaciekawione spojrzenie, więc ta kontynuowała:
- Zbliża się niebespieczeństwo, Arbuzowe Futro. Jeden członek klanu odepsze atak, jednak zapłaci za to wysoką cenę. Zbliża się tragedia, mój synu - zakończyła rozpływając się w powietrzu.
- Nie! Zaczekaj! Powiedz mi coś więcej! - krzyczał medyk klanu Wody.
Nagle znalazł się w zupełnie innym miejscu, słońce wciąż zachodziło, drzewa kołysały się na lekkim wietrze. Jednak coś było nie tak... Coś... Wtem poczuł silne uderzenie w pysk od, którego zakręciło mu się w głowie. Arbuzowe Futro bił łapami na oślep, miotając się na wszystkie strony. Błysnęła jasna sierść w odcieniu słońca, a potem wszystko spowiła czerwień krwi. Z gardła kocura wydobył się głośny krzyk, a potem nie słyszał już nic.
...Arbuzowe Futro powoli obudził się przy Iskrzącym Krysztale. To był tylko sen?Nareszcie poczuł, że rozjaśnia mu się w umyśle. A, więc to jemu ma się przytrafić ta tragedia? Nie... Po pierwsze Arbuzowe Futro był wyższy, a nie tak niski jak w jego śnie, a wysokość była akurat jego znakiem rozpoznawczym. Po drugie kiedy z jego pyska wydobył się krzyk nie przypominał on wcale głosu rudego medyka. Kocurowi ulżyło i spróbował zmusić nogi do tego, aby się podnieść. Bez skutku.
- No pięknie! Jeszcze trochę tu posiedzę - mruknął sam do siebie.
Wrócił do rozmyślań. A więc kto został zaatakowany? Jak mu pomóc? Kim był kot, który uratował mu życie? Spróbował wstać jeszcze raz. Tym razem mu się udało.
- Dzięki Klanowi Żywiołów! - medyk nie zamierzał marnować czasu.
Szybkim krokiem oddalił się od kamienia. Zastanawiając się nad wiadomościami od klanu Żywiołów. Dlaczego Miedziana Iskra nie powiedziała mu nic więcej? Jeszcze za życia matka zawsze go wspierała, czego nie można było powiedzieć o jego ojcu. Nigdy nie pogodził się z myślą, że JEGO syn został medykiem. Arbuzowe Futro wyszedł z jaskini, zaskoczony panującym mrokiem. Księżyc świecił jasnym blaskiem, a migoczące punkciki Srebrnej Skóry jaśniały na nocnym niebie.
- Już tak późno? - zdziwił się.
CZYTASZ
Wojownicy:Przedświt Zagłady
AdventurePRZEDŚWIT ZAGŁADY? A MOŻE PRZEDŚWIT SZCZĘŚCIA? Wszystkie klany udało się odbudować. Koty wiodą spokojne i bezpieczne życie,aż do czasu w którym Arbuzowe Futro dowiaduje się o mrocznej przyszłości. W lesie znowu czai się zło, które w każdej chwili mo...