rozdział 1

7 2 0
                                    

-Viv, powinnaś spróbować czegoś poza ciasteczkami. Zobacz jak wszyscy świetnie się bawią.
- Słodycze to dla mnie rozrywka.
- Zatańcz ze mną, to nie jest prośba Vivienne Hiltoe.
- Zatem zmuszasz mnie? - Podałam jej rękę. Zabawne, że wytworni goście zapewne wysnują jakieś intrygi na temat widoku dwóch młodych kobiet tańczących walca, ale ja nie jestem gościem, zatem mnie to w ogóle nie obchodzi.
- Tak, zdecydowanie! - Elodie jest moją najlepszą przyjaciółką. Jest energiczna, zabawna i inteligentna. Wciąż błaga mnie bym chodziła z nią na bale, przyjęcia, bankiety, poczęstunki i inne wydarzenia towarzyskie, a ja, mimo iż nie jest to w kręgu moich zainteresowań, zakładam wytworne suknie i robię to dla niej. Zazwyczaj udaję się tam tylko po to, aby kosztować łakoci, przygotowywanych przez drogich kucharzy i kucharki. Gospodarze nigdy nie oszczędzają na słodkościach oraz napojach, które są zazwyczaj z mniejszą lub większą nutą alkoholu. Tysiące monet wydają także na kwiaty, coś zachwycającego i szokującego, zasłony, tudzież inne elementy wystroju.
    Taniec zdecydowanie nie jest moją mocną stroną, za to Elodie pobiera lekcje u swojego prywatnego nauczyciela, Charlesa. Oczywiste, że nie jest to żaden nauczyciel, tylko mężczyzna, który się do niej zaleca. Na moje oko, kochają się i wkrótce wezmą ślub. Na ich miejscu bym się trochę pośpieszyła, bo z opowieści El, mogła już zaciążyć. Według moich towarzyskich obliczeń będą mieli gromadkę dzieci, piątkę lub szóstkę, i będą kochającymi rodzicami. Charles wydaje się być dobrym człowiekiem, który nie skrzywdzi mojej najdroższej przyjaciółki.
     O nie, mdli mnie. Elodie trochę przesadziła z obrotami. W ogóle przesadziłyśmy z tym tańcem.
- Elodie, kręci mi się w głowie, muszę wyjść na zewnątrz. - Dziewczyna uśmiechnęła się.
- No coś ty, przesadzasz. Nie chce ci się już tańczyć, przyznaj się. - Kręciła mną dalej, śmiejąc się, ale mnie nie było ani trochę do śmiechu, bo w moim brzuchu zaczęło coś bulgotać, a ja ewidentnie zrobiłam się blada, ale pod toną białej farby do twarzy którą nałożyła mi Elodie, nie było tego widać. Spróbowałam się wyrwać z rąk przyjaciółki, ale ona nie puszczała. Przy drugiej próbie już wiedziałam, że nie wytrzymam zbyt długo, To te ciastka. Ponowiłam próbę, ale z moich ust natychmiast wylał się obrzydliwy płyn. Niefortunnie suknia Elodie z różowej stała się jasno brunatna, tak samo jak podłoga pod jej nogami. Przestałam słyszeć muzykę, zatem wszyscy już się na mnie patrzyli. Moja partnerka leżała na podłodze, cała w śmierdzącej mazi, a goście zamarli jak za dotknięciem magicznej różdżki.
    Nie. Patrzą się. Na mnie. Jedyne o czym marzyłam to opuścić ten parkiet, zatem jedyne co mogłam zrobić to podwinąć suknię i wybiec z wielkiej sali balowej. Gdzie to wyjście? Czemu te pałace muszą być tak wielkie. Gdzie te cholerne drzwi. Kolejny pokój. Dlaczego są tutaj same pokoje. ale żadnego korytarza. Wreszcie znalazłam szklane drzwi na jakiś taras. Chwyciłam za zimną, metalową klamkę , otworzyłam je i wybiegłam na pokrytą kamiennymi płytami posadzkę. Chłodne nocne powietrze uderzyło w moje nosdrza. Moja skóra pokryła się potem, a twarz wciąż była ewidentnie blada. Z malutkiej, zdobionej sakiewki w kolorze jasno-zielonym wyciągnęłam chustkę i natychmiast wytarłam nią twarz. Rozejrzałam się i pobiegłam przed siebie, aby znaleźć się przed pałacykiem.    
    Uwielbiałam noc. Gwiazdy układające się w wszelakie wzory. Astronomowie nazywają je gwiazdozbiorami, przeczytałam tak w jednej z książek z mojej pokaźnej biblioteki. Jednak najbardziej zachwycał mnie ten ogromny, świecący srebrnym blaskiem księżyc. To on był tym, który mimo czarnej i okrutnej nocy rozświetlał maluteńkim ludziom na ziemi drogę. Tak jak mnie teraz. Nerwy i ból brzucha wciąż mnie nie opuszczały, ale gdy zauważyłam mój i Elodie powóz, przyspieszyłam, i zaraz znalazłam się wewnątrz niego. Poluźniłam swój gorset i usiadłam w półleżącej pozycji. Wzięłam kilka głębokich wdechów.
    Muzyki wciąż nie było słychać, ale rozmowy, śmiechy i dyskusje można było usłyszeć coraz głośniej. Poza tym coraz głośniejsze były dźwięki butów uderzających o kamyki. Byłam pewna, że zaraz do powozu wsiądzie Elodie. Uznałam że zanim się pojawi, przymknę powieki na chwilkę. Na jedną.. małą... chwilkę...
- VIVIENNE! - moje oczy natychmiast otworzyły się najbardziej jak mogły, a ciało się wyprostowało. - CZY WIESZ COŚ TY ZROBIŁA???!!!
- El, wybacz mi, mówiłam ci przecież..- dziewczyna natychmiast mi przerwała.
- Co mówiłaś?! CO MÓWIŁAŚ!? Że zaraz się na mnie ZERZYGASZ? Że okryjesz mnie chańbą, która spowoduje miliony plotek i intryg?! ŻE PRZEZ CIEBIE CHARLES MNIE ZOSTAWI BO NIE OŻENI SIĘ Z NAJOBRZYDLIWSZĄ DZIEWCZYNĄ ŚWIATA?! Jesteś NIENORMALNA VIVIENNE??!!!
- PRZESTAŃ KRZYCZEĆ!!! Boli mnie głowa, dziewczyno, mówiłam ci, że jest mi niedobrze, nienormalna byłabym gdybym powiedziała NA ŚRODKU PARKIETU ŻE ZARAZ SIĘ ZERZYGAM!
- Mogłaś mnie dyskretnie UPRZEDZIĆ, chociażby jakimś gestem!
- NIE DAŁAŚ MI WYRWAĆ RĘKI Z TWOICH OBJĘĆ.
- CO Z TEGO?! Przez ciebie stracę szansę na zamążpójście.
-Charles cię nie zostawi.. - znów mi przerwała, irytująca kobieta.
- PRZEZ CIEBIE NAPEWNO TO ZROBI!
- Nie, ponieważ już dawno zaciążyłaś! więc jedyne czego możesz po nim oczekiwać, to to, ŻE SIĘ W KOŃCU OŚWIADCZY,  BO ZAWOJOWAŁ SWOIM MAGICZNYM MIECZEM! - rozbawiło mnie to co powiedziałam, zachichotałam pod nosem.
- Nie, Vivienne, to niemożliwe, że zaciążyłam.
- Krwawisz? - Zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej.
- Nie... ale to nie....PRZESTAŃ SIĘ ŚMIAĆ!
Powóz ruszył a ja zaczęłam tłumaczyć Elodie jakim cudem zaciążyła, co jest wprost niepoważne, że młoda dziewczyna zaciążyła przed ślubem. Ich sprawa. Ja miałam już jedynie ochotę zdjąć kilogramy materiałów nałożonych na moje ciało i położyć się w swoim łóżku i zasnąć.

~Flood-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz