Kuroo sam nie wiedział co dokładnie ekscytowało go w blondynie. Może to właśnie ten koci zmysł ciągnący do negatywnej energii... Początkowo chciał trochę podroczyć się z chłopakiem, może trochę go rozluźnić, jednak z biegiem czasu zaczął uzależniać się od tych wiadomości. Pochłaniało go to coraz bardziej. Chciał z nim pisać, chciał go widzieć, słyszeć, chciał by chłopak całkowicie się wyluzował i pokazał swoją prawdziwą twarz, a jeszcze bardziej niż wszystko inne chciał by Kei się do niego szczerze uśmiechnął. Zdecydowanie zamierzał to osiągnąć. Bał się tego, bardzo się bał, bo jeżeli to nie zadziała to znów skończy się to niczym innym jak jedynie bólem, ale zarazem musiał wiedzieć. Z każdą chwilą coraz bardziej interesował się tym chłopakiem, coraz bardziej go do niego przyciągało. Jeżeli to nie ten po prostu musi to wiedzieć, a im szybciej się dowie, tym lepiej dla niego. Gdyby - hipotetycznie - zakochał się w nim i dowiedział się wtedy, że chłopak nic do niego nie czuje... Po prostu by go to złamało. Już to przeżywał i dał radę. Za każdym razem dał radę, jednak miał dziwne wewnętrzne wrażenie, że tym razem byłoby inaczej. Może to tylko samotność eskaluje te wszystkie myśli i wszystko byłoby w porządku tak jak zawsze...
Po swoich standardowych treningach razem ze swoim przyjacielem brali Tsukishimę pod swoje kocie łapki i sowie skrzydła. Każdy z nich miał nadzieje obudzić tą iskrę życia w blondynie. Rozpalić ten zapał, tą miłość do siatkówki, która musiała, po prostu musiała gdzieś tam być, jeżeli tak zdolny chłopak robił właśnie to, zamiast pracować nad wygraniem nagrody nobla. Potrzebował jedynie pchnięcia i odrobiny wiary w siebie. Samemu nie wiedząc dokładnie dlaczego Kuroo chciał być właśnie tą osobą która da mu wiarę. Wiarę, którą następnie młodszy chłopak mógłby pielęgnować już sam.
Na korzyść czarnowłosego dziwaczny duet karasuno wciąż pozostawał w swoich grobowych nastrojach, wpływając negatywnie na resztę drużyny. Cieszyło go to niezmiernie, ponieważ miał pretekst by wyciągać pewnego konkretnego zawodnika tej drużyny na spacer - choć częściej już po treningu. Po konkretnym spacerze w wieczornym chłodzie znów siedzieli w pustej szkolnej klasie.
- Przyznaj się. Lubisz spędzać ze mną czas. - droczył się z młodszym chłopakiem.
- W twoich snach. - odpowiedział bezemocjonalnie.
- Nie zaprzeczę. - Zaśmiał się cicho. - Często mi się to śni.
Blondyn jedynie przewrócił oczami w odpowiedzi.
- Ale tak na poważnie... - Przesunął krzesło by siedzieć twarzą w stronę chłopaka, jedną ręką opierając się nonszalancko o bok ławki. Wpatrywał się w niego uważnie, nieszczególnie dbając o respektowanie przestrzeni osobistej. - Lubisz to, prawda?
To był moment kiedy spojrzał wreszcie na Kuroo. Ich oczy się spotkały i chociaż padła z ust cicha i niepewna odpowiedź "nie", wiedział że jest inaczej. Nie potrafił odczytywać gestów, spojrzeń, ukrytych słów, jednak w tym momencie widział wszystko wyraźnie. Nie potrzebował słów, mimo tego jak skryty był chłopak siedzący przy nim. Słowa były tylko mylące, a w tej sytuacji zdecydowanie zbędne. Przygryzł wargę by zdusić uśmiech. Dlaczego? Ponieważ zbyt bał się, że Kei nie zobaczy kolorów, że młodszy chłopak ucieknie w momencie kiedy on poczuł się naprawdę szczęśliwy. Potrzebował to zatrzymać, chociażby tylko jeszcze na ten jeden wieczór. A przynajmniej to sobie wmawiał. Nie była to długa znajomość, ale naprawdę bał się go stracić. Bał się stracić to co już mają.
- Ja lubię. - Powiedział pochylając się jeszcze bardziej w stronę chłopaka. - Nawet bardzo. - Powiedział ciszej wpatrując się w usta chłopaka. Wiedział co chce, ale nie może zrobić.
Blondyn patrzył na niego uważnie nim zapytał.
- Dlaczego? - Jego głos jak zwykle ukrywał emocje, choć Kuroo mógłby przysiąc, że zadrgał trochę, tak że gdyby nie skupiał się na tym tyle razy i nie siedział tak blisko chłopaka nie byłby w stanie tego usłyszeć.
CZYTASZ
Bloody Colors // Kurotsukki
FanfictionTsukishimę nigdy nie obchodziły kolory. Zawsze twierdził, że widząc je świat wciąż byłby czarny i biały. Dlatego też nigdy do nikogo się nie uśmiechał. Nie szukał bratniej duszy. Nie starał się. Bowiem w tym świecie ludzie wiedzieli. Uśmiechali się...