Piekło, 24. 02. 2013 r.
Żelazną kratę w oknie mojej celi, od kilku dni zaczyna pokrywać ciemnopomarańczowa rdza. W zasadzie nie jestem pewna czy minęło kilka dni, czy może już miesięcy. Trudno jest liczyć czas, kiedy otacza cię mrok.
Jedynym źródłem światła jest blask wydostający się z okna po odliczeniu dokładnie trzystu kresek w odstępach równych sześćdziesiąt sekund. Wtedy wiem, że właśnie wybiła piąta nad ranem. Pewnego razu zapytałam jednego z Opiekunów, która jest godzina. Ku mojemu zaskoczeniu okazał się miły, bo całkiem przyjaźnie podał mi konkretne cyfry, a przy tym nie uderzył mnie w twarz, co zazwyczaj miało miejsce, gdy tylko się odezwałam. Od tamtej pory liczyłam i w zasadzie tylko to podtrzymywało mnie przy zdrowych zmysłach.
Po odliczeniu trzystu osiemdziesięciu kresek przez kratę w metalowych drzwiach podają mi troszkę jedzenia. Są to głownie dwie kromki czerstwego chleba, kubek letniej wody i jabłko. Owoc nie smakuje mi jednak tak jak te, które w dzieciństwie zrywałam w sadzie mojego dziadka. W zasadzie nic tu nie jest takie jak było. Zrobiło się po prostu... ciemno.
Sypiałam równie dokładnie, co liczyłam. Sen przychodził zgodnie z przyjazdem wieczornej „więźniarki", a budziłam się, gdy Tanner – jeden z głównodowodzących Strażników- przychodził na nocną zmianę. To niezwykle zadziwiające jak człowiek potrafi wypracować sobie swoje nawyki tak, by te zgadzały się co do minuty. Tanner był zdecydowanie niezwykłym człowiekiem. Przychodził punkt dwunasta, a jego klucze za każdym razem obijały się o te same dwa metalowe pręty w drzwiach mojej celi. Od jego przybycia zaczynałam odliczanie.
Porę obiadową zaczynałam coś koło godziny czternastej, wtedy zaprowadzano mnie do obskurnej jadalni, gdzie mi i kilku innym dziewczynom podawano rozgotowaną kaszę, warzywa i ciepłą herbatę. Każda z nas miała obowiązek patrzeć się w swoją miskę. Złamanie tej zasady groziło Podziemiami, a po ostatnim i jedynym razie w tamtym miejscu, z lubością wykonywałam ten rozkaz. Zatem czas pożytkowałam na odliczaniu do wizyty u Bajkopisarza. Tam spędzałam równe sześćdziesiąt kresek. Nigdy mniej, nigdy więcej. A potem wracałam i z nieskrywaną radością oczekiwałam na przyjazd samochodu, który wyznaczał moją porę snu. Dni mijały. Czasem wolniej, czasem szybciej. Jedynym urozmaiceniem były kary. Zawsze wykonywane w inny sposób, nigdy tak samo.
W każdym razie pojawienie się na kracie tej paskudnej rdzy, zaczęło mnie powoli irytować. Rdza oznaczała niszczenie, a krata przecież była tutaj tak bardzo potrzebna. Chciałam powiedzieć o tym fakcie Opiekunom. Miałam nadzieję, że jakimś sposobem chłopcy zapobiegną dalszej korozji. Pech chciał, że trafiłam na Silasa. Nie spodobało mu się, że wypowiedziałam jego imię przy próbie zawołania go. W ramach kary wywlókł mnie na środek korytarza i zadał mi trzynaście uderzeń w plecy jednym z leżących pod ścianą prętów. Dokładnie takim samym jak te, które chroniły okna. Cóż za przekorny los.
Jednak dzięki temu bolesnemu wypadkowi, zdołałam zwinąć niewielki notes z biurka mięśniaka. Gdy skupił się na wymierzaniu ciosów, ja z precyzją schowałam notatnik w swoje podarte spodenki. Przechytrzyłam go, a on nawet tego nie zauważył. Głupek.
I takim oto sposobem mój majątek w postaci pióra – skradzionego podczas wizyty u Bajkopisarza- powiększył się o plik kartek. Spisywanie swych myśli wydaję mi się jedynym ratunkiem. Nie chcę zwariować, nie chcę stracić czujności, a im dłużej tu przebywam, tym więcej przerażających wizji zaczynam sobie wyobrażać.
Chcą mnie złamać.
Muszę walczyć.
Chociaż dzisiejszy dzień wydaje się inny.
Jest głośno, a odkąd tu przebywam zawsze było tak cicho, że czasem nasłuchiwałam pochrapywania Silasa podczas jego popołudniowej drzemki. Dziś jednak widziałam Tannera podczas obiadu, powinien być w domu i odsypiać zmianę. On natomiast stał jak, gdyby nic i zawzięcie dyskutował z Abelem, mężczyzną przez którego tu trafiłam i przez którego moje życie runęło doszczętnie.
Zabrał mi wszystko, kusząc wizją wyciągnięcia mnie z domu dziecka, odnalezieniem mojego zaginionego brata i odzyskaniem dawnego szczęścia, które już w zasadzie nie pamiętam jak wyglądało. Wszystkie jego obietnice przekreślił moment przewiezienia mnie prosto z ośrodka opiekuńczego do tego miejsca. Wrzucił mnie do tej ohydnej klatki jak zwierzę wiezione na rzeź. Jego obiecana opieka nade mną opierała się na wysłuchaniu raportów z mojego zachowania, sporządzanych przez Bajkopisarza i Opiekunów. Tyle. Tyle kosztowała mnie wolność, której ostatecznie nie dostałam.
Czułam obrzydzenie do tego kłamliwego człowieka. Nie byłam wdzięczna za głodzenie mnie czy bicie, bo niczym się to różniło od tego, co było w domu dziecka. Jednak tam, zakonnice miały więcej miłosierdzia niż tutejsi oprawcy. Nawet sam szatan w piekle miałby więcej miłosierdzia, niż ten człowiek, który uważał się za mojego wybawiciela. Piekło było niczym w porównaniu z tym miejscem.
Abel przysłuchując się opowieściom Tannera, na sekundę przeniósł swój skupiony wzrok na moją osobę. Niech piekło mnie pochłonie ale moja mina w tamtym momencie musiała wyrażać szczerą nienawiść. Nie zrobiło to na nim wrażenia. Skinął tylko mojemu Opiekunowi i odszedł, pozostawiając za sobą nieprzyjemną aurę, która miała zwiastować kłopoty.
I proszę, nie minął nawet dzień, a wszystko zaczęło się psuć. Nawet teraz słyszę huk zamykanych i otwieranych żelaznych krat. Słyszę wrzaski bólu, rozpaczy, ale też nawoływania Opiekunów. Dzieje się coś nie dobrego.
Dziś coś się zakończy. Nie chcę znać odpowiedzi na to, co dopiero nadejdzie.
FANE ✗
CZYTASZ
DARKLY SOLITUDE | #1 AKADEMIA NOX
Romance19- letnia Fane Isabelle Faulkner wychowywała się w katolickim sierocińcu, po tym jak jej starszy brat, Zion, zaginął bez śladu cztery lata temu. Niespodziewanie, Fane trafia do tajnego oddziału przygotowawczego ukrytego w sercu gór Montany. ...