ROZDZIAŁ II

20 3 0
                                    

    Rodzinny dom zabójców


FANE

Obudziłam się, czując w skroniach pulsujący ból, jakby ktoś próbował siłą rozszarpać mi czaszkę na dwie połowy. Moje ręce były ciężkie jak ołów, a każdy najmniejszy ruch przywoływał nowe fale bólu, rozsadzające mnie od środka. W końcu jednak zdołałam otworzyć oczy i, półprzytomna, zaczęłam ogarniać przestrzeń wokół siebie. Przez chwilę nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Jedyne co ujrzałam to wysokie kolebkowe sklepienie, które zdecydowanie nie oddawało klimatu oddziału przygotowawczego. Było ciemne, niemal czarne, a wzdłuż krawędzi ciągnęły się delikatne, lśniące linie, jakby utkane z najczystszego srebra. Próbowałam się poruszyć, ale coś, albo raczej ktoś, przytrzymywał moje ramię. Instynktownie spięłam się, przygotowana do obrony.

— Czekaj, nie ruszaj się jeszcze — Kobiecy głos przeszył ciszę. Był łagodny, ale stanowczy, jakby nieczęsto musiał podnosić ton, by zyskać posłuch. – Spokojnie.

Nim zdołałam cokolwiek zrobić, ujrzałam pochylająca się nade mną dziewczynę o rudych, niemal ognistych włosach, które opadały na jej ramiona jak jedwabny welon.

— Nie ruszaj się za dużo. Teraz opatrzę ci ramię, dobrze?

Jej głos był ciepły, kojący. Poczułam delikatny dotyk na ramieniu, gdzieś w miejscu, gdzie widocznie musiałam się mocno obić lub zranić. Ból ten był ostry, ale jej ręce były lekkie, niemal uspokajające. Spojrzałam na nią, nie wiedząc kim do cholery jest i dlaczego mnie opatruje, skoro zawsze kazano robić mi to samej.

Przytaknęłam nieznacznie, obserwując jak rudowłosa pochyla się nad moją raną. Miała intensywne, błękitne oczy, w których malowała się mieszanka ciepła i czegoś, czego dawno nie widziałam — troski. Każdy ruch dziewczyny był jak starannie wyliczony krok w tańcu, a jednocześnie delikatny, jakby dokładnie wiedziała, co robi. Zafascynowana jej umiejętnościami, zaczęłam się zastanawiać, ile takich ran już opatrzyła w tym dziwnym miejscu.

— Dlaczego mi pomagasz? — wychrypiałam, czując w ustach metaliczny smak krwi. Zignorowałam to, skupiając się na odpowiedzi nieznajomej, jeszcze nie do końca ufając, że ktokolwiek mógłby być tutaj przyjazny. Czułam, że wie więcej, niż powinna, że widzi we mnie coś więcej niż tylko przypadkową dziewczynę, która została tu przywleczona.

— Jestem Ivette, Ivette Sheidegger — przedstawiła się, nie odrywając wzroku od mojego ramienia, gdzie starannie opatrywała rozcięcie. — Miałam się tobą zająć, zanim zostaniesz... wprowadzona.

— Czyli to nie wybór, a polecenie. — Prychnęłam, dokładnie wiedząc, kto kazał jej mnie opatrzyć.

Niestrudzenie nawet po tych kilku latach, Abel wciąż powtarzał ten sam schemat, który zaczynał się słodką wizją pomocy, po skazanie swojej ofiary na niewyobrażalne cierpienie. Nawet przez chwilę nie znudziło mu się odgrywanie tej roli, pomimo mojej nienawiści do jego osoby.

Ivette uśmiechnęła się lekko, choć ten uśmiech nie sięgał jej oczu.

— Może kiedyś miałam wybór — odparła zagadkowo, poprawiając opatrunek na mojej ręce. — Tutaj każdy ma swoją rolę. Ty też swoją znajdziesz.

Ignorując jej wcześniejsze ostrzeżenia poderwałam swoje ciało w górę i zeszłam z niewygodnego mebla, jakim okazała się lekarska kozetka. Dopiero, w tamtym momencie uderzył mnie zapach chłodnej, sterylnej woni metalu i starannie przetartej posadzki. Pokój, zapewne przygotowany do leczenia, przypominał bardziej laboratorium z koszmarów niż miejsce, w którym można by czuć się bezpiecznie.

Pomieszczenie, na pierwszy rzut oka surowe, kryło w sobie atmosferę, która wydawała się bardziej obca i niepokojąca niż w większości miejsc znajdujących się w Podziemiach. Wysokie, gotyckie okna, choć ozdobione misternie wyrzeźbionymi łukami, były zasłonięte ciężkimi, czarnymi zasłonami, przez co jedynym źródłem światła były mdłe, zimnobiałe jarzeniówki zwisające z sufitu niczym rzędy ostrzy. Ich światło padało ostro na ciemne, kamienne ściany, na których gdzieniegdzie wisiały skórzane pasy i metalowe haki. Każdy szczegół, od koloru ścian po sprzęt medyczny, sprawiał wrażenie, że projektant pokoju zamierzał raczej wywołać strach niż komfort.

DARKLY SOLITUDE  | #1  AKADEMIA NOXOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz