Rozdział 8

47 6 5
                                    

Jedyne czego się dziś nie spodziewałem to, że auto Theo, które pamiętałem, zostało sprzedane na rzecz starego vana, który wyglądał, jakby miał się zaraz rozlecieć.

-Theo ty chcesz nas wszystkich zabić?- zapytałem, trzymając siostrę za rękę.

-Nie, z kąd to pytanie?- powiedział mój zdezorientowany przyjaciel.

-Bo wygląda, jakby się miało zaraz rozlecieć wujku Theo.- powiedziała spokojnie Lizzy, a z tyłu dało się słyszeć śmiech Draco i Pansy.

-Nie jest jeszcze aż tak źle, do Norwich nas dowiezie.- oznajmił, klepiąc lekko maskę vana i już oczami wyobraźni widziałem, jak odpada zderzak.

-A z powrotem pójdziemy pieszo?- zapytałem

-Będzie zabawnie najwyżej z resztą to nie moja wina, że musimy jechać za Ronem, a twoja i Draco.- Powiedział Theo i w sumie miał rację, więc stwierdziłem, że lepiej już nie pogarszać swojej sytuacji.
Wszyscy wsiedliśmy do auta, a po upewnieniu się, że wszyscy są zapięci, a zwłaszcza Lizzy wyruszyliśmy w pogoń za Ronem.

~Perspektywa Ginny~

Była już 11 a ja dopiero zwlekłam się z łóżka. Moja głowa bolała, jakby ktoś tłukł w nią młotkiem, a mój telefon był rozładowany, w pokoju unosił się dym papierosów, a ja nie przypominałam sobie bym, kiedy kolwiek paliła, no może raz była taka sytuacja, gdy chodziłam z Deanem, a on dał mi spróbować.

Podłączyłam telefon do ładowania, po czym poszłam do łazienki, by się ogarnąć.
Wyglądałam jak siedem nieszczęść, w dodatku moje oczy wyglądały jak pandy, a zawsze się wysypiam i zasypiam wcześnie.
Po wyjściu z łazienki ubrałam się w luźne ciuchy i zeszłam na dół do kuchni, by coś zjeść.
Gdy już tam byłam czułam, że coś jest nie tak, mamy nie było, taty również, a w salonie było widać ślady imprezy.
Od razu pobiegłam do Rona, by zapytać się, co się dzieje. Problem był taki, że gdy dotarłam do jego pokoju, to go nie było, w szafie nie było jego ubrań oraz jego walizki.

Zbiegłam ze schodów, by zadzwonić do Rona, jednak nie odpowiadał. Zaraz po tym zadzwoniłam do Luny mojej najlepszej przyjaciółki i osoby, która podoba mi się bardziej od Pottera, jednak ona też nie odebrała, a za drugim razem odrzuciła połączenie. Moim jedynym wyjściem na tę chwilę byli bliźniacy, więc stałam pod ich pokojem, waląc w ich drzwi z pięści.

-Jeśli za sekundę nie otworzycie tych drzwi to je wywarze!- wykrzyczałam, ponowie w nie uderzając.

-Co się dzieje, pali się?- zapytał Fred a może George? Mniejsza o to są ważniejsze rzeczy.

-Dlaczego w Pokoju Rona nie ma jego ubrań?- zapytałam już wystarczająco zestresowana.

-Nie pamiętasz? Rodzice go wywalili za to, że pobił Lavender i w dodatku kłamał, że to nie on z resztą sama go nieźle zjechałaś- oznajmił drugi, pocierając zaspane oczy.

-Co to jakaś bujda Ron nie uderzyłby kobiety, a już na pewno nie kobietę, z którą chodzi.- powiedziałam i już wiedziałam, że z Bliźniakami coś jest nie tak i że jest to sprawka Lavender zaraz po zakończeniu rozmowy ukradłam kluczyki do samochodu Freda i pojechałam do Luny była moją jedyną nadzieją a w drodze do niej zadzwoniłam do Fleur która również z Billem zauważyli, że coś jest nie tak.

~Perspektywa Ron~

Jechaliśmy już godzinę, dzięki czemu znaleźliśmy się w Cambridge, gdzie chcieliśmy zrobić postuj na coś do jedzenia i zatankowanie samochodu.

Gdy siedzieliśmy, na stacji benzynowej pijąc kawę, zadzwonił mój telefon, po chwili odebrałem.
-Ron to ja Fleur- powiedziała kobieta ze znajomym francuskim akcentem.

Pociąg naszej miłości - BlaironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz