Część I

776 90 2
                                    

Dzisiejszy dzień zapowiadał się idealnie, a to wszystko przez jeden kawałek papieru. Na uczelni, w jednej z klas wykładowych znalazłem liścik przyklejony do podręcznika, który chowałem w swojej ławce. Nadawca postanowił zostać anonimowy, jednak ja doskonale znałem to charakterystyczne pismo. W liście napisane było, że owy tajemniczy wielbiciel chce spotkać się ze mną po zajęciach przed wejściem do budynku, tak więc... Kiedy wykładowca obwieścił koniec zajęć tam też się udałem w głębi serca nie mogąc doczekać się tego, co na mnie czeka.

Teraz stoję właśnie w umówionym miejscu rozglądając się za swoim wielbicielem, jednak nim zdążyłem się obrócić moje oczy zostały zasłonięte przez jakiś kawałek materiału. Nie minęła nawet chwila, gdy do moich nozdrzy dostał się zapach perfum, którym była przesiąknięta chusta, a do uszu dotarł ten wysoki, zarażający śmiech, który mimo wszystko jego właściciel próbuje stłumić. Te dwa czynniki zadziałały na mnie naprawdę... Uspokajająco, a mnie napełniły jeszcze większym szczęściem.

Park Chanyeol jest osobą, którą poznałem stosunkowo... Niedawno. Przeprowadził się tutaj ze względu na nową pracę swoich rodziców. Pierwszego dnia w nowej, dla niego szkole, tylko go obserwowałem uważnie przyglądając się jak przemierza korytarz otoczony wianuszkiem nowych znajomych z którymi zaprzyjaźnił się podczas jednej godziny. Kto by pomyślał, że nawet i ja się z nim zaprzyjaźnię? I to w takim krótkim czasie. Ten wysoki, czarnowłosy chłopak w całości skradł moje serce, wypełniał każdą wolną chwilę w moim życiu... Staliśmy się nierozłączalnymi przyjaciółmi, kiedy tylko mieliśmy czas na uczelni wykorzystywaliśmy go, aby wywinąć komuś jakiś dowcip, tak samo jak i poza jej murami. Chodziliśmy na długie spacery rozmawiając praktycznie o niczym, a pod koniec dnia odprowadzaliśmy się, na przemian, do domów. Czasem też, gdy rodzice jednego z nas szli na nocną zmianę, zarywaliśmy je grając wspólnie w gry na konsoli. Nadal pamiętam jak Channy załamał się nie mogąc wygrać ze mną żadnej rundy w idiotycznej bijatyce. Od tamtego czasu... Pozwalałem mu wygrywać, być lepszym ode mnie niemal w każdej grze i ogrywać za każdym podejściem. Tego dnia, gdy po raz pierwszy przegrałem, nigdy nie zapomnę. Jego uśmiech, to jak się śmiał, tańczył w geście zwycięstwa, oraz tego gdy mnie pocieszał przytulając do siebie. Stwierdziłem wtedy, że widzieć jego radość jest o wiele lepsze niż jakaś tam satysfakcja z wygranej w głupiej gierce.

Lecz wracając do tego co dzieje się teraz. Z moich oczu została zdjęta chusta, a ja pierwsze co przymrużyłem oczy uderzony przez nagły blask słońca. Gdy już przyzwyczaiłem się do padających promieni pierwsze co ujrzałem była podekscytowana twarz mojego przyjaciela, która promieniała tak mocno jak słońce. Dopiero pochwili zauważyłem, że znajdujemy się na ogromnej polanie, której nigdy dotąd nie widziałem. Rozejrzałem się dookoła i musiałem przyznać, że było tu naprawdę pięknie. Ponownie skierowałem wzrok na Parka widząc, że ten zajmuje właśnie miejsce na kocu rozłożonym w cieniu drzew, obok niego stoi koszyk piknikowy, a w nim kanapki, które ten zaczął wyjmować. Zaśmiałem się cicho dostrzegając liczne, kolorowe plastry na jego palcach, uroczy~

-Siadaj!-zawołał mnie, a ja uśmiechając się niczym małe dziecko, zająłem miejsce obok niego.

-Nie spodziewałem się, że to do ciebie jest ten liścik.-stwierdziłem sarkastycznie wciąż rozglądając dookoła, lecz mimo pięknych widoków mój wzrok zatrzymuje się na Chanyeol'u, którego najwyraźniej speszyła moja wypowiedź,

-Chciałem zrobić ci niespodziankę... -mruknął rozkładając na kocu szklanki.

-No i udało ci się.

-Serio?-zapytał nagle napełniony entuzjazmem.

-Nie.-zażartowałem śmiejąc się, przez co dostałem solidnego kuksańca w ramię, jednak po tym małym incydencie obaj wybuchnęliśmy śmiechem.

Cały dzień spędziliśmy na rozmowie, tak jak zawsze, jednak teraz nie mówiliśmy o byle czym. Dowiedziałem się kiedy, oraz w jaki sposób ten znalazł to miejsce. Opowiedział mi również co się u niego dzieje, lecz mimo wszystko nie obyło się bez żartów, czy wygłupów. Robiliśmy to, aż do nadejścia nocy. Wtedy wysunęliśmy koc z cienia drzew, po czym ułożyliśmy na nim wygodnie kierując spojrzenia w stronę nieba na którym świeciła masa różnorakich gwiazd. Większych, mniejszych... Jaśniejszych, czy ciemniejszych. Było po prostu pięknie, jeszcze piękniej niż wtedy, gdy słońce świeciło. Każda z gwiazd starała się świecić najjaśniej jak potrafiła na bezchmurnym, nocnym niebie... Jednak mnie ciekawiło co jest powodem tego całego zajścia, więc chcąc się o to spytać spojrzałem na chłopaka, który, zamiast w gwiazdy, był wpatrzony we mnie. Nie ukrywając... Zaskoczyło mnie to. Jego oczy tak pięknie lśniły w świetle świecących gwiazd.

-M-mam coś na twarzy? -palnąłem zaczynając sprawdzać, czy oby na pewno nic na niej nie mam, jednak w odpowiedzi otrzymałem cichy śmiech Park'a.

Nie czekając zbyt długo przybliżył się do mnie kładąc swoją dużą dłoń na moim policzku, a ja poczułem coś dziwnego w swojej klatce piersiowej, coś, co zaczęło niebezpiecznie przyspieszać swoje bicie. Dlaczego... Czuję się tak dziwnie?

-Baek... J-a muszę ci coś powiedzieć.-mówiąc to zbliżył się jeszcze bardziej wciąż trzymając swoją ciepłą dłoń na moim policzku. Jego ton brzmiał naprawdę poważnie, więc przestraszyłem się, że to co chce mi powiedzieć może być czymś złym.-Tylko musisz mi obiecać, że nie uciekniesz, jasne?-słysząc to poczułem jak jego palce delikatnie zadrżały, więc... Nie pozostało mi nic innego jak skinąć głową obiecując, że niczego nie zrobię. Chłopakowi najwyraźniej ulżyło, bo odetchnął z ulgą, lecz zaraz po tym ponownie się spiął sprawiając, że dzieląca nas przestrzeń kompletnie zniknęła, a ja zamarłem, gdy nagle nasze usta połączyły się w nieśmiałym pocałunku. Poczułem coś naprawdę przyjemnego, coś zupełnie innego, coś... Czego nie czułem przez wiele lat. Gdy Park dostrzegł moje przymknięte oczy, to, że go nie odepchnąłem nabrał większej pewności siebie, bo jego pocałunek stał się bardziej pewny, bardziej namiętny. Nie miałem zamiaru tego przerywać chcąc, by ta drobna pieszczota trwała jak najdłużej. Biernie brałem w tym udział wplątując swoje długie, chude palce w jego kręcone włosy. W końcu... Brak powietrza zmusił nas do oderwania się od siebie, a gdy to już się stało na moich ustach zawitał szeroki uśmiech, byłem taki... Szczęśliwy!

-Byunie Baekhyunie, chcę powiedzieć, że... Kocham cie i zapytać, czy chciałbyś się ze mną umawiać.-słysząc to dowiedziałem się, że mogę stać się jeszcze bardziej szczęśliwszym, więc w ramach odpowiedzi objąłem go mocno wtulając w niego jak nigdy dotąd.

-Oczywiście, że tak, a ty się jeszcze głupio pytasz.-moją odpowiedzią sprawiłem, że każdy napięty mięsień w ciele mojego obecnego chłopaka rozluźnił się, a on sam zaczął się śmiać, tak po prostu, po czym objął mnie najwyraźniej również ciesząc się jak nigdy.

Tego dnia zakochałem się w swoim najlepszym przyjacielu, ten wyznał mi miłość i od tego czasu postanowiliśmy stać się jeszcze bardziej nierozłączni.

[ Living a lie ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz