PROLOG
Kończyło się lato, była końcówka sierpnia. W niewielkim domu w Malmedach, w Belgii, późnym popołudniem dało się słyszeć głośny krzyk kobiety.
Louise stała w łazience patrząc na swoje zakrwawione ręce, które chwilę wcześniej trzymała pomiędzy nogami. Miała nadzieję, że uśmierzy w ten sposób rozrywający dolne części ciała ból. Patrząc w dół wszędzie widziała krew. Krew zalewała piękne bursztynowe płytki, brązowy dywanik w kształcie chmury, białe futrzane kapcie oraz dolną część jedwabnej, pudrowo-fioletowej halki. Louise drżała przerażona. Metr przed nią na wprost stała drobna 11 letnia dziewczynka o wielkich szmaragdowo-niebieskich oczach i długich falowanych blond włosach. Stała nieruchomo, miała na sobie flanelową zieloną koszulę. Wpatrywała się pustymi jak noc oczyma w kobietę, w buzi trzymała swoją małą zakrwawioną dłoń, ale krew wcale nie należała do niej. W drugim ręku dziewczynka trzymała srebrny, zakrwawiony nóż do masła, z którego wciąż kapała świeża, ciemna krew. Dziewczynka o imieniu Sofia popatrzyła jeszcze przez chwilę swoimi pustymi, przerażającymi oczami na matkę. Jej ręka bezwładnie opadła uderzając o udo z cichym plaśnięciem. Usta rozszerzyły się w złowieszczym uśmiechu, z kącika zaczęła ściekać strużka krwi. Po chwili Sofia wybuchła głośnym, szaleńczym śmiechem, w niczym nie pasującym do dziecka.
W pierwszej chwili, gdy do Louise w końcu doszło co właśnie się wydarzyło, zrozumiała że jej mała dziewczynka, którą razem z mężem adoptowali niecałe 3 lata temu, jest tak naprawdę okrutnym potworem. Ona właśnie pozbyła się ich długo wyczekiwanego dziecka, o które tak bardzo z Gabrielem się starali, któremu nie zostało dane przyjść na ten paskudny świat. Louise bardzo chciała zadzwonić do męża, ale od razu gdy tylko kobieta rzuciła się w stronę drzwi Sofia blokując jej drogę odepchnęła ją z niemożliwą dla jedenastolatki siłą. Lou poślizgnęła się o własną krew. Zanim upadła miała wrażenie, że dostrzegła w dotychczas pustych oczach córki płomienie, tak jakby widziała w nich piekło. Upadając uderzyła głową o kant porcelanowej umywalki. Straciła przytomność. Sofia w międzyczasie podeszła bliżej niej. Pogładziła ją po brązowych, teraz kruczoczarnych i pozalepianych od krwi włosach, przesunęła ręką po policzku i uśmiechnięta zaczęła rozkoszować się krwią własnej matki oblizując przy tym palce. Dziewczynka zatraciła się w tej rozkosznej dla niej chwili.
***
Gabriel wraca z pracy. Jest już późny wieczór, gdy stojąc na werandzie szuka kluczy. Znalazł je. Przekręcił kluczyk w zamku, ale nie usłyszał żadnego charakterystycznego dźwięku, ku zdziwieniu zastał otwarty dom. Wszedł do niego odczuwając coraz większy niepokój. Wyciera buty, zdejmuje je i odkłada na półkę, gdzie mają swoje miejsce. Wchodząc do środka już w progu woła "Lou, Sofii wróciłem, gdzie są moje dziewczynki?", ale w domu wita go jedynie uporczywa, głucha cisza. Zagląda z nadzieją do kuchni, ale nikogo tam nie zastaje. Widzi jedynie niedokończone jedzenie. Masło zostało rozmazane nożem po stole. Jedna kromka chleba leży na ziemi. Gabriel trochę zdezorientowany i zdenerwowany widząc niecodzienny bałagan w kuchni od razu ruszył schodami na górę. Niemal natychmiast zauważył delikatne smugi krwi pochodzące z łazienki. To tam jest źródło zbrodni, pomyślał sobie coraz bardziej niepewny siebie Gabriel. W dłoni trzymał telefon z wybranym numerem alarmowym. Drewniane drzwi od łazienki były delikatnie uchylone. Mimo strachu jaki malował się na jego twarzy, postanowił sprawdzić to sam zanim narobi niepotrzebnego szumu i zadzwoni na służby. Tłumaczył sobie, że może to tylko czerwona farba albo lakier do paznokci. W końcu kobiety w ciąży wpadają na różne pomysły, gdy jednak otworzył drzwi jego oczom ukazał się obraz niczym z filmu rzeźnickiego.
***
Wszędzie było pełno krwi, pośród niej Gabriel zobaczył swoją nieprzytomną żonę z rozciętym od pępka aż po krocze ciałem. Zaraz obok niej leżało zdeformowane, jeszcze nie w pełni rozwinięte niemowlę. Kawałek dalej, po lewej stronie dostrzec było można małą, niewinnie wyglądającą dziewczynkę, tulącą się do dłoni kobiety. Gabriel bez namysłu padł na kolana obok żony. Zadzwonił na numer alarmowy, ale bełkotał tylko bez sensu do telefonu. Sam siebie nie mógł zrozumieć, jednocześnie nie był w stanie zatrzymać swojego słowotoku. Chciał powiedzieć wszystko na raz, ale nie potrafił na tamten moment ubrać tego w słowa. Ostatecznie z tego transu wyrwała go zmięta kartka papieru, którą Sofia trzymała kurczowo w ręku. Podał więc szybko adres pani po drugiej stronie słuchawki i nie rozłączając się, pogrążył się w swoich myślach czekając na pomoc.
CZYTASZ
Gdzie jestem?
HorrorDziewczynka u której podejrzewają niespotykane stadium rozdwojenia jaźni przejawia niepokojące zdolności. Te zdolności są początkiem końca. Nikt nie wie jak pomóc Sofii. Pytanie tylko, czy ona sama chce sobie pomóc?