Obudziło mnie darcie się mamy. Jeśli mogę jeszcze tak tą kobietę nazywać. „Mamą" to słowo przypomina mi osobę przy której możesz czuć się bezpiecznie, która Cię kocha.
Wyszłam z łóżka i zeszłam na dół. Mama stała w kuchni z butelką wina w ręce. Czy już wspominałam o jej problemach z alkoholem?
- Słucham? Czego się drzesz od rana? - zapytałam może mało kulturalnie ale cóż.
- Co c-ci wczoraj kazałam z-zrobić? - wybełkotał ledwo zrozumiale. Była mocno nawalona.
- Nie wiem bo tak byłaś zjarana że nie dało się ciebie zrozumieć.
- P-powiedziałam że masz ogarnąć dom t-t-to dlaczego nie jest posprzątane? - zapytała. Jezu jak mnie ta kobieta denerwowała! Jak ja jeszcze z nią wytrzymuje? A może dlatego że nie miała bym gdzie się podziać. Znalazła się jąkać sensowna odpowiedź.
- Ivy! - krzyknęła wyrywając mnie z zamyślenia.
- Słucham?
- M-ma być pos-sprzątanie jak wrócę jutro. Rozumiemy się?
- Tak. - odpowiedziałam. Po mojej odpowiedzi zabrała jeszcze jedną butelkę wina i jedną wódki i wyszła z domu. Nareszcie.Poszłam na górę ubrałam się i usiadłam do biurka żeby się umalować. Skoro jej nie będzie w domu do jutra to skorzystam z tego w stu procentach. Napewno nie na sprzątaniu domu. Po śmierci ojca czyli jakieś trzy lata temu matka zaczęła brać i pić nie wspominając o znęcaniu się nade mną. Przez rok byłam posłuszna sprzątałam, gotowałam i robiłam wszystko na jej zawołanie aż w końcu przyzwyczaiła się do wygody i się mną wyręczała. Od dwóch lat się jej sprzeciwiam bo miałam serdecznie dość jej zachowania. Oczywiście jak robi się naprawdę duży syf w domu to sprzątam ale nie na jej zawołanie.
Po umalowaniu się złapałam za paczkę papierosów i wyszłam na balkon. Na szczęście miałam z nim pokój bo gdybym miała wychodzić z pokoju schodzić i się konfrontować z mamą chyba bym tego nie wytrzymała. A tak to nie widziałam się z nią przez większość dnia. Jak w ogóle była w domu od tego zacznijmy.Po wypaleniu zgasiłam niedopałek w popielniczce i zeszłam na dół do kuchni żeby zjeść śniadanie. Zajrzałam do lodówki ale ona świeciła pustkami.
Pewnie jak wpadła do domu to wszystko wyżarła. Świetnie.Pomyślałam i wróciłam na górę i złapałam za bluzę, papierosy i klucze do samochodu.
Wyszłam na dwór i otulił mnie chłodny jak na sierpień wiatr Los Angeles. Oparłam się o moje BMW i odpaliłam papierosa. Zaciągnęłam się nikotyną to ona leczy moje nerwy i myśli. Kiedy skończyłam palić rzuciłam niedopałek na ziemię i zdeptałam butem. Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik. Auto groźnie zamruczało. To druga rzecz którą kocham pierwsza to papierosy a druga to samochody a konkretnie to mój. Wyjechałam na ulicę był mały ruch ale czego się spodziewać o godzinie szóstej rano na moście w wakacje. Wszystkie dzieciaki i młodzież śpią sobie pod cieplutką pierzyną a ja jadę do sklepu żeby mieć co zjeść dziś na śniadanie i obiad.
Żeby zabić czas w drodze do sklepu gdzie sprzedadzą mi fajki a miałam tam daleko zaczęłam puszczać moją ulubioną piosenkarkę Lana Del Rey. No i mamy trzeci punkt który kocham czyli lana. Poprawia mi zawsze nastrój.
Dojechałam i zobaczyłam widok który nie chciałam widzieć od rana a bowiem akurat tutaj pod tym sklepem musiał stać cholerny John Evans. Jak ja typka nienawidzę. A obok niego cała lafirynda blondi przydupas. Zaraz mnie szlak strzeli. Ale jak zwykle gram i udaje że ich nie widzę. Opieram się o maskę samochodu i odpalam fajkę.
- o Ivy James! Część co u ciebie? Co robisz tutaj o tak wczesnej porze? - zapytał.
Raz. Dwa. Trzy. Cztery... Nie odpowiadaj. Nie ma ich tam tylko ci się wydaje.
- A Ty co tu robisz? - zapytałam.
I dupa po co się odzywasz? Teraz musisz z nimi rozmawiać.
- Nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie. - powiedział a ja zaciągnięłam się mocniej i do nich podeszłam.
Rzuciłam niedopałek na but chłopaka. Nie żeby specjalnie. Szybko zrzucił z buta peta a ja w tym czasie weszłam do sklepu słysząc za soba przekleństwa chłopaka.
- Dzień dobry kochanieńka. - powiedziała ekspedientka.
Znałam ją bo tu pracowałam przez pewien czas to była miła starsza pani czasami przekazywała mi zmianę.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam i wzięłam koszyk. Dlatego mi tu sprzedają papierosy.
Po zrobieniu zakupów i spakowaniu ich kierowałam się w stronę samochodu. Kiedy wyszłam już nie zobaczyłam zakochanej parki składanej z idioty i blondi przydupaski. Idealne duo.
Wsiadłam i odjechałam z parkingu było po siódmej i już jakiś ruch pojawiał na drogach. Myślałam czy nie podskoczyć jeszcze do Starbucks'a ale odpuściłam i pokierowałam się prosto do domu.Wieczorem pojadę się odstresować.