Rozdział II - Witamy w Silver Camp

3 2 0
                                    

Atarii jest osobą która nie musi martwić się o swoje przetrwanie , lecz ostatnie wyjście nad morze nie zaszkodzi, zwłaszcza gdy za chwile masz wyjechać na obóz z którego niektórzy nie wracają.
Przed trafieniem do domu dziecka blondynka systematycznie odwiedzała plaże z ojcem, strzelali tam z łuku co przydało by się aktualnie w obronie własnej. Zdecydowanie nie umiałaby zrobić krzywdy..pierwsza.
W srebrnej górze było mnóstwo niebezpiecznych ludzi nie wspominając o brazylijskiej rodzinie która zwabia dzieci które finalnie mordują się nawzajem.
Z jakich przyczyn?..
— właśnie — pomruczała kopiąc kamyk w stronę fali
Becky widziała więcej niż my.

———————————————————————————

06:10
O siódmej odjeżdża ostatni autobus , jeśli chodzi o poranne kursy, następny przyjedzie dopiero o 12.
Atarii spakowała się dzień wcześniej co dało jej luz przed wyjazdem i mniej stresu.
- spakuj jeszcze kanapki na drogę, skoro nie zamierzasz ich zjeść teraz. - podsumowała pani Smeeth. - mało widziałam wiadomości na temat tego kempingu, od twojego ostatniego przyjazdu nie wydają już  stamtąd nowych informacji. - zawinęła pieczywo w folię przypominającą aluminium - to samo w telewizorach.
Na koniec pakując jedzenie razem z butelką wody do plecaka dziewczyny dodała;
— uważaj na siebie.
Pogoda zapowiadała się nijaka, słońce świeciło lecz trzeba było zaopatrzyć się w dodatkową bluzę przez niższą temperaturę. W nocy padało więc nie obyło się bez kałuż.
Przystanek znajdował się zaraz przy budynku, więc walizka nie ucierpiała przez błoto, gorzej było z jasnymi butami blondynki.
Wcale nie zdziwił ją fakt ,że tylko ona wsiada na tym przystanku, nikt z domu dziecka nie był fanem komunikacji miejskiej - zwłaszcza o tak wczesnej porze.
Budka była zardzewiała i poniszczona , ale posiadała dach który chronił małą stabilną ławkę przed deszczem, w ulewne dni. Lewa strona ławki była pokryta cała mchem więc wybór dziewczyny gdzie może się usadzić był prosty.
Około 7 minut później autobus podjechał pod przystanek a Atarii uniosła wzrok na stary wóz.
Westchnęła i podniosła wszystkie bagaże po czym wpakowała je do autobusu po kolei. Kierowca cierpliwie czekając prychnął — dokąd?
A dziewczyna podała adres wypatrując kątem oka miejsce siedzące.
Co drugie miejsce było puste i zazwyczaj każdy siedział sam. Atarii zajęła miejsce przy oknie a drugie zagospodarowała dla walizki.
Trasa przebiegała spokojnie, widoki za oknem to głównie były lasy, łąki i pola, do pozwalało odczuwać wewnętrzny spokój i nawet przysnąć na parę minut.
Planowane było jechać pół godziny a potem przesiąść się na kolejny przystanek, więc jak chciała , tak zrobiła. Tym razem ludzi było znacznie więcej. O dziwo, udało się usiąść bez żadnego towarzysza.
Teraz tylko jechać prosto do celu - do Srebrnej Góry
dlaczego tyle dzieci tam jedzie? — pomyślała Atarii. Ona jechała tam z przyczyny , ale one? Oni wszyscy? Miejmy nadzieje że nie tam. Proszę.
Multum myśli na sekundę nachodziło głowę dziewczyny, wrażenie , że nikt nie jest świadomy tego co robi nie mogło jej opuścić.
Jeszcze jedna sprawa..co z Liettą..co jej powie? Miały spędzić razem wakacje nie myśląc już o niczym z przeszłości a teraz Atti siedzi w autobusie w drodze na obóz. Lia niczego nie świadoma czeka na jej kolejny telefon. Co jeśli się nie doczeka?
nie mam żadnego planu, co ja w ogóle robię?
gadasz do siebie? — spytał słodki głos wyłaniając się zza fotela — spoko , ja też  czasami to robię. — dokończyła mała  dziewczynka z uplecionymi krótkimi warkoczami zakończonymi wstążkami.
— wiesz, jesteś drugą osobą która przyłapuję mnie na tym — podśmiechując odpowiedziała Attari. — wow, masz świetnie zaplecione włosy, chciałabym mieć czas żeby tak o moje zadbać. — żaliła się przeczesując palcami kosmyki
W mgnieniu oka dziewczyna znalazła się na dawnym miejscu bagażu Attari i szarpnęła za jej włosy — Rzeczywiście przydało by się pożądne mycie — powiedziała i podciągnęła rękaw z którego wyłoniło się multum kolorowych gumeczek, spoglądając uważnie na włosy nowo poznanej koleżanki.
— przyjmę to jako komplement..powiedz..jak masz na imię?
— Woolvey — odpowiedziała bez zastanowienia plotąc zwinnie warkocz — Woolvey Ivory.
— bardzo ładne imię, takie..dojrzałe. Doskonale pasuje do nazwiska. Rodzice pewnie zrobili to celowo?
— nie wiem, tak szczerze, w ogóle mnie nie obchodzi ani moje , ani niczyje imię. Skąd wiadomo czy mały noworodek w przyszłości będzie chciał mieć coś wspólnego z strzyżeniem owiec? Dawanie imion ze znaczeniem powinno być zakazane. — narzekała mała Woolvey.
— masz gospodarstwo?
— tak. — odpowiedziała bez zastanowienia
— a więc wszystko zgrywa się w całość.
— nadal mi się to nie podoba , nie zmienisz mojego zdania. — uparcie napierała z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Za oknem zaczynało być pochmurnie i blado, drzewa stawały się z każdym kilometrem coraz większe a lasy coraz gęstsze, szyby autobusu nie były na tyle grube by zagłuszyć ćwierkające w okolicy ptaki.
— gotowe — podsumowała zakańczając kitkę małą gumką z nadgarstka.
— dziękuje, masz zwinne palce do robienia warkoczy.
— to kłos — poprawiła . — różni się od tradycyjnego warkocza, nie powinien ci się rozplątać za prędko, chyba że się bardzo postarasz.
Przez resztę trasy mimo skończenia plecenia fryzury Woolvey nie przesiadła się z powrotem na swoje miejsce
Może uda mi się przespać, zostało jeszcze trochę drogi — wpadła na pomysł.
Mimo wcześniejszej paniki spotkanie i rozmowa z nowo poznaną dziewczynką uspokoiła lekko blondynkę, co pozwoliło na naładowanie energii na dalszą podróż.
Najpierw huk o szybę a raptownie krzyk z przodu autobusu przerwał krótkotrwały relaks dziewczyny.
— zamilcz , Sophie. To tylko wiewiórka. — rozlało się echo przez ciszę.
— omal zawału nie dostałam — zwróciła się do Woolvey gdy ta odetchnęła z ulgą układając się na jej ramieniu.
Po drodze mijane było jeszcze kilka przystanków na których ubywało coraz więcej pasażerów. Nowo poznana koleżanka co jakiś czas przechadzała się w tą i z powrotem w autobusie raz korzystając z toalety a innym zaczepiając kolejne osoby.
Minęło 20 minut kiedy było już widać pierwsze płoty obozu , kawałek jeziora, sklepy.
Autobus miał przystanek dosyć blisko bramy wejściowej, więc nie było większego problemu z piachem na kołach w walizce.
Nostalgiczne wspomnienia wpadały do głowy dziewczyny przy każdym kroku w stronę obozu, po przekroczeniu progu bramy na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym gdy ostatni raz tu była.
Jedyne co przykuło uwagę blondynki to baner z napisem -  „Witamy w Silver Camp!"
Teraz tylko zgłoszenie się do listy i znalezienie namiotu by przechować bagaże na czas rozłożenia swojego było największym problemem.

Może się prześpię? Padam z nóg Nie. Lepiej od razu odezwę się do Lietty. - przeszło przez myśli jasnookiej.

Dziewczyna cały potrzebny asortyment spakowała już wcześniej, by nie kręcić się na obozie w poszukiwaniu długopisu i kawałku kartki.
Najlepszym miejscem na napisanie listu była stołówka, ale rzucanie się w oczy o popołudniowej porze to nie był zbyt dobry pomysł.
— przydał by się telefon, nie taki staroć jak w domu. Trudno. Będzie z głowy — gadała do siebie.
Po drodze biegało tylko kilka dzieci z zielonymi opaskami. Liderów - brak.
Podłużny stół i chwiejąca się ławka ciągle nie wymieniona sprzed kilku lat - klasyk.
Dziewczyna w dzieciństwie pisała rozprawki i opowiadania , ale nigdy w tak stresujących sytuacjach, od czego zacząć ?
Otworzyła zawleczkę długopisu i delikatnie przykładając ją do kartki napisała

Lia,

wow , robie postępy.

Po dwudziestu minutach męczarni, mogła oficjalnie złożyć list i nadać go na właściwy adres.
Gdy słońce zaczynało zachodzić Attari po całym dniu jedyne o czym marzyła to tylko - pójść spać.

        7:25 

Po wczorajszej podróży nie pogardziło by się umyć. Umywalnie znajdowały się blisko bramy i łatwo było zobaczyć z nich las - skoro otacza on z każdej strony.

Idąc z ręcznikiem i szczoteczką do zębów w stronę umywalek, od razu czuć ten niepowtarzalny zapach - drzew, mokrego igliwia i świeżych grzybów. Wszędzie górują wysokie, potężne drzewa, o szumiących liściach. Można tu spotkać wiele dzikich zwierząt, ale nie wolno ich płoszyć - tylko o określonych porach jednostki z czerwonymi bandanami mogą ćwiczyć na nich polowanie. Na razie dziewczyna spotkała tylko parę osób z niebieskimi bandanami, najwyraźniej - reszta siedziała w namiotach.

W powrocie do namiotu z zamiarem rozpoczęcia rozkładania swojego przykuła uwagę na dziewczynę , która stała na przeciwko bramy z walizką ,ubrana w różową polówkę i dżinsy, tak samo brakowało jej bandamki. Kiedy wpatrzyła się lepiej w jej twarz , była tak samo zdezorientowana jak Attari w pierwszy dzień. Długie jasne blond pasemka opadały jej na twarz gdy ta złapała kontakt z pływaczką.

To była Lietta.

CAMP MORT'E  IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz