Rozdział III - Dziwak

0 0 0
                                    


Czyli jednak. Postanowiłaś nie zostawić mnie na pastwę losu..samej
— No nie będziesz zdychać sama. — odpowiedziała Lia podchodząc bliżej.
Kontynuacje rozmowy dziewczyn przerwała grupa dzieci śpiewających i chcących z nimi grać w piłkę. Miały maksymalnie 9 lat składały się z dziewczyn i chłopców.
Zdezorientowane blondynki tylko podążając za nimi zamieniały pojedyncze słowa. Ciężko było się oprzeć małym słodkim błagającym oczkom.
Po kilku minutach drogi wszyscy znaleźli się na polanie na której było wystarczająco miejsca do gry w piłkę a nawet w badmintona.
Co jakiś czas słychać świerszcze i śpiewy ptaków a wiatr powiewający we włosy nie przeszkadzał w grze.
Po długiej rozgrywce zbliżało się południe i obozowicze zaczęli zbierać się ku stołówki ,która znajduje się naprzeciwko boiska.
Z Polany na której odbywała się gra widać idealnie namiot z którego przyrządzane są potrawy oraz stół na którym wszystko jest wydawane. Osoby z pomarańczowymi bandanami były odpowiedzialne za gotowanie i kupowanie składników do śniadań ,obiadów i kolacji a nawet w niektórych dniach dało pokusić się o podwieczorek.
Każdego dnia gdy wybija godzina 12:30 - jedna osoba z pomarańczowym oznaczeniem wychodzi na środek obozu i gwizdając w gwizdek na swojej szyi , informuje o rozpoczęciu obiadu. Wtedy wszyscy ustawiają się w „kilometrową" kolejkę.
Narazie tylko jeden chłopczyk stał przy stole i kroił różne składniki prawdopodobnie na sałatkę lub na obkład już na kolacje. Inni byli w wielkim namiocie z którego wylatywały pachnące opary czegoś pysznego. Niektórzy stali przy pompie i myli garnki i naczynia z śniadania. W skrócie - każdy miał coś do roboty.
W pewnym momencie jedna osoba wyszła z kuchni , jakby nigdy nic zaczęła iść w przeciwną stronę , szybkim tempem raz oglądając się za siebie.
— a ta co ? Robi tak żeby nic nie robić? Haha..znam to. — podeszła Lia do Attari.
— może idzie do jakiegoś magazynu doładować zapasy? Nie wiemy tego..nie byłyśmy nigdy na kuchni. — próbowała zrozumieć dziewczynę.
Obserwowana jednostka stawała się coraz mniej interesująca do czasu gdy nie wpadła na..
— Lavinia — powiedziały chórkiem.
Spoglądając na siebie już wiedziały że są w zbyt widocznym miejscu.
— chowaj się! — chwyciła za nadgarstek towarzyszkę i obie odsunęły się w miejsce z którego mogły obserwować przebieg zdarzeń , lecz nie były zauważalne.
Początkowo Lavi mówiła coś do szatynki. Jednak nic nie dało się wyłapać z rozmowy.
— Nuda — podsumowała Lia grzebiąc patykiem w ziemi
Nagle ton rozmowy a raczej kłótni zwiększył się. Lavinia podniosła głos na dziewczynę a ta tylko stała wpatrując się w jej zdenerwowaną minę.
— dobra, tego się nie spodziewałam — wychyliła się Lietta — No , ale nie dziwie się jej, nic pewnie nie pomagała w tej kuchni. Trzeba mieć jakiś sposób, żeby zaganiać ludzi do pracy.
— to Ziggy. Ona po prostu taka jest. — odezwała się dziewczyna, która słuchała całej rozmowy.
Attari omal na zawał nie zeszła. To samo z Liettą.
— Kto? Ziggy ? — dopytała się Atti.
— Ta, kucharzyna. Zawsze musi sie pakować w jakieś tarapaty, walnięta na łeb. Radzę się trzymać od niej z daleka. Dziwak
— Wygląda na osobę ktora by wiedziała co mówi — przyznała z lekką ironią Lietta
— nie wiemy o co poszło.
— można się tylko domyślać.
Wychodząc zza krzaków kontem oka Lietta zerknęła że po rozmowie z Lavinią, „Ziggy" stała już koło chłopca i robiła swoje.
Po odpuszczeniu sobie obiadu i postanowieniu o odpoczywaniu w swoim namiocie padł pomysł o spacerze. Spakowały najważniejsza rzeczy i od razu wyszły na powietrze.
Na szczęście namiot nie znajdował się daleko wyjścia więc dojście tam trwało zaledwie 10 minut.
Gdy blondynki dłuższą chwilę kręciły się po lesie postanowiły na chwilę przystanąć i zrobić przerwę i rozłożyć koc.
Spokojna cisza trwała zaledwie 2 minuty gdy nagle zrywając się z miejsca przerwała ją Lia.
— przynajmniej wiemy że ona tutaj jest. Jesteśmy o krok bliżej do.. co my chcemy w ogóle zdziałać ?
— skończyć to wszystko — ktoś to musi zrobić. Gardzenie i nienawiść nie może trwać wiecznie.
A póki ta Brazylijska rodzinka zwabia w kółko amerykańskie dzieciaki, to się nie skończy.
— jesteś świadoma, że dwóm nastolatką nie uda się tego zrobić ? Mam na myśli..ktoś musiałby nam pomóc, wymyślić plan, opracować całą strategie. — powątpiewała Lietta
— Tylko kto?
— Nie wiem. — odpowiedziała — ale przyjechałam tutaj również z zamiarem dowiedzenia w zupełności czy Becky..No wiesz. — ściszyła ton głosu.
— może gdybyśmy wtedy nie uciekły, jak zlęknione papużki nierozłączki , miałybyśmy pewność.
— pójdźmy tam, o świcie żeby mieć na to cały dzień. Znajdźmy cokolwiek co nas może na coś lub kogoś naprowadzi. Może coś znajdziemy a może nie. I tak narazie nie mamy nic lepszego do roboty. — zaproponowała Lietta wstając powoli i otrzepując się z liści.
— a jeśli spotkamy kogoś, ale wiesz , dla kogo nie będziemy tam mile widziane? — o dziwo pesymistycznie spytała. — nie można iść tam po prostu z gołymi rękoma.
— o czym myślisz ?
— czerwoni nie mają tu przypadkiem jakiegoś pomieszczenia, w którym trzymają bronie na polowania ?
U obu pojawił się lekki uśmiech na twarzy.
Na powrotnej drodze opracowywały plan jak można dostać się do środka tak , by nie zostać..wyrzuconym z obozu..
— jeszcze dzisiaj idą na polowanie. Ale zamykają magazyn na ten czas. — Atti znała odrobine grafik niektórych drużyn.
— a gdybyśmy weszły w momencie gdy oni wrócą?
— musiałybyśmy zrobić to niezauważalnie, lub przebrać się za jednego z nich..ewentualnie przekupić jednego z czerwonych. — sarkastycznie rzuciła pomysł Attari. — ..czekaj..chyba wpadłam na pomysł.

Zbliżała się godzina 19:00 to oznaczało na obozie dla drużyn czerwonych - nauka polowania.
Dzieci i nastolatkowie o różnorodnych posturach zbierali się przy magazynku czekając na lidera drużyny. Wszystkie kolory na obozie miały swojego przywódcę .Oczywiście, oprócz żółtych - liderów całego obozu.
W międzyczasie dziewczyny czekały na odpowiedni moment.
Gdy się zjawił, zostali ustawieni w pary i każdy dostał przydzieloną broń, oraz zmienił ciuchy na - odpowiednie.
Każdy przez chwilę odłożył swoją broń przy stercie ubrań i przebrał się w odpowiednią koszulkę.
— teraz — szepnęła Attari do wspólniczki.
Wystarczyło tylko że usłyszała jej głos i od razu wystartowała biegnąc do ubrań przy których pozostawiali bronie chwytając scyzoryk i wracając na miejsce.
— mało wyboru, myślę że w środku znajdziemy lepsze perełki. — zadyszana śmiejąc się wskazała pomieszczenie z resztą narzędzi.
Nie minęła minuta krzyk było słychać prawdopodobnie na całym obozie.
— Simon! Pilnuj swojego nosa ! Znowu się zaczynasz ? — krzyknął brunet.
Po chwili całe skupisko ludzi zgromadziło się przy zamieszaniu.
— widocznie idealnie trafiliśmy — usatysfakcjonowała się Lia.
— bierzmy co trzeba i nie traćmy czasu, póki nikt nie patrzy.
W środku aż świeciło się od wyboru , ale blondynki postanowiły na coś z czym miały już do czynienia.
— skorzystajmy póki udało nam się wejść — już na przyszłość.
Finalnie wybrały łuk, paręnaście strzał, kilka noży i dwie solidnie pary Shuriken'ów.
Wychodząc zastały tylko ciszę.
— widocznie już poszli. Chodźmy.

Reszta dnia minęła szybko. Bronie nie zostały schowane w najbezpieczniejsze miejsce, bo pod łóżko polowe Lietty, ale żadna z nich przez następne godziny nie opuszczała namiotu nawet do wyjścia do toalety.

8:28

oj — ziewnęła Lietta — trochę nam się zaspało.
— weź nic już nie gadaj tylko się zbieraj. — odparła Attari — musimy się jakoś niezauważalnie wymknąć.
Nie było to trudnym zadaniem. Zachowując ostrożność po 20 minutach doszły do lasu. Oczywiście - używając ścieżek którymi obozowicze raczej, nie chodzą.
— rozdzielając się będzie szybciej. Las jest na tyle duży, że gdybyśmy chodziły wszędzie razem, do to jutra by to potrwało a mamy się wyrobić do wieczora.— zaczęła gadać Attari
— ustalmy se jakiś sygnał, nie chce zapeszać, ale wiesz..w razie co.
Po tym zdaniu wyższa blondynka odwróciła się w stronę drzew i wydała jeden charakterystyczny dźwięk.
— to robimy jak coś znajdziemy, jak ktoś będzie chciał cię zarąbać siekierą to drzyj się ile wlezie — zareagowała Lietta i nie słuchając odpowiedzi zaczęła iść w przeciwną stronę.
Atarii przyciskając mocno łuk w dłoni wypatrywała czegoś co , nie pasowało by do reszty otoczenia.
Powoli mech robił się coraz bardziej miękki pod stopami a trawa rosła coraz to wyżej, co utrudniało chodzenie. Dziewczyna doszła do części lasu, gdzie co drugie drzewo leżało przecięte na ziemi co zmuszało ją do przeskakiwania ich.
W pewnym momencie ujrzała coś co przykuło jej uwagę, już chciała sygnałem zwoływać sojuszniczkę.
Już miała się za to zabierać lecz nagle znalazła się na ziemi, z czoła wypływała jej krew aż do oczu przez co miała ograniczoną widoczność. Ktoś musiał ją zaatakować, ktoś rzucił nóż. Widocznie z dezorientacji i wypchnięcia na ziemie łuk odleciał kilka metrów dalej.
Ktoś biegł w jej stronę, osoba ta miała krótkie ,potargane, ciemne włosy związane w dwa kucyki, zaniedbaną twarz całą w piegach i ciemne oczy. Attari dobrze rozpoznała tą dziewczynę, to była Ziggy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 06 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

CAMP MORT'E  IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz