Rozdział 28 - Blue / Bingo

150 23 2
                                    

Chicago obecnie
Blue

Długo ze sobą walczyłam. Och bardzo długo. Od miesięcy nie miałam takiej potrzeby jak dziś. Chciałam pójść do okolicznego sklepu, kupić butelkę rudej albo czystej i zapomnieć. Wciąż w głowie miałam to znajome uczucie zapomnienia. Może Reaper faktycznie miał racje, że tak niewiele mi wystarczyło, żebym stała sie alkoholiczką.

Zamiast jednak dać się ponieść wewnętrznym demonom, rozejrzałam się w poszukiwaniu zamiennika. Na blacie wciąż stało pudełko z resztką babeczek i to do nich się dobrałam. Zanim się spojrzałam, zjadłam wszystkie. Czułam się pełna i po prostu otępiała. Działając jak na jakimś autopilocie, poszłam do sypialni, przebrałam się w dres i położyłam na łóżku. Nie wiem ile tak leżałam, nic nie czułam, o niczym nie myślałam. W pierwszej chwili nie zrozumiałam dlaczego piknięcie, który usłyszałam w cichym mieszkaniu było tak znajome. Dopiero gdy mój mózg zarejestrował, że to dźwięk domofonu, zerwałam się na równe nogi. Ktoś musiał wejść do kamienicy. Sprawdziłam w telefonie kamery z nad wejścia, a cichy okrzyk wyrwał mi się z gardła.

Marzyłam, żeby ten dzień nigdy sie nie wydarzył. Nie mogłam jednak pozwolić strachowi wziąć górę, bo zobaczyłam, że wśród niechcianych gości jest mój chłopiec. Wyglądał na załamanego.

- Och, kochanie. Do czego oni cię zmusili? - mruknęłam i zaczęłam działać.

Nie chciałam zamykać Nadziei w sypialni, jeszcze nie. Na razie przypięłam ją na krótką smycz i kazałam warować przy mojej nodze. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, już przed nimi stałam z hardą miną, nie pokazując strachu, który zmroził moją krew.

Niechętnie i bez pośpiechu otworzyłam drzwi i spojrzałam nienawistnym spojrzeniem na swojego ojca.

- Nie zapraszałam cię. - odezwałam sie pierwsza, żeby nie dać mu choćby cienia przewagi nad sobą.

- Ależ córeczko. Jak mógłbym nie przyjść w urodziny mojego jedynego dziecka? - może i słowa, które mówił mogłyby kogoś zmylić co do jego troski, ale nie chytry uśmieszek i okrucieństwo, które nigdy nie opuszczało jego oczu - Tak dobrze widzieć cię w dobrym zdrowiu. Wpuść mnie. - gdy nadal stałam i mordowałam go wzrokiem, dodał - Nathan w końcu bardzo się postarał, abyśmy mogli się dzisiaj spotkać.

To była groźba. Nie próbował sie z tym nawet kryć. I chodź spodziewałam się najgorszego po wpuszczeniu go do środka, nie mogłam tego nie zrobić. Bo ważniejszy ode mnie zawsze będzie mój chłopiec. Bez słowa, z psem przyklejonym do mojej nogi wpuściłam ojca z matką do środka, po nim wszedł Edgar z żoną i na końcu Nat.

Nie umknęło mi, że pokazał coś do kamery. Nie wiedziałam jednak co to oznaczało. Gdy wchodził do środka, mocno go uścisnęłam i naprędce wyszeptałam do ucha.

- To nie twoja wina. Nieważne co się stanie, nie jesteś tu niczemu winny. Pamiętaj, że cię kocham. Jesteś najważniejszy dla mnie.

- Nathan co tam robisz tyle czasu? - Edgar niezadowolonym tonem skarcił syna, a ja popchnęłam go, żeby wszedł w głąb mieszkania.

Boss potrzebował następcy i wiedziałam, że widzi go w Nathanie. Wierzyłam, że to wystarczy, aby nastolatek był bezpieczny. Moje bezpieczeństwo w tej chwili nie było istotne.

Nie odzywałam się, jedynie obserwowałam. Patrzyłam jak jastrząb na swoją rodzinę z krwi, chodź ważny był dla mnie tylko Nat i tylko przez wzgląd na niego, poświęciłam swoje sacrum.

Pomijając moja matkę i żonę Edgara, Marthę, nikt się nie odzywał. Martha od ostatniego naszego spotkania przeszła tak wiele operacji plastycznych, że prawdopodobnie nie poznałabym jej na ulicy. Przerażające. Natomiast moja matka wyglądała wręcz kwitnąco, jedynie cienie pod oczami i delikatne zmarszczki w kącikach oczy wskazywały, że nie zawsze jej życie było łatwe i nie jest już najmłodsza. Dzięki ci świecie za botoks. Bez tego pewnie miałaby już zdecydowanie więcej zmarszczek. Jej czoło wydawało sie wręcz nienaturalnie gładkie.

MC Hellhounds - tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz