⋆☾ ⋆ Rozdział 5 ⋆☾ ⋆

22 3 0
                                    

Gdy Hypnos wróciła do swojego gabinetu, rozsiadła się w wielkim drewnianym fotelu za ogromnym, czarnym biurkiem, wszystko utrzymane było w gotyckim stylu. Na ścianach widniały szklane półki, przez które co jakiś czas przelatywały bańki, ostatecznie lądując przed nią. Szefowa chwyciła jedną z kul, gdzie właśnie jakaś dziewczynka zbierała kwiatki. Potrząsnęła ją i przyjrzała się jej badawczo. W odbiciu jej oczu zalśniły dwa czerwone ślepia. Wystraszona upuściła przedmiot na ziemię, który rozmył się pod wpływem upadku i ulotnił w powietrzu, pozostawiając czarną smugę.

Wstała natychmiast, bez wahania, i podeszła do innych snów. Chwyciła pierwszy lepszy i przyjrzała się mu, na szczęście wszystko było normalne. Odetchnęła z ulgą. Wtedy straciła czujność. Coś oblazło ją niczym stado mrówek – czarna jak sadza mgła. Objęła ją i weszła gwałtownie w gardło. Hypnos padła na ziemię, biorąc oddech, powoli trzęsącą się dłonią, chwyciła za kant stołu, podniosła się i otarła pot z czoła. Uśmiechnęła się pełna ulgi, a jej piękne, brunatne oczy zalśniły szkarłatem, a sekundę później wróciły do dawnego stanu. Wdrapała się na fotel i zmęczona oparła głowę o zagłówek.

— Muszę to zgłosić. — starała się zebrać siły.

— Zapomnij moja droga. To co teraz się stało jest tym o czym ostrzegałem. A teraz bądź mi posłuszna.

Chaotyczny głos rozbrzmiał w jej głowie. Próbowała wstać, ale nie mogła. Pot i zimny dreszcz, zawładnęły nią niczym heroina - to było pierwsze uczucie, jakie poznała. Kolejno, dochodziły do niej następne uczucia, czuła jakby ktoś uderzał ją w głowę, a za każdym razem, gdy próbowała się przeciwstawić, cios był coraz silniejszy. Powoli zaczęła wpadać w panikę, choć była raczej rozsądna i nigdy nie dopuszczała emocji do głosu. Zaczęła się trząść, a jej ciało ogarnęły drgawki. Ręce pochłonął czarny płomień, który wypalił jej znamię. Głuchy krzyk wydobył się przez jej gardło, a następnie głowa zawisła bezwładnie, gapiąc się tępo w swoje kolana. Wkrótce jednak odzyskała przytomność i jakby nigdy nic wstała, poprawiła włosy i delikatnie podrapała się w nos. Podeszła do swojego ulubionego, wielkiego lustra, w którym uwielbiała się przeglądać. Żyły na jej szyi pulsowały czernią. Było już pewne, że w tym momencie prawdziwa Hypnos przestała istnieć.

⁺˚⋆。°✩₊✩°。⋆˚⁺

Ereb nie wzbudzał sympatii Luny. Ba! Ona wprost go nienawidziła za to, jak zdradził Hypnos, że ma zamiar ukraść jej łódź, choć sam podrzucił jej ten pomysł.  Była wówczas zbyt głupia, ufna i niedoświadczona. Teraz wiedziała, że jeśli on tu jest, to znak, że powinna go od razu sprawdzić i pokazać, gdzie jest jego miejsce.

Widząc go przyspieszyła, pozostawiając Paradoxa za sobą. Stanęła pomiędzy nim a Remem, z chęcią walnięcia go w mordę. Oj, a miała taką ochotę już od kilku dobrych lat.
Bała się jednak, że i z tej marnej pozycji, jaką ma, jeszcze ją wywalą. Z rezerwą i naprawdę wielkimi pokładami cierpliwości zmierzyła go wzrokiem, ignorując zupełnie - uśmiechniętą i  śliniącą się w stronę Rema - Kotomi.

— Rem, wszystko w porządku? — spytała.

— Tak, chyba... — odpowiedział Jej niepewnie.

— Wybacz, że się wtrącam. Ale czy nie uważasz, że pozostawianie niedoświadczonej jednostki samemu sobie jest nad wyraz nieodpowiedzialne? — zganił ją Ereb.

Dremson zacisnęła pięści. Naprawdę była już bliska tego, by go rąbnąć. Na szczęście – dla ich obojga – Dox przystanął obok, zaciekawiony.

— Widzę, że znów masz jakiś problem z moją Panią Strażnik. — poprawił swoje włosy i kładąc rękę na jego ramieniu, poklepał go z uśmiechem pełnym pogardy.

Strażnicy Koszmarów TOM I [ W Trakcie Poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz