Kiedy byłam małym kotkiem...

115 4 1
                                    

- Oj jaka słodka! - wykrzyczała rozentuzjazmowana pucata nastolatka, która przyszła do nas ze swoją chyba mamą, a może siostrą (?), sama nie wiem, bo wyglądały jakby były w podobnym wieku. Niedługo miałam się wszystkiego dowiedzieć. Szturchała mnie puchatym palcem, niby łaskotała i głaskała, wcale nie było to przyjemne. Przyszły do mojego pana po jajka, pewnie od tych kwok, które latały od rana po podwórku nie dając nam spać. Szeroko ziewnęłam, w końcu byłam małym, puchatym kotkiem i lenistwo było moim jedynym zadaniem. Jednym uchem podsłuchiwałam ich rozmowy...

- Mamo, mamo błagam weźmy tego kotka do domu! - krzyczała pucatka, a ja w duchu modliłam się, żeby jej towarzyszka odmówiła. 

- Klaudia, kochanie wiesz, że tata się nie zgodzi, wyrzuci nas z domu, jak wrócimy z kotem. Pamiętasz, jak mówił, że żadnych zwierząt w domu? A poza tym przyszłyśmy tu po jajka - odparła, jak się okazało jej matka i odetchnęłam z ulgą. Byłam pełna nadziei, że zostanę w swoim domu. 

- Jejku mamo, weź! Ty nigdy na nic się nie zgadzasz i zawsze musisz słuchać taty, czy nie możesz mieć swojego zdania i dążyć do spełnienia swoich marzeń?! - oburzyła się Klaudia, bo okazało się, że tak ma właśnie na imię. Dziwnie się czułam, jak na nią tak naskoczyła, ale nie moja sprawa w sumie... a może i moja? 

- Kochana proszę, nie. Poza tym, to są twoje marzenia, nie moje. Kto będzie się tym kociakiem opiekować? Weźmy jajka i chodźmy do domu, musimy jeszcze odwiedzić dziadków, a Ty chyba miałaś jakieś zadania domowe jeszcze? - szybko ucięła temat mama. 

- Nigdzie nie idę, nie będziesz mi mówić co mam robić, co mogę, a co nie! Dzwoń do ojca, powiedz mu, że w domu będzie kot! - wrzeszczała na matkę. 

- Moja słodka Kitty... - wymruczała dziewczyna, a mi zmroziło krew w żyłach pomimo, że na zewnątrz było 30 stopni na plusie... BŁAGAM NIE. Zostaw mnie tutaj gdzie jestem, nie dotykaj i nie nadawaj mi żadnego imienia! Kitty?! Do jasnej cholery, Kitty?! Rozpaczałam i schowałam się w kąt naszego legowiska. Dlaczego ja, a nie moja siostra?! No dlaczego? Mam dopiero dwa miesiące i całe piękne, kocie życie przed sobą. Czy ta głupia wizyta, po głupie jajka, od głupich kwok ma przekreślić moje życie? Rozpaczałam, ale oczy i uszy nadal miałam czujne i gotowe do ataku. 

Kłóciły się dalej, przepychały słowami, aż w końcu Mama sięgnęła po telefon i zadzwoniła... ze strzępków rozmowy zrozumiałam, że Ojciec nie chce mnie w domu, co akurat bardzo mnie cieszyło. Jednak Klaudia wyrwała mamie telefon i wykrzyczała do słuchawki:

- Biorę moją słodką Kitty! Czy ci się to podoba, czy nie! Wraca z nami do domu. Nie mogę jej zostawić w tym miejscu, to przeznaczenie, los tak chciał, że właśnie dzisiaj poszłyśmy po te jajka! - więcej nie pamiętam co krzyczała, bo byłam sparaliżowana. Modliłam się do Kociorożka żebym zdechła, padła trupem, albo żeby zabrała mnie inna malaria. 

Widziałam, że jej mama była zrezygnowana, poddała się, a ja miałam tylko nadzieję, że ta pucata nastolatka szybko się mną znudzi, a ja będę mogła być z jej mamą, która wydawała się spokojną i rozważną kobietą. Nagle poczułam, że bierze mnie na ręce, całuje, przyciska do piersi i wykrzykuje moje nowe imię, które ani trochę mi się nie spodobało. Klaudia miała ciemne włosy, takie do ramion, lekko falowane, puszące się. Buzię okrągłą, pucatą, małe wąskie oczka, okrągły nos i pełne usta, które oblizała. Wzdrygnęłam się. Zaczęłam się rozglądać i wąchać. Czułam zapach frytek i mokrego ciała. Jej obcisła różowa koszulka bezpiecznie otulała brzuch, a czarne, wypłowiałe legginsy wisiały na niej, bo tak były rozciągnięte. Bałam się. Oj jak okrutnie ja się wtedy bałam! To tylko jeden Kociorożek wie. Miałam nadzieję do ostatniej chwili... 

Kitty, historia prawdziwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz