#2

9 2 0
                                    

POV: Hailey

Odebrałam Willow, ze szkoły. Zawsze gdy wracałyśmy do domu, opowiadała mi co się działo u niej w klasie. Jej naiwny entuzjazm poprawiał mi dzień. Ciężko było się nie uśmiechać słysząc jej słodki śmiech. Gdy wróciłyśmy do domu, od razu zauważyłam rozrzucone rzeczy. Nasza matka wróciła do domu.

- Willow, odłóż swoje rzeczy i umyj ręce, dobrze? - powiedziałam.

Mała kiwnęła głową i poszła do swojego pokoju. Ja musiałam sprawdzić co z matką. Poszłam do jej sypialni, lekko otworzyłam drzwi. Jak zwykle, spała jak zabita. Uchyliłam okno, nie dało się tam oddychać. Zastanawiałam się jakim cudem jeszcze nie zapiła się na śmierć. Westchnęłam i wyszłam z jej pokoju. Obudzi się pewnie wieczorem.

Poszłam do kuchni i wyciągnęłam resztki wczorajszego obiadu z lodówki. Willow wróciła z łazienki i usiadła przy stole.

- Mama śpi? - spytała.

- Tak, jest bardzo zmęczona. - skłamałam.

- Myślałam, że się ze mną pobawi...

- Niestety. Jest wykończona pracą - powiedziałam - aaaale będziesz mogła się pobawić z Sophie i Julie dzisiaj.

Willow uśmiechnęła się szeroko. Wiedziałam, że je uwielbiała.

- Dzisiaj mam pierwszy dzień w pracy, więc zaprowadzę cię do domu Sophie. Spędzisz tam noc, okej?

- TAAAK!! Nie mogę się doczekać!! - mała wykrzyknęła.

W międzyczasie, jedzenie zdążyło się już podgrzać. Nałożyłam nam na talerze i zjadłyśmy spokojnie obiad. Willow ciągle wspominała, że nie może się doczekać aż pójdzie do Sophie i będzie mogła się bawić z nią i Julie. Mimo, że rodzice Sophie dobrze znają naszą sytuację, czułam się źle dodając im obowiązków. Jednak nie miałam wyjścia, nie miałam nikogo innego. Samej z matką bym jej na pewno nie zostawiła.

Reszta popołudnia minęła normalnie. Pracę zaczynałam o 21. Miałam być wcześniej, ponieważ to mój pierwszy dzień. Mimo to, miałam jeszcze czas pomóc Willow z jej pracą domową. Mogłam jej powiedzieć później, że zaprowadzę ją do Sophie. Cały czas męczyła mnie pytaniami kiedy do niej pójdziemy.

- Haileeeeeeey, czy możemy już iść do Sophie? - spojrzała na mnie maślanymi oczami.

- Nie wiem, ma mi napisać kiedy będziemy mogły przyjść.

I jak na zawołanie, dostałam wiadomość. Była to Sophie. Napisała, że są już w domu i że możemy przyjść.

- Dobra, zbieraj się. Nie zapomnij o szczoteczce do zębów i skarpetkach.

Willow od razu się uśmiechnęła i zaczęła pakować się w swój mały plecak. Sama poszłam do swojego pokoju spakować parę potrzebnych mi rzeczy. Kto wie co może mi się przydać w pracy na barze. 15 minut później, obie byłyśmy spakowane i gotowe do wyjścia.

Upewniłam się tylko, czy matka jeszcze spała. Oczywiście, była nieprzytomna. Westchnęłam i wróciłam do przedpokoju, gdzie Willow ubierała buty. Ubrałam swoje i obie opuściłyśmy mieszkanie.

Willow już na pamięć znała drogę do domu Sophie. Była to dość krótka, prosta droga. Gdy dotarłyśmy pod drzwi, mała zadzwoniła dzwonkiem. Wręcz skakała z radości. Drzwi otworzyła Julie.

- Julie!! - Willow wykrzyknęła i przytuliła ją.

- Na pewno to nie będzie problem? - spytałam.

- Na pewno. Dobrze wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć. - powiedziała Sophie, która właśnie podeszła do drzwi.

- Jeszcze raz dziękuję. - uśmiechnęłam się - Willow, bądź grzeczna. Odbiorę cię jutro.

Mała kiwnęła i weszła z Julie do domu.

- Uważaj na siebie. - powiedziała Sophie. - I nie martw się o Willow, jest w dobrych rękach.

Jeszcze raz się uśmiechnęłam i pożegnałam się z przyjaciółką. Spojrzałam na zegarek, za 10 minut miałam mieć autobus na drugą stronę miasta. Szybkim krokiem udałam się na przystanek i w samą porę dotarłam. Stresowałam się, to w końcu moja pierwsza poważna praca.

Wysiadłam na przystanku niedaleko baru. Wkrótce znalazłam się w środku. Było to naprawdę dobrze urządzone miejsce. Na barze stała już jakaś dziewczyna, a na małej scenie, swój sprzęt rozkładał jakiś zespół.

- Ej, ty! - zawołała nieznajoma. - Chodź tu.

Podeszłam do niej, z lekkim uprzedzeniem.

- Jestem Jesse, będziemy razem pracować. - powiedziała. - szefa dzisiaj nie ma, więc ja tu rządzę.

No dobra. Czyli była z tych co lubią się wywyższać. Przeżyję, pomyślałam.

- Dobra, czaję. - odpowiedziałam. - ja jestem Hailey, tak w ogóle.

- Zostaw swoje rzeczy na zapleczu i chodź za bar. - przewróciła oczami i westchnęła.

Zrobiłam tak, jak powiedziała. Juz wiedziałam, że raczej się nie polubimy. Na moje oko, miała może 20 lat, nie więcej. Wyglądała jak córka jakiegoś bogacza, ale wątpię, że taka by pracowała w zwykłym, ulicznym barze. Wróciłam z zaplecza i weszłam za bar.

- Jest tu parę zasad, które musisz przestrzegać. - nagle powiedziała, opierając się o ladę.

- A te zadasy to...?

- Po pierwsze, nie wcinasz mi się w klientów. Po drugie, tamten chłopak - pokazała na jednego co rozkładał sprzęt. - jest mój. Nie zbliżaj się do niego.

- Dobra, spoko... I tak już mam chłopaka. - odpowiedziałam, trochę zdziwiona jej wymaganiami.

POV: Caleb

Jak co piątek, grałem w tym samym barze z chłopakami. Słyszałem, że miała być nowa dziewczyna na barze. Może w końcu ktoś bardziej normalny od Jesse. Gdy rozkładaliśmy sprzęt, ktoś wszedł do baru. Musiała być to ta nowa, jeszcze było za wcześnie na jakichkolwiek klientów czy fanów zespołu. Musiałem przyznać, było w niej coś innego. Nie wyglądała jak lalka, czy jakaś paniusia. Wyglądała... zwyczajnie.
W dobrym tego słowa znaczeniu. Chciałem jej pomachać, ale Jesse szybciej zabrała jej uwagę.

Co jakiś czas spoglądałem w ich stronę. Jesse pewnie już jej powiedziała, że jesteśmy razem. Ona i jej chore wyobrażenia. Nie wiem, kiedy w końcu się od nich uwolnię. Jedno było pewne, musiałem lepiej poznać tą nową.

=====================================

Miłego dnia/wieczoru/nocy <3

~Mega Wiśnia

to(get)herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz