V. Piękno tkwi w prostocie

474 33 11
                                    


Obudziłam się około dziesiątej. Nie była to zbyt miła pobudka, bo spowodowana krzykami z dołu. Niewiele zajęło mi, aby pojąć, że były to krzyki mojego rodzeństwa. Niezadowolona i zaspana zeszłam na dół, gdzie coraz głośniej mogłam usłyszeć sprzeczkę Reya i Florence.

- Nie rozumiesz, że nie chcę, żeby znowu się załamała? W razie... – dotarł do mnie przytłumiony krzyk brata.

- Nie waż się skończyć tego zdania, Rey. – niemal od razu usłyszałam poważny i ostry ton Florence.

Już chciałam coś powiedzieć, ale w momencie, kiedy weszłam do kuchni i mnie dostrzegli, automatycznie się zamknęli. Natychmiastowo przybrali wymuszone uśmiechy na twarze, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co im do końca chodziło. Intuicja podpowiadała mi, że tematem tej rozmowy byłam głównie ja. Właściwie, nawet głupi by się domyślił, po tym jak przestali się odzywać i uśmiechali się przerażająco niewiarygodnie.

Postanowiłam nie drążyć z nimi tematu i zabrałam się za odgrzanie jajecznicy, którą co sobotę robił wszystkim na śniadanie tata. Cały czas czułam na sobie baczne spojrzenie Florence i Reya. Przewróciłam oczami i zerknęłam w ich stronę zirytowana.

- Możecie przestać? – zapytałam retorycznie. – Wyglądacie jak dzieci próbujące zataić nieumiejętnie przed mamą fakt, że rozbiły szklankę, a nie jak dorośli ludzie, którymi, przypomnę, jesteście. – burknęłam w ich stronę, automatycznie tracąc cały poranny zapał jaki mi towarzyszył.

Pierwsza zreflektowała się Flo, która przybrała na usta już mniej wymuszony uśmiech. Podeszła do wyspy kuchennej i usiadła przy jednym z hokerów. Dobrą minutę przyglądała mi się, zanim odważyła się cokolwiek powiedzieć.

- Masz na dziś jakieś plany?

Westchnęłam przeciągle, spodziewając się co mogło znaczyć to pytanie. Ledwo poznałam ich przyjaciół, a ona zdecydowanie za bardzo mnie w to angażowała. Nie byłam pewna czy tego chciałam, czy też nie.

- Nigdzie z wami nie idę. – powiedziałam, przeżuwając swoje śniadanie. – Nie chcę ciągle wychodzić z waszymi przyjaciółmi. Czuję, że mogę się tym narzucać. – wyznałam szczerze. Właściwie to nie do końca, bo tak naprawdę kompletnie nie czułam się wpasowana do ich grupy. Być może przez to, że byłam o sześć lat młodszą gówniarą od nich wszystkich. Od jednego z nich, nawet o osiem. – Mam też swoich przyjaciół. – dodałam.

- Melanie, która świetnie czuje się w naszym towarzystwie? – zapytał z ironią mój brat, który zajął miejsce naprzeciw mnie, stając obok Florence. – Madison, żadne z nas nie daje ci powodów, żebyś się do nas nie dołączyła. A już przede wszystkim tych powodów nie daje ci... - przerwał, kiedy Flo uderzyła go mało dyskretnie łokciem w bok brzucha.

Przez myśl od razu przeszło mi, że chodziło mu o Ace'a. Nie wiedziałam dlaczego, ale po ich nagłej zmianie nastrojów i stale powiększających się fałszywych uśmiechów, utwierdziło mnie to jeszcze bardziej. O co mu chodziło?

- Wracając – wróciłam do tematu, nie mogąc znieść gęstej atmosfery między nami. – Nie wybieram się nigdzie i nie próbujcie tego zmieniać.

Bez zbędnych słów, odłożyłam talerz po skończonym śniadaniu do zmywarki i zirytowana ruszyłam w stronę schodów, aby móc zamknąć się w swoim pokoju do końca dnia.

Niestety mój plan nie wypalił, w momencie kiedy kilka godzin później usłyszałam ciche pukanie do drzwi, a następnie głowę Florence w szparze, która powstała w wyniku ich otwarcia.

Last Time [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz