Rozdział pierwszy

6.9K 253 147
                                    

#inanotherlifeAK

Gdybym wiedziała, jak często zerkasz w moją stronę, obróciłabym głowę choć raz i może wówczas odnalazłabym w tobie wszystko to, czego szukałam przez lata.

Harvey

Gdybym miał nadać imię i nazwisko mojemu osobistemu koszmarowi, bez wątpienia byłaby nim Larissa Calloway – dziewczyna tak piękna i tak radosna, że na pewien sposób nieautentyczna.

            Mój wzrok mknął w jej stronę odkąd pamiętam. Nawet teraz nie spuszczałem z niej spojrzenia, co tłumaczyłem sobie tym, że tak właściwie nie mam do roboty niczego lepszego. No bo niby czym można się zająć w czasie przerwy międzylekcyjnej, gdy nie ma się znajomych, nie uczestniczy się w żadnym kole naukowym i nie czyta się żadnych książek?

            Pozostaje obserwowanie życia tych, na których miejscu tak desperacko chciałoby się znaleźć choćby na krótki moment.

            Siedziałem na wąskiej ławce pod starą brzozą, z jedną słuchawką w uchu, a drugą spływającą mi swobodnie wzdłuż szyi i obojczyka. Dźwięki The Bug Collector od Haley Heynderickx rozbrzmiewały mi w głowie, a ja niezmiennie studiowałem wzrokiem zachowanie i urodę pewnej dziewczyny.

Teraz stała wśród grupki przyjaciół, w jednej dłoni trzymała butelkę z jogurtem truskawkowym, a w drugiej zeszyt, do którego zerkała co jakiś czas. Najprawdopodobniej uczyła się na jakiś test, o którym jako raczej średni uczeń nie miałem pojęcia.

Złote włosy powiewały jej na wietrze, tak samo jak krawędzie fioletowej sukienki, którą włożyła do szkoły tego dnia. Szczupłe nogi lśniły w promieniach porannego słońca, a oczy Larissy przypominały kolorem wiosenne liście.

Wydawała się taka... lekka. Nie w sposób fizyczny, a psychiczny. Swobodnie rozmawiała z innymi, śmiała się, kiedy tylko naszła ją ochota, nie przejmowała się tym, że kosmyki włosów lepią jej się do potraktowanych błyszczykiem ust, ani że co jakiś czas przechyla jogurt i wtedy jakaś część jego zawartości ląduje w kępkach trawy.

Właściwie... Właściwie chyba nie przejmowała się niczym, prócz tym, by być zwyczajnie szczęśliwą.

To na pewien sposób piękne.

Ale też naiwne.

Nie miałem na jej punkcie żadnej obsesji, nic w tym rodzaju. W sumie sam nie wiem, czy w ogóle ją lubiłem. Chyba nie można czuć jakiejkolwiek sympatii do kogoś, kogo się nie zna.

Po prostu... Ona miała wszystko to, czego nie miałem ja, a obserwowanie jej dawało mi poczucie bycia przez chwilę częścią jej życia.

Kurde, to dopiero naiwne. Może oboje tacy byliśmy.

Chyba jej zazdrościłem. Ale tylko odrobinę. Mimo wszystko ciągłe bycie tak promiennym i radosnym musiało być na swój sposób wyczerpujące. A bycie ponurym cieniem sprawiało, że ludzie nie mieli wobec ciebie żadnych oczekiwań i to zwyczajnie... wygodne.

Przełączyłem piosenkę na September w wykonaniu Sparky Deathcap i wróciłem spojrzeniem do Larissy. Coś mi w niej nie pasowało. Była jak żywioł, a jednocześnie miałem wrażenie, że nie pokazuje stu procent swoich możliwości. W jej oczach iskrzyła się dzikość, której uzewnętrzniała tylko jakąś część.

Może mimo tego, co zakładałem, jej życie wcale nie było tak usłane różami? Może ona też czuła się wyrzutkiem? Nie dlatego, że nie miała znajomych – bo przecież miała ich na pęczki – a dlatego, że nie mogła być przy nich w pełni sobą. To miałoby sens.

In Another Life // 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz