Śmierć

321 6 4
                                    

Hailie

Jak zwykle wracałam z szkoły do domu. Czułam się okropnie i w duchu przygotowywałam się aby powiedzieć mamie o spotkaniu z panią Smith. Chciała się z nią spotkać ze względu na moje ,,pogorszające się oceny i zachowanie,, Moim zdaniem wymyśla ale przecież jestem tylko nic nie wartym śmieciem więc co ja tam wiem.

Przechodziłam właśnie obok boiska szkolnego kiedy ktoś krzyknął:
-Nasz smutasek idzie. Idź się pociąć atencjuszko!

Nic nie odpowiedziałam. Nie czułam potrzeby ani siły. Wchodząc do mieszkania zobaczyłam kartkę na komodzie.

,,pojechaliśmy z babcią do szpitala ponieważ zasłabła. Kolację masz w lodówce odgrzej ją tylko.
                                                    Buziaki mama,,

Po przeczytaniu zajrzałam do lodówki i zobaczyłam tam pierogi mojej babci. Mimo że miałam na nie wielką ochotę to nie mogłam odpuścić okazji by nie zjeść kolacji więc wyrzuciłam je do kosza przykrywając je jakimiś papierkami. Gdybym wiedziała że będą to ostatnie pierogi które zrobiła w swoim życiu najprawdopodobniej bym się przemogła i je zjadła. Ale w końcu nikt nie przewiduje przyszłości...

Zrobiłam lekcje, wykąpałam się a następnie mimo wczesnej godziny położyłam się do spania. O dziwo zasnęłam od razu.

Około drugiej obudziłam się bo ktoś dzwonił do drzwi. Normalnie bym to zignorowała ale fakt że mogła to być mama i babcia przekonał mnie do wstania z łóżka.

Otworzyłam i zobaczyłam przed sobą dwóch policjantów i jakaś kobietę. Przybrałam maskę i z uśmiechem na twarzy spytałam w czym mogę pomóc.

-Hailie Monet?-zapytał jeden z funkcjonariuszy a kiedy kiwnęłam głową kontynuował.-Niestety twoja mama i babcia miały wypadek. Wjechał w nie pijany kierowca. Nikt nie przeżył.

Wiadomość mimo że smutna nie wpłynęła na mnie na pierwszy rzut oka. Przyzwyczaiłam się do ukrywania emocji więc tylko wpuściłam do środka kobietę i przeprosiłam tłumacząc że muszę skorzystać z toalety.

Zamknęłam drzwi na klucz i jedyne co teraz słyszałam to straszny pisk w uszach. Moja mama i babcia nie żyją. Dwie osoby dla których miałam po co żyć właśnie umarły. Najpierw zaczęły mi płynąć łzy. Duże i grube łzy spływały mi po policzkach i powoli skapywały na podłogę.

Chcąc powstrzymać łzy wyciągnęłam z listwy żyletkę i zrobiłam parę płytkich nacięć na udach. Czując ból fizyczny uspokoiłam się na tyle by móc myśleć racjonalnie. Uwinęłam bandażem rany oraz dla pewności ,że nikt nic nie zauważy założyłam czarne dresy.

Ogarnięta wyszłam z łazienki. Kobieta , która jak się później okazało była z opieki społecznej, spojrzała na mnie zdziwiona jakby nie dowierzała, że przyjmuje to z takim spokojem. Gdyby tylko wiedziała.

-Czyli trafiam do domu dziecka?-spytałam się powstrzymując łamiący głos. Przecież żadna z moich ciotek nie przyjmie pod opiekę czternastolatki.

-nie-odpowiedziała kobieta a kiedy zobaczyła na mojej twarzy niezrozumienie wytłumaczyła.-Vincent Monet zgodził się przyjąć panienkę pod swój dach.

Na początku myślałam że odnalazł się mój ojciec jednak po chwili dowiedziałam się że jest to mój brat. Jeden z pięciu braci..

Przez całe życie myślałam że jestem jedynaczką a nagle okazuje się że mam pięciu braci. W dodatku starszych. Myślałam że powieszę się jeszcze dzisiaj ale okazało się że kobieta zostaje ze mną w domu więc niestety nie wyszło.

Chociaż nie mogę narzekać, ponieważ pomogła mi się spakować i już po dwóch godzinach całe moje życie zmieściłyśmy w trzech walizkach. Do tego moja deskorolka.

Już następnego poranka wyleciałam z Anglii by za parę godzin znaleść się w zupełnym innym miejscu. Miałam wylądować w Pensylwani i wcale mnie to nie cieszyło.

&&&
Hejka

Jak się podoba póki co?

Hailie Monet-problemy.Where stories live. Discover now