Lot

252 9 0
                                    

Hailie

Lot minął całkiem spokojnie. Praktycznie nie ruszałam się z miejsca po za jednym wyjściem do royalty by zmienić bandaże.

Kobieta obok mnie myślała że stresuje się lotem i co jakiś czas zagadywała mnie żeby mi ,,ulżyć w stresie,,. Gdyby stres Lotek rzeczywiście był moim jedynym problem w tej chwili byłabym w niebie.

Podczas lotu przeczytałam maila którego dostałam przed wejściem do samolotu. Dowiedziałam się że wszyscy bracia mieszkają w rodzinnym domu Monetów oraz że nad trójką najmłodszych opiekę sprawuje Monty Monet.

Nie dostałam żadnych informacji odnoście wyglądu charakteru wieku czy nawet imion co trochę mnie zestresowało. Podczas lotu pilot ogłosił że przez najbliższe pół godziny możliwe będzie korzystanie z Internetu więc postanowiłam wykorzystać ten czas na szukaniu informacji o mojej ,,rodzinie,,.

Wpisałam w wyszukiwarkę nazwisko Monet i wyskoczyło mi paręnaście linków jednak w każdym było dokładnie to samo napisane. Coś o rodzinnej firmie oraz o śmierci Camdena Moneta. To chyba mój tata chociaż nie jestem pewna.

W dalszym ciągu nic o braciach co mnie zdziwiło. No cóż widocznie cenią sobie prywatność.

Po wylądowaniu dostałam sms od nieznanego numeru ,, czekam przy aptece,,.

Zastanawiałam się czemu nie napisał żadnego hej ale w sumie się przyzwyczaiłam że każdy ma mnie w dupie.

Udałam się w kierunku apteki i zobaczyłam mężczyznę w garniturze z idealnie ułożonymi włosami. Na oko miał ok. 30 lat może trochę mniej. Gapił się w telefon co jakiś czas coś klikając. Gdy podeszłam bliżej podniósł wzrok z nad telefonu i wyprostował się.

-Hailie?-zapytał lodowatym głosem. Postanowiłam zagrać w jego grę i też odezwałam się chłodnym głosem.

-Tak, jesteś moim bratem?-upewniłam się na co skinął głową.

-Jestem Vincent i jak już pewnie wiesz jestem twoim opiekunem prawnym. Jesteś głodna?-powiedział już trochę łagodniej niż wcześniej.

Pokręciłam głową na co tej tylko kiwnął i powiedział bym poszła za nim. O zdjął ode mnie dwie z walizek więc było mi trochę lżej.

Wsiedliśmy do dość drogiego auta jak na mola wiedzę jednak mimo wolnego fotelu pasażera usiadłam z tyłu.

Podczas drogi nie odzywaliśmy się do siebie i jedynie Vincent co jakiś czas rzucał mi kontrolne spojrzenia. Żeby nie wyjść na niegrzeczną nie korzystałam z telefonu i jedyne co to patrzyłam przez okno.

Nie wiedziałam ile będziemy jechać ale nie zapowiadało się aby to było 15 minut. Większość trasy spędziłam na rozmyślaniu czemu nie zrobiłam lepszego pierwszego wrażenia. Bo przecież mogłam być bardziej rozmowna. Jedyne co mi się udało to udawać uśmiechniętą nastolatkę bez problemów.

Postanowiłam nie zaprzepaścić szansy na dobre wrażenie u reszty braci żeby nie skreślić się u nich od razu.

Po około godzinie dojechaliśmy na miejsce. Zobaczyłam tam olbrzymi dom a w około z trzy razy większy ogród ogrodzony porządnym płotem.

Zabrało mi mowę.

Hailie Monet-problemy.Where stories live. Discover now