PROLOG

80 17 37
                                    

Zostałem sprzedany przez swojego przyjaciela. Mogłem się domyśleć, że coś śmierdzi, ale ostatni udany rabunek, przelany litrami rum oraz radosna atmosfera uciszyły intuicję, rozwiały odór rozkładającego się ciała – zdrady.

Camor nie pił, a on zawsze pił. Czy to w złości, ponieważ dziwka ukradła mu nóż, ze smutku, kiedy to kolejny z kamratów umarł podczas rabunku, z radości nad wygraną partyjką w czaszki, a najlepiej to mu się piło bez powodu. Tak po prostu z czystej przyjemności, z nudów i w doborowym towarzystwie.

A tej nocy nawet nie tknął butelki, tylko siedział z boku i się przysłuchiwał, przyglądał, czasami na jego krzywym ryju pojawił się uśmiech. Taki dla niego typowy, zwyczajny, a jednak niepasujący do milczenia. On zawsze gadał, narzekał, starał się zbałamucić kolejną pannę czy opowiadał o starych czasach, ostatnim napadzie, wytykał błędy i pouczał.

A on siedział. Nie pił. Milczał. Wtedy pomyślałem, że może jednak po ostatnich odwiedzinach burdelu dostał tej francy, a może zaszkodziła mu potrawka ze śledzików z ziemniakami. Musiałem przyznać, że śledzie śmierdziały gorzej niż zazwyczaj.

Raz spróbowałem namówić go, aby dołączył do nas, ale tylko pokręcił głową, zakpiłem z niego, chyba nawet zwyzwałem i odszedłem. Powinienem posłać mu więcej bluzgów, przydzwonić butelką rumu i drążyć temat, póki tym swoim ochrypłym od przepicia głosem nie wyśpiewał prawdy. Jednak nie uczyniłem tego. Camor milczał, a milczenia nie spowodował żaden z powodów, które przyszły mi do głowy, a szkoda.

Teraz jestem zmuszony, żeby go zabić.

CÓRA ZDRADY tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz