Weszliśmy do mesy. Nowa załoga szybko odnalazła wspólny język. Podzielili się w mniejsze grupy; na pijących w ponurym milczeniu, na śpiewających w głos szanty, na żartujących między sobą, na przysypiających nad kuflem piwa. Dlatego też w pomieszczeniu wrzało od głosów próbujących wygrać zapasy na najdonośniejszy ze wszystkich. Do tego w powietrzu walczyły o dominacje zapach potrawki, rumu oraz odór brudu i potu.
W pewnym sensie tęskniłem za wesołą kompanią, tylko ciążył mi widok obcych twarzy, zniechęcał do przyłączenia się do picia, łobuzowania i wymieniania opowieściami. Gdyby był ze mną Keith z pewnością czaszki już stukałyby o stół, a monety dźwięczały o siebie pośród krzyków ekscytacji, wściekłości czy niedowierzenia.
Tysiąc pono. Tyle Keith był winien załodze. Część z wierzycieli już nie żyła, inni z pewnością półżywi i zdesperowani zapomnieli o pożyczkach, a błagali bogów o ratunek. Co nie zmieniło faktu, że gdy wszystko ochłonęło i strach o życie minął, pamięć wróciła. Nie posiadałem tyle złota, nawet połowy, czy nawet drobnej części. Co złupiłem czy dostałem z wydziału z łupów wydałem na informacje o Romacu czy Sennej Selores.
Zabiją go – naszła mnie okrutna myśl, ale zaraz ją odrzuciłem. Ta opcja nie wchodzi w rachubę. On żyje i będzie żyć, a problemem... No cóż problemem możemy zająć się później, gdy już pożegna niewolę i pożeglujemy przed siebie – tak postanowiłem. Nie martwić się na zapas, tylko zająć się bieżącymi przeciwnościami. Szkoda tylko że myśli i tak co i rusz odpływały w niechciane rejony, zbyt mocno przybliżały się do mielizny, gdzie mogłem utknąć, do grożących rozbiciem skał, do śmiercionośnych wirów – mogłem wpaść w nie i nigdy nie wypłynąć.
Moira niechętnie minęła podchmielonych, czerwoniutkich od temperatury i alkoholu korsarzy, i podeszła do Duffa. Ruszyłem za nią.
– Moira. Danny – przywitał się głupek.
– Jak się czujesz? – zapytała i nie zajęła miejsca obok. Nikt tego nie uczynił. Zauważyłem jedynie nieufne spojrzenia bądź parszywe uśmieszki.
– Duff dobrze. Walla zaginęła. – Wyciągnął wyciosaną figurkę przed twarz i dodał: – Duar wierzy. Walla chroni. – Pokręcił głową, jakby sam nie wiedział o czym mówi. Białe włosy zafalowały na boki, opadły na czoło, kontrastując z opalenizną.
– Walla jest bezpieczna – kontynuowała spokojnym, cierpliwym tonem. – A ty powinieneś zażywać zioła. – Wyciągnęła z przewieszonej przez ramię torby zakorkowaną butelkę z mętną, zielonkawą wodą. – Proszę, wypij to teraz.
– Duff nie lubi. – Skrzywił się, co podkreśliło niemądry wyraz twarzy.
– Musisz, bo Walla nie wróci – podeszła mężczyznę, jak dziecko, sprytnym kłamstwem.
– Walla wróci. – Niechętnie odebrał lekarstwo, swoją szansę aby nie oszaleć.
– Zrób to teraz, inaczej ogarnie cię wielki gniew i znowu skrzywdzisz Danniego.
Te słowa zdawały się mieć nad nim ogromną moc, ponieważ bez słowa odkorkował butelkę i powoli zaczął ją opróżniać. Z pewnością smakowała obrzydliwie – świadczyła o tym nietęga mina.
– Duff wdzięczny.
– Ja też będę wdzięczny, jak coś więcej wyciągniesz mi z tej torebusi! – zawołał siedzący przy stoliku obok mężczyzna. Ćwieki na skórzanej kamizelce Hrama lśniły w blasku świec, a pod jasnym wąsem błąkał się obrzydliwy uśmiech. – A najlepiej to spod spódnicy.
Ci co usłyszeli komenatarz dawnego pucybuta zarechotali bezładnym churkiem rozbawienia.
– Ja ci mogę zaraz coś zaserwować – rozpocząłem z łagodnością, na wpół żartem, aby nie zaognić sytuacji, choć w środku wrzałem od gniewu.
CZYTASZ
CÓRA ZDRADY tom I
AçãoZ dedykacją dla mojego brata-Daniela. Gdyby nie on ta historia pewnie nigdy by nie powstała ♥♥♥ Danny zostaje sprzedany przez własnego przyjaciela - Camora, czego wynikiem jest uwięzienie w Areszcie z dwoma kamratami. W ucieczce pomaga im Moira, cór...