5. Jak i kiedy spotkaliście się ponownie?

101 5 4
                                    

🪻Alek: Od łapanki, z której wyratował cię Alek minęło około miesiąc. Nie sądziłaś, że kiedykolwiek jeszcze się spotkacie. Pewnego ciepłego czerwcowego poranka wybrałaś się na spacer aby zażyć trochę świeżego powietrza po tym jak przez ostatni miesiąc uczyłaś się do egzaminów kończących pierwszy rok twojej tajnej edukacji. Zawędrowałaś tak aż w okolice Politechniki Warszawskiej. Coś podkusiło cię aby wejść na teren uczelni - pamiętałaś, że przed wojną była tam piękna fontanna i zaciekawiło cię, czy nadal działa.

Fontanna nie działała, ale na jej miejscu czekał na ciebie jeszcze lepszy widok. Po obrzeżu fontanny na rowerze jeździł Alek, ten sam chłopak, który uratował cię w maju. Ten widok był tak niespodziewany i niepoważny - takie wygłupy w samym środku wojny - że po prostu wybuchnęłaś śmiechem. Dopiero wtedy Alek zwrócił na ciebie uwagę - zjechał z fontanny i zatrzymał się tuż przy tobie.

- Bardzo się cieszę, że mogę komuś tak uprzyjemnić dzień - powiedział - Mimo wszystko jednak kulturalnie byłoby, gdyby koleżanka najpierw się przywitała a później dopiero pękała ze śmiechu - jego ton nasycony był udawanym oburzeniem, ale kiedy podniosłaś wzrok na jego twarzy malował się szeroki uśmiech.

I tym razem cała postać chłopaka wręcz emanowała energią oraz optymizmem - ponownie nie mogłaś wyjść z podziwu w jaki sposób udawało mu się pozostawać taką osobą w tak ponurych czasach.

"Jest jak najjaśniejsza lampa rozświetlająca nawet zupełne ciemności" - przemknęło ci przez głowę.

Wyprostowałaś się już zupełnie, mimo że i tak byłaś od Alka o całą głowę niższa. Uśmiechnęłaś się promiennie, nagle zarażona jego optymizmem.

- Witam w takim razie serdecznie szanownego pana! - podjęłaś jego grę, próbując zachować udawanie poważny ton. Alek na to wykonał przed tobą wymyślny ukłon na co oboje tym razem zanieśliście się śmiechem. Czułaś się jakbyś znów miała 14 lat i żadnych zmartwień  na głowie.

Po chwili jednak Alek uspokoił się i obrzucił cię nieco poważniejszym spojrzeniem.

- Skoro spotykamy się tak przez zupełny przypadek już drugi raz, to może wybralibyśmy się razem na spacer? - powiedział, a ty poczułaś że nie możesz opanować wpływającego na twarz rumieńca.

- Myślę, że to jest wyśmienity pomysł - wewnętrznie wręcz tańczyłaś ze szczęścia. W ciągu ostatniego miesiącu często dopadał cię smutek, na myśl, że możesz już nigdy nie zobaczyć tego chłopaka z łapanki, a tutaj taka niespodzianka - nie dość, że go spotykasz, to jeszcze zaprasza cię na spacer.

🪻Rudy: Nadszedł dzień balu szkolnego w Liceum Batorego. Od samego rana byłaś poddenerwowana - nigdy nie byłaś na żadnej prawdziwej zabawie szkolnej, a tym bardziej na zabawie szkolnej, na którą zaprosiłby cię chłopak, do tego o rok starszy.

W czasie przygotowań doszłaś do momentu swoistego, trudnego do przełamania impasu, który przydarzył się chyba choć raz każdej uczennicy wybierającej się na zabawę szkolną - nie miałaś pojęcia jak pogodzić zasady ubioru panującego w szkole oraz stosowność ubioru do twojego, bądź co bądź wtedy dość młodego wieku, z chęcią wyglądania najlepiej jak tylko możliwe oraz dodania sobie powagi (tak, aby nie wzięli cię tam za jakąś smarkulę, którą Janek przyprowadził tylko z litości). Ujmując sprawę prosto: nie wiedziałaś zupełnie co założyć.

W końcu na pomoc przybyła ci twoja mama - zdecydowała, że ubierzesz dość skromną, kremową, rozkloszowaną sukienkę. Po twoich protestach, że wyglądasz w niej zupełnie jak tort bezowy, zaproponowała, że pożyczy ci do tego swój naszyjnik - pozłacany łańcuszek z trzema delikatnymi bursztynami. Mając przed sobą perspektywę założenia takiej biżuterii od razu zgodziłaś się na proponowaną sukienkę - i sama przed sobą musiałaś przyznać, całość prezentowała się całkiem ładnie.

Najwyraźniej Janek też tak uważał, bo gdy przyszedł po ciebie, aby razem z tobą wyruszyć na bal, gdy zobaczył cię w drzwiach na chwilę odebrało mu mowę. Po chwili jednak zreflektował się - grzecznie przywitał się z twoimi rodzicami oraz z tobą.

Razem wędrowaliście przez wieczorną Warszawę. Do Liceum Batorego droga nie była dość długa, ale mimo to nie zamieniliście ze sobą zbyt wiele słów. Ty byłaś zbyt zestresowana oraz onieśmielona - pierwszy raz byłaś gdziekolwiek zaproszona przez chłopaka, z kolei Janek też jakoś stracił swoją naturalną gadatliwość - za każdym razem gdy chciał się odezwać, bał się, że w jakiś sposób wypadnie przed tobą głupio. I tak cały poprzedni wieczór dręczyła go sytuacja z próby chóru - mimo, że była ona dobrym pretekstem do zaproszenia ciebie na bal, bał się, że skrycie wciąż masz mu za złe, że przez niego dostałaś upomnienie dyrygenta.

W pewnym momencie maszerując tuż obok siebie musnęliście się dłońmi. Zaczerwieniłaś się aż po same uszy - zerknęłaś lekko w stronę Janka i z zaskoczeniem odkryłaś, że on też się zarumienił.

Jednak jakakolwiek nieśmiałość czy obawy minęły wraz z dotarciem na bal. Janek od razu zaprosił cię do tańca - i  ku twojemu zdziwieniu tańczył wyśmienicie. Co jeszcze bardziej zaskakujące - kilka razy to on musiał uczyć cię kroków.

- Nie znam tego tańca -  zasmuciłaś się lekko, słysząc nową, nieznaną ci dotąd melodię - Chyba będziemy musieli na chwilę zejść z parkietu... - spojrzałaś na Janka, nie chcąc robić mu zawodu swoim brakiem umiejętności.

- Ależ skąd! - na ustach chłopaka wykwitł szeroki, figlarny uśmiech, taki sam jak wtedy, gdy zapraszał cię na bal - Zaraz cię nauczę, kroki są dziecinnie proste!

I rzeczywiście, wystarczyło że dałaś poprowadzić się w tańcu Jankowi, który cały czas szeptał ci na ucho wskazówki i w kilka minut potrafiłaś już tańczyć.

🪻Zośka: Tak się złożyło, że od wieczoru, którego Tadeusz odprowadził cię do domu minęło dwa tygodnie bez wykładów u profesora Zawadzkiego. Zdążyłaś więc nieco ochłonąć, ale wciąż z miłym ciepłem w sercu wspominałaś twoją rozmowę z chłopakiem. Zobaczyłaś go dopiero po 15 dniach - po kolejnym wykładzie z chemii. Tym razem, jak w zegarku Tadeusz, już nie na prośbę ojca, lecz z własnej woli czekał na ciebie w drzwiach salonu z propozycją odprowadzenia Cię do domu.

- Oczywiście jeśli tylko chcesz... - dodał po chwili - Rozumiem, jeśli już  ktoś na ciebie czeka - powiedział z powagą. Nie miałaś pojęcia czy masz się w tym zdaniu doszukiwać jakiegoś drugiego dna, głębszego znaczenia.

- Nie... nikt nie czeka - odpowiedziałaś, patrząc mu przez chwilę w oczy. W ciemnym przedpokoju mieszkania Zawadzkich nie byłaś w stanie jednak za wiele dostrzec. Tadeusz szybko spuścił wzrok i teraz patrzył się na swoje buty. Miałaś w tym momencie dziwną ochotę coś mu powiedzieć, wziąć go za rękę czy ująć jego twarz w dłonie - aby tylko nie bał się ponownie na ciebie spojrzeć. Jego nieśmiałość wywoływała u ciebie falę czułości.

Zamiast tego jednak ubraliście się w milczeniu w płaszcze i wyruszyliście w znajomą już drogę do twojego domu. Od tego czasu Tadeusz odprowadzał cię bez wyjątku po każdym wykładzie, który miał miejsce w mieszkaniu Zawadzkich. W czasie tych spacerów cały czas dyskutowaliście - na wiele, nieraz głębokich tematów, ale nigdy nie poruszaliście tematu uczuć ani nie flirtowaliście ze sobą. Mimo to, z każdą rozmową czuliście, że jesteście sobie coraz bliżsi. I za każdym razem, żegnając się z tobą pod twoim domem, Tadeusz całował twoją dłoń.








Kamienie Na Szaniec - PreferencjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz