Nie było w tym żadnej chwały.
Harry stał na trzęsących się nogach, palce drżały mu po bokach. Jego ręce były puste. Kamień został upuszczony w lesie, zagubiony w trawie, patykach i ziemi. Jego różdżka spoczywała w kieszeni, ale równie dobrze mogłaby być na drugim końcu świata.
Nie mógł po nią sięgnąć. Nie mógł się bronić.
Nie było w tym żadnej chwały.
- ... Harry Potter...
Lord Voldemort był zniekształconą, wężową zjawą po drugiej stronie zasłony z dymu. Jego głos był szeptem, mroźnym przeplatanym lekkim trzaskaniem płomieni.
- ... Chłopiec, który przeżył...
Nie było nikogo innego.
Śmierciożercy odlecieli, dźwięki stłumionych krzyków Hagrida ucichły. Był tam przygasający ogień, złamany czarodziej i drżący chłopiec, który był teraz mężczyzną z wysuniętym podbródkiem i wysoko uniesioną brodą.
Czarny Pan przechylił twarz na bok, niemal niezauważalnie. W zamyśleniu.
Harry czekał na śmierć. Voldemort podniósł różdżkę i myśli Harry'ego zawirowały z prędkością, która sprawiała, że świat zamazywał się pod wpływem adrenaliny. Jego palce drgnęły, ale nie pozwolił swojemu ciału się zdradzić. Nie ruszył się, by się obronić. Harry czekał na cios klątwy zabijającej, na koniec tego wszystkiego, patrzyłby śmierci w twarz, niewzruszony, z szeroko otwartymi oczami -
- Legilimens.
Zła klątwa.
Harry zapadł się w siebie.
Mentalne szpony Czarnego Pana sięgnęły i przedarły się przez psychikę Harry'ego, wciągając go w wir rozdzierającego bólu.
... Błyskawice pokazują Harry'ego jako niemowlę, kwilącego w łóżeczku, podczas gdy mężczyzna w czarnych szatach klęczy na podłodze u jego boku, szlochając równie mocno, ignorując płacz dziecka gdy tulił kobietę do piersi... Piękną i karmazynową, delikatną i martwą...
... Harry jako dziecko, jedenastoletnie. Jego płonąca blizna, gdy kamień pojawia się w jego kieszeni...
... Blizna, zawsze jego blizna - wspomnienia jej bólu i okazjonalnych, towarzyszących jej emocji. Voldemort podążał tą neurologiczną ścieżką z maniakalną intensywnością, a Harry był ciągnięty za nim. Próbował z tym walczyć, odpędzić Czarnego Pana, ale było to bezcelowe.
Nie, pomyślał z przerażeniem, gdy Voldemort coraz bardziej zbliżał się do najbardziej potępiającego wspomnienia.
Nie. Nie. Nie.
Moc Czarnego Pana była druzgocąca, niszczycielska. Harry mógł poczuć ducha emocji, która przypominała radość z jego cierpienia.
Tak.
... Harry wijący się na podłodze Ministerstwa Magii, płonący żywcem w stosie agonii, gdy Czarny Pan przemawiał jego ustami, błagał jego głosem o śmierć, której mu odmówiono...
... Szesnaście lat i uczucie oderwanych emocji przepływających przez jego umysł falami wściekłości, strachu i szczęścia...
Nie, nie, nie-
... Siedemnaście lat i uświadomienie sobie, że Czarny Pan w końcu odkrył, gdzie spoczywa Czarna Różdżka, w końcu, w końcu...
... Insygnia lub horkruksy, insygnia lub horkruksy...
Nie, nie, nie-
... Ukryty pod drewnianą podłogą, tylko cal martwego drzewa dzielił Harry'ego Jamesa Pottera od samego Lorda Voldemorta... Severus Snape błagał, ale jego prośby pozostały bez echa...
'Żałuję tego.'
Nie żałował.
Wspomnienia Snape'a zostały przelane do szklanej fiolki, a Hermiona Granger oddała je w ręce Wybrańca.
Nie-
Tak.
Wspomnienia Harry'ego rozpłynęły się we wspomnienia Severusa Snape'a, a królicza nora przeszłości została wzmocniona, pogrążając się w swojej dwoistości.
Severus i Lily. Severus i Lily. Severus i Lily. Nieodwzajemniona miłość, która opowiadała o zdrajcy pośród zwolenników Lorda Voldemorta.
Severus Snape... podołał niemożliwemu zadaniu oszukania Czarnego Pana...
Harry zamknął oczy, wykorzystując każdy cal oporu, jaki pozostał w jego zmęczonym, obolałym ciele. Sięgnął po różdżkę, grzebiąc w szatach zdesperowanymi dłońmi, które drżały jak dziecko zamarzające na śmierć.
Lord Voldemort zareagował tak szybko, że było to nieludzkie. W jednej sekundzie był zniekształconą białą zjawą po drugiej stronie ognia, a w następnej był tam, dokładnie tam, zaledwie cal przed trzęsącą się postacią Harry'ego. Blada dłoń zaatakowała jego twarz niczym żmija, ostre paznokcie zatopiły się w skórze na jego policzkach, unosząc szczękę tak, że gdy oczy Harry'ego instynktownie się otworzyły, napotkały palące, karmazynowe spojrzenie, tak bliskie, przerażająco bliskie.
- Pokaż mi.
Nie było nic, co mógł zrobić. Harry nie mógł nawet krzyczeć gdy Czarny Pan jeszcze raz rozerwał jego niechętny umysł.
Przypominające ducha wspomnienie Albusa Dumbledore'a obwieściło jego potępienie przerażonemu Severusowi Snape'owi... I było po wszystko.
Horkruks.
Harry powrócił do rzeczywistości. Voldemort wciąż trzymał jego twarz, wpatrując się przeszywającym spojrzeniem w głębię oczu Harry'ego. Nie wrogo. Nie morderczo.
Analitycznie. Intelektualnie i poszukująco, pomimo ich bezruchu.
Ta cisza była dusząca w każdy możliwy sposób. Harry ledwo mógł zaczerpnąć tchu, gdy Czarny Pan trzymał go tam, unieruchomionego przez czerwone oczy i śnieżnobiałe palce owinięte wokół jego szczęki.
- Zabij mnie...
Harry w końcu wykrztusił zgrzytliwym głosem. Prośba. Desperackie życzenie do Czarnego Pana, by zrobił to, czego zawsze chciał, co próbował zrobić, odkąd Harry stał się obiektem tej bezsensownej przepowiedni.
Przez pewien czas Czarny Pan nie reagował. Po prostu nadal wpatrywał się w Chłopca, który przeżył z tą obojętną miną.
A później uśmiechnął się.
Mały, krzywy uśmieszek, który sprawił, że i tak już nieludzka twarz Lorda Voldemorta wydawała się zupełnie demoniczna. Zaśmiał się tak miękko, że Harry był pewien, że nikt poza nim nie był w stanie tego usłyszeć. Miękkie powietrze jego śmiechu było niewytłumaczalnie chłodne, gdy musnęło usta Harry'ego, wywołując dreszcze na jego i tak już trzęsącym się kręgosłupie.
Oddech Voldemorta pachniał jak lód i krew.
Czarny Pan nie ruszył się ani trochę gdy w końcu przemówił. Trzymał oczy Harry'ego skupione na swoich, przygwożdżone jedynie spojrzeniem. Jego następne słowa, wypowiedziane wystarczająco głośno, by wszyscy jego zwolennicy usłyszeli, były deklaracją, która rozerwała świat Harry'ego Pottera na strzępy.
- Zmiana planów.