W pewnym momencie, pomimo całego wewnętrznego zamieszania, Harry'ego ogarnęło wyczerpanie i zapadł w niespokojny sen.
Jego sny były bardzo wyraziste. Wyobrażał sobie, że biegnie boso przez pole porośnięte wysoką trawą. Błoto między jego palcami było miękkie i realistyczne.
Z karmazynowego nieba rozległ się grzmot i zaczął padać deszcz.
- Harry Potter...
Gdzieś za nim rozbrzmiał jedwabisty głos. Był gładki i wysoki, i w jakiś sposób od razu wiedział, że była to wężomowa.
- Harry Potter...
Zaczął uciekać.
Harry pobiegł przez pole, czując, jak trawa ociera się o jego nogi niczym paznokcie o skórę. Wężowa istota podążała za nim. Choć nic nie widział, czuł jej obecność wokół siebie, to z jednej, to z drugiej strony. To był potwór w cieniu, bazyliszek w rurach...
- Harry Potter...
Potknął się i upadł - lada chwila miało to na niego spaść, był skazany na zagładę...
- Obudź się!
Harry otworzył szeroko oczy.
Ledwo udało mu się nie krzyknąć, gdy Narcyza pospiesznie usunęła się z drogi, by uniknąć jego miotających się ramion. Blada czarownica wróciła do niego - weszła do celi i zapaliła kinkiet.
Kiedy się obudził, poczuł krótką ulgę, gdy zdał sobie sprawę, że nie polowały na niego węże na polu trawy pod krwistoczerwonym niebem, ale chwila ulgi zakończyła się niemal natychmiast. Nie... Był tutaj, w lochach pod posiadłością Malfoy'ów, przetrzymywany w niewoli przez Lorda Voldemorta i... i...
Narcyza obserwowała go ostrożnie. - Nie skrzywdzę cię. Chodź tu, dziecko.
Harry zawahał się, ale szybko zorientował się, że nic dobrego nie wyniknie z ignorowania jej próśb, nawet jeśli jej nie ufał. Była bystra i zdolna... I miała różdżkę.
Harry nie miał nic.
Przybliżył się, tak jak poprosiła. Narcyza uśmiechnęła się zachęcająco.
- Dobrze. Pokaż mi swoje nadgarstki. Wyciągnij je przed siebie.
Harry zrobił, jak mu kazano. Kobieta obejrzała je krótko, zanim rzuciła na nie szybkie zaklęcie. Poczuł chwilowe ciepło w swoich zakrwawionych, obolałych nadgarstkach - cudowne uczucie po tak długim przebywaniu w tak zimnej celi - a kiedy ciepło zniknęło, skóra była miękka i wyglądała jak nowa. Harry z uznaniem przesunął palcami po uzdrowionych nadgarstkach.
- Nie ruszaj się, to wyczyszczę ci szaty...
Głos Narcyzy był uspokajający i łagodny. Harry skinął głową, po czym zamknął oczy, pozwalając jej wykonać zaklęcia, które uznała za konieczne. Poczuł dziwne, rozbrzmiewające uczucie wokół siebie, gdy magicznie oczyściła jego ubrania i skórę z wielu warstw brudu, które udało mu się zgromadzić od czasu bitwy o Hogwart...
Bitwy, w której miał zginąć.
- Gotowe - powiedziała w końcu, a Harry otworzył oczy. - Lepiej, prawda?
Zmusiła się, by się do niego uśmiechnąć, ale Harry widział, jak w jej oczach lśni litość. Nic nie powiedział, tylko ponownie skinął głową. Chociaż wiedział, że powinien podziękować, nie mógł wydobyć z siebie głosu. Jego gardło było szorstkie od płaczu i krzyków, i był pewien, że jego oczy były przekrwione od wszystkich łez,które wcześniej wylał.
Narcyza w końcu odwróciła wzrok, gdy zdała sobie sprawę, że Harry nie zamierza odpowiedzieć.
- Więcej wody. - wyczarowała kolejny puchar i napełniła go. - Będziesz jej potrzebował. Pij, proszę.