ROZDZIAŁ 1

392 49 13
                                    

Kochani❤️
Przychodzę do Was z czymś zupełnie nowym, ponieważ odkąd tylko ten pomysł wpadł mi do głowy, to za nic w świecie nie potrafiłam się już skupić na niczym innym i po prostu musiałam zacząć pisać tę historię. Mam nadzieję, że pokochacie Natalie i Caleba tak samo mocno, jak ja już pokochałam ich w swojej głowie i że razem ze mną będziecie śledzić ich losy🤩❤️
Ściskam mocno i oczywiście przytulę do serduszka każdą gwiazdkę i komentarz🤩❤️

P.S., jeśli chodzi o "(Nie) Twoja Liga", to wciąż będę ją pisać.
Buziaki😘❤️

                              Natalie

- Daleko jeszcze? - jęknęła Josie, spoglądając w okno z żałośnie znudzoną miną.

Odwróciłam głowę w kierunku mojej dwunastoletniej siostry, zmarszczyłam brwi i położyłam palec na ustach, błagając w duchu, aby wreszcie się przymknęła. Odkąd tylko wsiedliśmy do samolotu w LA, Jo nie przestawała narzekać, a biorąc pod uwagę, że lot do Londynu trwał prawie jedenaście godzin, a stamtąd czekała nas jeszcze pięciogodzinna przeprawa samochodem do Liverpoolu, to oboje z ojcem mieliśmy już tego szczerze dość.

- Z tego, co pokazuje nawigacja, to niecałe dziesięć minut - odparł tato wesołym tonem, odwracając się do nas przez ramię.

No dobra, może on wcale jeszcze nie miał dość jej narzekania.

Jo mruknęła pod nosem, opuściła wzrok na kolana i zacisnęła palce na falbance swojej różowej sukienki. Wciąż uwielbiała ten kolor, a do tego bez końca bawiła się lalkami, które dostawała od mamy na każdą możliwą okazję, choć przecież już dawno temu powinna była wyrosnąć z zabaw dla małych dziewczynek. Nie wyrosła, a co gorsza, spakowała je nawet wszystkie do walizki i przytaszczyła na drugi koniec świata, co najprawdopodobniej oznaczało, że znów będzie jej trzeba poszukać jakiegoś dobrego psychologa. Przerabialiśmy to już z ojcem niecałe dwa lata temu, zaraz po tym, jak mama przegrała walkę ze swoją chorobą, ale tak naprawdę, to od tamtej pory niewiele się zmieniło. Jo wciąż była cicha, smutna i wycofana, a do tego absolutnie nic jej nie cieszyło. Ja i tato radziliśmy sobie tylko, dlatego, że... musieliśmy, jednak dla nas, to też nigdy nie była łatwa walka.

- A co będzie, jak nasze rzeczy nie dojadą na czas? - Jo pochyliła się do przodu, zacisnęła dłoń w pięść i uderzyła nią w fotel kierowcy. Tato podskoczył niespokojnie na siedzeniu.

- Josie, uspokój się! Nie wolno robić takich rzeczy podczas jazdy samochodem! - warknęłam, po czym objęłam siostrę w talii, odciągnęłam do tyłu i przycisnęłam do swojego boku.

- Nic nie szkodzi - odezwał się tato takim tonem, jakby kolejny występek Josie nie robił już na nim żadnego wrażenia, a następnie uśmiechnął się do lusterka, zerkając na jej naburmuszoną buzię. - I nie martw się, gwiazdeczko, wszystkie nasze rzeczy zostaną dostarczone do nowego domku najpóźniej do jutrzejszego wieczora.

Szczerze mówiąc, to ja też się tym wszystkim trochę stresowałam, choć wolałam nie mówić o tym głośno, aby nie wpędzać Josie w niepotrzebny atak tych jej panicznych histerii. Prawda jest jednak taka, że zabrałam do walizki tylko najpotrzebniejsze rzeczy, a resztę spakowałam do pudeł, które trafiły do firmy przewozowej, wynajętej przez szefa mojego ojca, więc nie ukrywam, że wolałabym, aby nie było żadnych opóźnień.

- No a jak nasze rzeczy nie dojadą, to co wtedy? - drążyła dalej Jo, wtulając się w moje ramię. - Wrócimy do LA?

Tato pokręcił przecząco głową.

- Nie, gwiazdeczko, nie wrócimy. Od dziś, nasz dom jest w Liverpoolu.

Odwróciłam twarz w stronę szyby, po której właśnie zaczęły spływać obfite strugi letniego, angielskiego deszczu i głośno wypuściłam powietrze z ust. Internet jednak nie kłamał. Wielka Brytania faktycznie była krajem wiecznego deszczu.

ZANIM ZABIERZE CIĘ DESZCZ -ZAWIESZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz