XXII. Wielkie poruszenie

162 18 527
                                    


Emese przyłożyła do uszu złoty kolczyk i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze, gdy delikatna ozdoba wyślizgnęła jej się z palców i upadła na podłogę. Wywinęła oczami i wypuściła powietrze ustami. Gdyby Alberto obudził ją choćby półgodziny wcześniej, nie musiałaby się teraz tak bardzo spieszyć. Westchnęła. Schyliła się i bardzo skrupulatnie zaczęła dotykać każdego kawałka dywanu, aż w końcu wyczuła kolczyk pod palcami. Odetchnęła z ulgą. Wstała tak szybko, że zakręciło jej się w głowie. W porę złapała się krzesła, przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech.

Po chwili poczuła się znacznie pewniej. Otworzyła oczy, a obraz stał się wyraźniejszy. Znów stała przed dużym lustrem, w którym widziała całą swoją sylwetkę. Założyła delikatne kolczyki i poprawiła opaskę, którą miała wpiętą we włosy. Pogładziła materiał beżowej sukni z dekoltem odsłaniającym jej obojczyki. Ale ominęła dotykiem piersi, które w ostatnim czasie stały się bardzo wrażliwe i bolesne. Czuła, że zbliża się krwawienie. Zresztą ból podbrzusza wyraźnie jej o tym przypominał. 

Stanęła bokiem z prawej, a potem z lewej strony i przekręciła głowę. Miała wrażenie, że wygląda jakoś inaczej, jakby coś się zmieniło, chociaż nie wiedziała, co, a może tylko jej się wydawało? Może powinna się przebrać? Sama już nie wiedziała. Znów stanęła przodem, ale znacznie bliżej. Jej oliwkowa skóra nie została przykryta warstwą makijażu, jedynie usta miała pomalowane brzoskwiniową szminką, a policzki lekko zaróżowione, chociaż może powinna użyć pudru, żeby ukryć oznaki zmęczenia?

Pokręciła głową i już chciała wziąć torebkę i wyjść, gdy w odbiciu lustra zauważyła uchylające się drzwi i do środka wszedł jej mąż. Wstrzymała oddech. Był taki przystojny w tym garniturze, chociaż bez niego wyglądał jeszcze lepiej. Nawet nie wiedziała, w którym momencie przygryzła dolną wargę, a policzki zaczęły się rumienić.

— Och, pani Oliveto. — Wciąż stał przy drzwiach ze skrzyżowanymi dłońmi na klatce piersiowej i głośno wypuścił powietrze przez rozchylone wargi.

— Tak, panie hrabio? — odezwała się kokieteryjnie, doskonale wiedząc, że nie lubi, gdy tak się do niego zwracano.

Odwróciła się w jego stronę, gdy Alberto uniósł brwi i uśmiechnął się do niej czarująco. Od trzech miesięcy byli małżeństwem, a to wciąż był początek ich wspólnej drogi przez całe życie. Powstrzymał się od wzruszenia, chociaż czuł, jak łzy napływają mu do oczu. Przesunął kciukiem po swoich spragnionych wargach, przyglądając się żonie z zachwytem. Widział, jak zareagowała, bo znów stanęła przodem do lustra. Zbliżył się więc i delikatnie objął ją w talii.

— Muszę coś pani zdradzić — szepnął jej do ucha, gdy poczuł zapach kwiatów pomarańczy. — Znów się zakochałem, jest pani jeszcze piękniejsza niż wczoraj. — Musnął jej szyję, którą specjalnie dla niego wyeksponowała. Obrócił ją do siebie i spojrzał w intensywnie piwne oczy. — Zawładnęłaś moim sercem, Emese. Bardzo cię kocham — wyznał i namiętnie ją pocałował.

— Ja też bardzo cię kocham, nawet ze szminką na ustach. — Roześmiała się i opuszkiem palca starła z jego warg brzoskwiniowy odcień.

Alberto trzymał ją w objęciach i nie odrywał wzroku od pięknych oczu ukochanej. Upajał się zapachem jej ciała. W końcu przeniósł spojrzenie na delikatnie rozchylone wargi i znów zapragnął ją pocałować. Już zbliżał się do jej ust, gdy obróciła głowę i ostatecznie musnął ją w policzek.

— Kochanie, już mnie nie całuj. Zaraz wychodzimy do kościoła. — Próbowała powstrzymać się od śmiechu, widząc jego konsternację na twarzy.

— Dlaczego? — Oburzył się, marszcząc brwi. Podniósł jej lewą dłoń, na której świeciła złota obrączka i przyłożył do swojej, splatając ze sobą palce. — Niech wszyscy wiedzą razem z księdzem, że węzłem małżeńskim złączyło się dwoje ludzi, którzy codziennie zakochują się w sobie od nowa.  

Więzy rodzinneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz