spotkanie dwóch duchów.

13 2 0
                                    

   Czasami człowiek czuje rzeczy, na które nie ma wytłumaczenia czy stwierdzenia. Tak właśnie tłumaczy sobie swoje samopoczucie Kokichi Ouma. Od dawna czuje się, jakby tak naprawdę nie żył, a z jego osoby pozostało tylko jego ciało.

Wracał właśnie tramwajem do domu ze szkoły, słuchając melancholijnej muzyki, i wgapiając się w jedyne źródło światła, którym były migoczące paski ledowe, po obu stronach tramwaju.
Mimo tego że była dopiero osiemnasta,na dworze było już ciemno, a urok późnego listopada cały czas dawał o sobie znać.
Dni Kokichiego zazwyczaj były takie same.
Budził się rano kiedy jeszcze było ciemno, Wracał do domu kiedy również było już ciemno. Taka pogoda często wprowadzała go w stany depresyjne, lub tak zwaną „depresję sezonową".
Mimo tego Kokichi dalej starał się funkcjonować jak normalny człowiek, chociaż wcale nie miał na to siły ani chęci.

Przez jego ciche, nie wygłuszone słuchawki było słychać głuche oznajmianie  stacji, oraz dźwięk torów kolejowych. Ten dźwięk był dla Kokichiego relaksujący, mimo tego że musiał za kilkanaście przystanków wyjsć z tramwaju. Nie mieszkał blisko szkoły, więc codziennie rano był zmuszony wstawać o czwartej, tylko po to by ogarnąć się na czas, i jeszcze zdążyć na tramwaj, oraz dojechać do szkoły. Wieczorami z resztą bylo podobnie. Kokichi kończył lekcje około siedemnastej, a czasami na swój tramwaj musiał czekać po godzinę, czasem nawet dwie, więc w rezultacie tego, zawsze wracał do domu po ciemku.

Ouma oparł się głową o okno, a jego ciemno fioletowe włosy odbijały się w odbiciu szyby. Dziwnie było mieć cały tramwaj dla siebie, Kokichi czuł się wtedy jak duch. Nikt go nie widział, nikt go nie słyszał, nikt tak naprawdę nie wiedział, że tutaj jest. Mógł w końcu zdjąć swoją inną „porcelanową twarz", i chociaż na chwilę przestać kłamać, nawet przed sobą. Liczył się tylko on, bo w tym miejscu nawet czas przestawał być realny. Przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy siedzisz sam w komunikacji miejskiej, czasami nawet możesz pomyśleć, że jesteś sam na świecie, trochę jak w jakimś filmie o apokalipsie. Brzmi głupio, a jednak gdy tego doświadczasz, czujesz jakbyś naprawdę został sam, bo nie ma nikogo, kto by do ciebie zagadał, czy napisał.

Kokichi był samotny, zawsze był, lecz z czasem zaczął się do tego przyzwyczajać. Przyzwyczaił się do tego, że nikt do niego nie pisze, nie dzwoni, że nikt nie pyta sie jak u niego jest. Tak właściwie to nie przeszkadza mu to. Jest mu dobrze tak jak jest, ale jednak w środku niego jest pewna cząstka, która chciałaby z kimś porozmawiać, kogoś zrozumieć. Kokichi nawet dobrze wiedział o kogo chodziło. Pewien chłopak z jego klasy, którego już od dawna chciał poznać. Shuichi Saihara. W odróżnieniu od innych ludzi, Saihara wydawał się być ciekawy, ciekawszy od innych, praktycznie jakby z jego osoby biła energia, która aż prosiła się Oumy, by się jej lepiej przyjrzał. Bardzo chciał go lepiej poznać, lecz nigdy nie miał okazji. Shuichi zawsze siedział ze swoimi przyjaciółmi, którzy niezbyt lubili Kokichiego. Można wręcz powiedzieć, że wcale go z nimi nie chcieli, uważali go za kłamcę, który nigdy nie mówi niczego na serio, więc tak naprawdę nigdy nie miał kiedy porozmawiać na osobności z Shuichim.

Tramwaj zatrzymał się na następnej stacji, a o dziwo Kokichi usłyszał otwieranie drzwi.

- Saihara chan?

- Kokichi?

__________________________________

bezduszność || SaiOumaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz