Po powrocie do mieszkania, Sal od razu rzuca się na łóżko, nawet nie zmieniwszy ubrań.
Ma dość.
Jest jakaś trzecia w nocy. W teorii, powinien spać. Ale dopiero co wrócił do domu, po zatrzymaniu się z Larrym na najbliższej stacji benzynowej, żeby zjeść hotdoga, który smakował jak karton. Larry stwierdził, że nie puści go o pustym żołądku, chociaż Sal nie widział potrzeby jedzenia czegokolwiek — w końcu niedługo i tak będzie jeść śniadanie.
Jego głowę zajmują znane mu od lat myśli, które zazwyczaj nie ustępują tak łatwo. Z największą chęcią, gdyby to mogło coś dać, uderzyłby głową o ścianę, żeby wszystko z niej wypadło albo poukładało się tak, jak powinno. Gdyby to tylko było takie łatwe...! Jego ojciec nie musiałby wydawać fortuny na wszystkich psychologów, terapeutów, psychoterapeutów, behawiorystów i psychiatrów, z których tylko kilku rzeczywiście mu pomogło, po czym od nich uciekał, gdy tylko poczuł, że otworzył się trochę za bardzo.
Jednak zamiast walić głową w ścianę leży na brzuchu, wsłuchując się sam w siebie. Nie słyszy nic dobrego. Jak zawsze, kieruje w swoją stronę same wyzwiska i złe słowa, gorsze, niż ośmieliłby się powiedzieć ktokolwiek, kto go prześladował.
Zasługuje na ból. Należy mu się. Należy mu się najgorsze zło za każdy błąd, który popełnił w swoim życiu. Ktoś powinien w końcu go za to wszystko ukarać, wyrwać mu każdy ząb po kolei, połamać każdą kość jego ciała, odcinać po kolei każdy kawałek tego, co może nazwać sobą... a i tak byłoby tego za mało. Dobrze wie, że w końcu będzie palić się w piekle. Nie ma dla niego innego miejsca po śmierci niż nieustanna męka, skoro nie zazna jej za życia. Poza tym... dla takiego człowieka jak on, nawet piekło to za mało. Czy on kiedykolwiek sprawił, że ktoś był szczęśliwy? Od początku jego życia powoduje same katastrofy i tragedie, smutek i płacz, słowem: jedną, wielką masakrę.
To on powinien był umrzeć.
Powoli podnosi się z materaca i podchodzi do szafy, zrzucając z siebie nową koszulkę razem z bluzą. Zerka na ręce, na której zostały ślady po wbijanych paznokciach i drapaniu. Zaczerwienione miejsca wybijają się na jego bladej skórze. Tak samo jak wybijają się na niej jaśniejsze i bardziej fioletowe kreski, które ciągną się od nadgarstka aż po ramię. Sal odwraca wzrok od okaleczonych rąk i wygrzebuje z szafy bluzę, w której ostatnio sypiał. Gdzieś za nią powinno być pudełko po butach.
Ale go nie ma.
Sal od razu zauważa jego brak. Jego serce przyspiesza swój bieg, gdy wygrzebuje z szafy wszystkie bluzy, bez namysłu zrzucając je na podłogę, aż wreszcie znajduje przylepioną z tyłu jednej z półek karteczkę. Odrywa ją tak gwałtownym ruchem, że kończy rozerwana, a kawałek papieru z przyklejoną do niego taśmą zostaje w głębi jego szafy. Szybko przebiega wzrokiem po krótkiej, naderwanej notatce. Zajmuje mu chwilę, żeby ją zrozumieć. Czyta ją jeszcze raz. I jeszcze jeden, dla pewności, że tekst nagle nie zmienił się na inny, jakiś z wielkim napisem: "Niespodzianka! To wszystko to jeden wielki żart!".
Tekst cały czas jest taki sam. Czego on się spodziewał...?
— Kurwa.
Nie ma siły na upchnięcie do szafy wszystkiego, co wyrzucił, więc wciąga na siebie pierwszą lepszą bluzę i siada na brzegu łóżka. Gapi się w podłogę, a jego serce najwyraźniej lubi przebiegać maratony.
Oddycha zdecydowanie za szybko. Za głośno. Zbyt gwałtownie wciąga powietrze. Czuje, jakby tlen tak naprawdę nie dochodził do jego płuc, jakby musiał oddychać coraz szybciej i szybciej, żeby przeżyć i się nie udusić.
To było oczywiste. Kurwa, tak bardzo oczywiste! Larry musiał w końcu się dowiedzieć. Spędzali ze sobą tyle czasu, widzieli się ze sobą codziennie, on najzwyczajniej w świecie musiał zauważyć, że Sal czasem zachowuje się... nieco dziwnie. Trochę inaczej niż wszyscy inni. Swetry w lato? W trzydziestostopniowym upale? Idioto, to było tak bardzo widoczne...! Sal przejeżdża palcami po splątanych włosach, których nie rozczesał od powrotu z koncertu. Ma ochotę je wyrwać. Ciągnąć, aż po niebieskich kosmykach nie zostanie nic. Powstrzymuje się i tylko zaciska pięści na włosach, kuląc się na materacu.
CZYTASZ
umiem nie umieć // sally face
FanfictionChodząca po świecie porażka. Jedna, wielka katastrofa. Niszczyciel każdej szczęśliwej chwili. Nie nadający się do niczego przegryw. Skończony idiota. Okropny człowiek. Bezużyteczny i wszystkiemu winny, bezczelny dzieciak. A prościej: ktoś, kto nie z...