///

37 5 1
                                        

Salowi udało się unikać Larry'ego przez większość dnia, ale w końcu musieli się spotkać. Nie da się unikać swojego najlepszego przyjaciela przez tak długi czas, zwłaszcza gdy oboje znajdują się w jednym budynku.

— Nie założyłeś dzisiaj nowej koszulki? — wita go Larry, a Sal spina ramiona na dźwięk jego głosu. Rzuca okiem na przyjaciela i widzi jego badawcze spojrzenie, gdy lustruje jego wyświechtaną, szarą bluzę ze zdartym napisem. Larry dobrze wie, że Sal używa jej do spania. Albo do chodzenia w niej, gdy nie ma siły nawet się przebrać, więc ma naprawdę, naprawdę zły dzień, jest w szkole na siłę i potem będzie potrzebować porządnego podtrzymania na duchu w postaci głupich sucharów, żeby jakkolwiek poprawił mu się humor. Larry w głowie już układa plan ich idealnego powrotu do domu, zjedzenia czegoś dobrego i tłustego i takiego, co je się tylko wtedy, gdy jest święto w domu albo ktoś czuje się bardzo źle. A potem obejrzą jakiś idiotyczny film, żeby Sal nie czuł, że nie odzywa się wystarczająco często albo nie skupia się na Larrym na tyle, na ile powinien.

— No, nie — odpowiada Sal, odwracając wzrok. — Tak wyszło — dodaje cicho.

— Hm, okej. — Larry wzrusza ramionami. — Ej, a... jak się dzisiaj czujesz? — zadaje swoje tradycyjne pytanie, które pojawiło się w ich rozmowach od momentu, w którym Sal zrezygnował z chodzenia na terapię. Wciąż próbuje zmusić się do znalezienia kogoś lepszego, kto nie nadszarpnie ich budżetu domowego, ale... idzie mu nieco trudno. Dopiero po jakimś czasie Sal zdał sobie sprawę, jak bardzo Larry się tym zmartwił. Czy gdy już nie mógł wszystkiego z siebie wylać raz na tydzień, aż tak się zmienił?

— Słabo spałem — rzuca Sal, unikając odpowiedzi na pytanie. Nienawidzi okłamywać Larry'ego, ale nie... nie ma ochoty, żeby mówić mu prawdę. Jak w ogóle brzmiałaby prawda? "Czuję się absolutnie okropnie, od wczoraj nie mogę przestać się trząść, wszystko leci mi z rąk, ciągle mam ochotę się popłakać i dręczy mnie niemożliwy do zniesienia niepokój i stres. Ale wiesz, wszystko jest świetnie, nie martw się, to wcale nie przez ciebie. Czuję się jak jebany śmieć, znaczy, czuję się tak codziennie, ale dzisiaj jestem jeszcze gorszym śmieciem niż na co dzień". W życiu nikt nie zmusiłby go do powiedzenia czegoś takiego.

— To nie odpowiada na moje pytanie...? — zauważa Larry i Sal jest w stanie wyobrazić sobie jego zmartwioną minę, choć wcale na niego nie patrzy. Czemu on się tak interesuje? Sal nie znaczy tak wiele, żeby się o niego w ogóle martwić. Jest nikim, Larry powinien zacząć doceniać to, jakich cudownych ma przyjaciół, a nie męczyć się z nim. Z człowiekiem, który nie ma nic ciekawego do powiedzenia i który nie potrafi nawet zapłacić za zakupy w sklepie. Jest wiele lepszych ludzi. Lepszych od tej porażki, którą jest on.

— Nie ma się o co martwić — mówi Sal, uparcie wpatrując się w ścianę. Wysuwa ręce z kieszeni, żeby zacząć się nimi bawić. Coś zmusza go do ruchu, inaczej czuje, jakby miał wybuchnąć.

— Co ci się stało? — pyta Larry bezbarwnym tonem, wpatrując się w dłonie Salego, na których widnieją ciemne ślady po wbijanych paznokciach.

Sal zaciska ręce i patrzy wszędzie, byle nie na Larry'ego. Pierwszy raz w życiu czuje się winny przez to, że coś sobie zrobił. Pierwszy raz wie o tym ktoś poza jego terapeutami, psychiatrami i ojcem, który i tak nic sobie z tego nie robi. To jest, "troszczy się na swój sposób", jak mówiła jedna psycholog. Serce Sala równocześnie zatrzymuje się i biegnie coraz szybciej, a śmieszne uczucie niepokoju rozlewa się po całej klatce piersiowej. Gryzie policzek od środka i próbuje wymyślić jakąś... dobrze brzmiącą odpowiedź, ale jego myśli pędzą tak bardzo, że Salowi wydaje się, jakby ich wcale nie było. Jego mózg odsuwa się gdzieś daleko, razem z każdym pomysłem, na jaki wpada.

umiem nie umieć // sally faceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz