rozdział 1.

19 1 0
                                    

Zaparkowałam na parkingu w tym samym miejscu co zawsze. Wysiadłam z auta. W tym samym czasie co Noreen. Dziewczyna nie miała prawo jazdy więc, jeździła ze mną. Poprawiłam spódniczkę. Moje blond włosy były proste. Twarz lekko pomalowana. Wyglądałam dość ładnie.

- Znowu nie poczekali - bardziej powiedziała to do siebie niż do mnie.

- Lub się znów spóźnia - odpowiedziałam.

- Masz rację, chodźmy do szafek. Poczekamy za nimi.

- Okey

Więc wkroczyłyśmy z głowami do góry do uczelni udając się prosto do naszych szafek. Ludzie nas podziwiali. Cała naszą paczkę. Byliśmy wzorami dla nich. Chodz po za szkoła tacy nie byliśmy. Imprezowaliśmy. Miałam rację reszta się spóźniała. Dlatego odłożyłyśmy książki ktore nie były nam teraz potrzebne. Oby dwie chodziłyśmy na psychologię. Bo reszta lub była na medycznym lub e-sportowym. Poszłyśmy w kierunku klasy.

- W ogóle czaisz że, ten cały w tatuażach...

- Co jaki? - wciełam jej się w zdanie.

- Kuźwa no ten z mafii, to on się wczoraj pobił sie wczoraj przed szkołą. I była tam policja, przewodnicząca, detektor. Afera była mocna. Podobno siedział kilka godzin w więzieniu a później jego rodzinka go wyciągnęła jak zawsze.

- Czego było można się spodziewać.

- W ogóle jak się czujesz z tym ze szykują się wybory do drużyny cheerleaderek?

- Nawet dobrze - odpowiedziałam.

Chwilę stałyśmy w ciszy. Która była komfortowa. Zawsze taka była. Byłyśmy przyjaciółkami. Nagle Noreen zaczęła machać do jakiś trzech osób które szły w naszym kierunku. Dopiero po chwili zdezorientowałam się była to Ermi z chłopakami.

- Heyka! Przepraszamy za spóźnienie... - dziewczyna była sama zawiedziona sobą.

- Nie przesadzaj - warknał Lucius.

Chwilowa cisza była dość spięta. Musiało się coś wydarzyć. Ciążyły ciężkie kroki chłopaków w naszą stronę.

- Ej, spokojnie. Nic się nie stało - odezwała się po chwili Nori.

- Też tak sądzę - potowarzyszyłam jej.

Krótko się przywitałam z Ermi i wyszeptałam jej do ucha:

- Jak chcesz pogadać to po lekcji w damskiej toalecie na najwyższym piętrze. Widzę coś nie tak. Ale nie przejmuj się. - złaczyłam nasze dłonie na kilka sekund spoglądając na nią.

Uśmiechnęła się smutno do mnie. Gdy się przywitałam z chłopakami zadzwonił dzwonek. Więc chłopacy z Ermi poszli na polski który mieli akurat razem. Zostałyśmy same. Czekałyśmy na nauczycielkę. Która dość się spóźniała. Wtedy Noreen z rozszerzonymi źrenicami mnie szturchneła żebym spojrzała w drugą stronę. I to zrobiłam. Widziałam przewodnicząca szkoły która próbowała oddzielić, ogień z ogniem. Czyli Williamsa i mojego brata. Odrazu zareagowałam. Chciałam jej pomóc. Chodz byłyśmy skłócone. Ale był to mój brat.

- Spokój w tej chwili! Williams, White! - podniosłam głos. Nie bałam się ani jednego.

- O patrz twoja siostrzyczka będzie nas rozdzielać - prychnał Williams.

Szturchnełam przewodnicząca. Żeby w chwili gdy ich rozdzielę złapała mojego brata. A ja Williams'a. Bo wiedziałam, z Williams'em nie da se rady. Ja za to dam. Weszłam w środek ich bójki. Prawie dostając po mordzie. Obydwóch się uspokoiło. Ale i tak nie do końca. Teraz cztery pary oczu były wkurwione na mnie. To się wpakowałaś. Brawo Wendy. Bądź z siebie dumna. Patrzałam prosto w oczy Williams'a. Miałam głowę zaryta w górę bo był owiele wyższy demnie. Bo wzrost 168 a około 190 to jednak różnica. Calliope czyli przewodnicząca. Wzięła mojego brata i prowadziła do dyrektora.

maybe just them  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz