Pokój nr 219 akademika Liceum Walhalla wypełniony był gwarem. Chociaż w środku było tylko pięć osób, wystarczyło to w zupełności. Zwłaszcza w sytuacji, gdy troje z nich śpiewało głośno sprośną piosenkę, udając zapijaczonych.
- Tabuny kurew i rzeki wina!/ Szczęście jest przy mnie, nie zła godzina!/ Szczęście jest przy mnie, razem świętujem!/ Więc pijmy zdrowie, nim osiwiejem! – darli się dwaj chłopacy, jeden rudy a drugi czarnowłosy, oraz jasnowłosa dziewczyna, opierający się jedno o drugie. Siedzące z nimi rudowłosa i brązowowłosa dziewczyna zwijały się zaś ze śmiechu nad kubkami pomarańczowej oranżady.
- Cholera, Rokkaineny! – wyła niemal ta druga, ocierając z piegowatej twarzy łzy. – Ivarr! Żeście we trójkę chyba ocipieli, kto to słyszał się tak drzeć!?
- Jeśli za chwilę ciocia Rossweisse albo wujaszek Skirnir nie wparuje nam zwrócić uwagi, to ja nie wiem, co to będzie! – zaśmiewała się ruda.
- Ci, coś ich spotkał, to pomiot gadzi!/ Dopuść do siebie, a taki cię zdradzi!/ Serce cię boli, krew z żółcią miesza/ Wypij więc wino, gdy będą ich wieszać! – nienajlepszej jakości śpiewacy kompletnie nie zważali na komentarze swoich koleżanek, w najlepsze zawodząc jak spite krasnoludy.
Brązowowłosa spróbowała sięgnąć po kubek, jednak – czy to szczęśliwie, czy może nie – nie było w nim nawet kropelki gazowanego napoju. Wybuchła głośniejszym, srebrzystym śmiechem, nie bardzo już wiedząc, jak ma zareagować.
Dziewczyna nazywała się Elsa Lokisdóttir Amundsen i była uczennicą Liceum Walhalla. Pełniła również nieformalnie funkcję jarla – czy może raczej jarlskony – pięcioosobowej bandy łobuzów, w której skład wchodzili również bliźnięta Simo i Freya Rokkainen, Ivarr Aitken oraz Tove Oxenstierna. Była również drużynowym wsparciem ogniowym, w czym pomagały jej odziedziczone po matce umiejętności łucznicze.
- Coś czuję, niedługo będą musieli przepłukać gardła – odezwała się do niej rudowłosa panna o dużych, niebieskich oczach, zakładająca ręce pod wydatnym biustem. Była to właśnie Tove, grupowy medyk i tarczowniczka. Mówiąc, usiłowała nie skisnąć bardziej, niż była.
- Teraz najlepsze z ich pijackiej piosenki będzie – zarechotała Elsa.
- Jebać i żłopać, żłopać i jebać!/ Rzeknij, brateńku, cóż więcej trzeba?/ Dajcie tu wina, niech przyjdą kurwy!/ Dziś pije każdy, zły, martwy i chudy! – ryknęli zgodnym oraz trzeźwym chórem śpiewacy, zanosząc się śmiechem już na początku zwrotki.
Po czym, zgodnie z przewidywaniami Tove, sięgnęli po kubki z oranżadą. Rudy Simo zaraz wlał sobie picia, po czym wychylił pierwszy haust tak brawurowo, że aż poszło mu w niemieckie gardło. Było to o tyle zastanawiające, że był z pochodzenia Finem, ale kto co lubi. Zaniósł się przy tym tak sążnistym kaszlem, że jasnowłosa dziewczyna musiała go poklepać po plecach dla odkrztuszenia.
- Ojjj, coś czuję że jeszcze trochę to ty chłopie będziesz nawet przy zerowaniu miodu się krztusił – śmiał się czarnowłosy Ivarr.
- A gdzie tam, jełop to stuprocentowy abstynent – rechotała Freya, pociągając z kubka.
- Nooo, taaaak, za to ty, kochanieńka, masz gardło głębsze niż Rów Mariański – parsknął Simo, na co Freya mało się nie zakrztusiła.
Freya i Simo Rokkainenowie byli bliźniętami, jednak patrząc na nich można było mieć wątpliwości. Wyglądali tak, jak gdyby każde pochodziło z innej parafii. Niebieskooki rudzielec był chudy i patykowaty, w niczym nie przypominał jasnowłosej seksbomby o szarych oczach. W zasadzie jedyne, co ich łączyło – prócz nazwiska – to był brak piątej klepki i cięty jęzor.
CZYTASZ
Dzieci Niflheimu
FantasyZ dedykacją dla @haappysun i @NKubicius. Od wydarzeń opisanych w "Valhalli" i "Ragnaroku" minęło ponad dwadzieścia lat. Po zakończeniu wojny i ukończeniu szkoły przyjaciele zaczęli w zasadzie wieść każde swoje życie i założyć rodziny. Spokój nie trw...