Gdy opuścili pokój, w którym sam na sam zostali Simo i Sigrun, Skirnir odetchnął głęboko. Ten holmgangr, w którym brał udział chłopak Rokkainenów, przebił głupotą nawet wyczyny jego ojca. Fakt, udało mu się pokonać Dagura, jednak była to zasługa między innymi fartu oraz tego, że jego przeciwnik w istocie był kiepskim wojownikiem. Jednak wciąż na głowie mieli jeden zasadniczy problem – Tyrfinga. Elf zamierzał się dowiedzieć, czy jest gdzieś tutaj, w tym miejscu. I nie zamierzał tego w żaden sposób schrzanić.
- Skirnir, w zasadzie czym jest ten cały Tyrfing? – zapytała Freya.
- Tyrfing to potężny artefakt, wykuty w Mrocznych Czasach na ziemiach Gardarike – oznajmił grobowym głosem, gdy szli przez korytarz. – Mówią, że wykuły go dwa krasnoludy na polecenie Svafrlamiego. Jest tak ostry, że nawet kamienie nie są dla niego przeszkodą. Jego ostrze zaś lśni i płonie niczym ogień, a rękojeść pokrywa drogocenne złoto.
- Brzmi jak coś naprawdę kozackiego – zauważyła dziewczyna.
- Jest jednak haczyk – zaznaczył elf. – Jego twórcy przeklęli go, przez co raz wyciągnięty nie trafi do pochwy inaczej, niż wtedy gdy napije się krwi.
- Dobra, to już mniej fajne – stwierdziła kwaśno.
- Jeśli moje podejrzenia są słuszne, musi gdzieś tu być – stwierdził.
Jasnowłosa chciała zapytać o coś więcej, gdy nagle do jej uszu doszedł jakiś dźwięk. Ten zaś brzmiał jak szczęk i podzwanianie metalowych oczek o siebie. Jak gdyby w okolicy był ktoś, kto zdawał się być zakuty w kajdany.
Spojrzała na Skirnira. Blondyn kiwnął głową na znak, że też to słyszy. Zaczęli się skradać, lekko pochyleni, cały czas nasłuchując szczęku łańcuchów. Ten ktoś, kto tak hałasował, musiał być całkiem blisko. Kimkolwiek był, musiał w jakiś sposób popaść w łaskę samego króla.
Gdy przekradli się na tyły długiego domu, odgłosy stały się bardziej natarczywe. Skirnir i Freya spojrzeli na siebie, zaniepokojeni. Cokolwiek się działo, było bardzo niepokojące.
- Ksssst, tutaj! – szepnął ktoś, gdy przechodzili obok drzwi do jednej z komór. Elf spojrzał na nie, szukając jakiejś kłódki czy czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na uwięzienie. Nic jednak nie dostrzegł, oprócz żelaznej sztaby, blokującej przejście, i uchwytu otwierającego.
Zmarszczył brwi. Instynktownie czuł, że może być to kłopotliwe. Jednakże natarczywy szczęk łańcuchów brzmiał coraz mocniej. I co gorsza, był zwielokrotniony. Taka kakofonia zaś niezbyt była przyjemna dla wrażliwych elfich uszu.
Czując dreszczyk emocji i bicie własnego serca, Skirnir odsunął sztabę, po czym szybkim ruchem otworzył drzwi do pomieszczenia. Oświetlone było przez nidavellirski światłokryształ, jeden z tych, które używano jako napędu do lamp w Liceum Walhalla. Wokół niego siedziały zaś dwa stworzenia, przypominające wyglądem owłosione pagórki lub też wymyte, stożkowate głazy. Bądź muminkowe Buki w skali mikro. Dwie pary ciekawskich oczu lśniły w półmroku, zaś spośród kłaków wystawały duże, bulwiaste nosy. Nie było wątpliwości – krasnoludy pełną gębą, spędzające czas w uwięzieniu.
- Kim jesteście? – zapytał półgłosem Skirnir.
- Ja jestem Dvalinn – przedstawił się sennym głosem ten po prawo, o matowo-czarnych włosach. Po czym ziewnął.
- A ja Durin – przedstawił się ten drugi. – I nie, nie jestem ojcem krasnoludów.
- Co tu robicie? – indagował elf.
Dvalinn ziewnął cicho, po czym odetchnął, aż mu wąsy zafalowały.
- Ten... Ten cały Svafrlami... – usiłował mówić między jednym ziewnięciem a drugim – Zamknął nas tu...
I ziewnął ponownie, po czym zwiesił na piersi głowę. Wkrótce dało się słyszeć cichutkie posapywanie, wydobywające się spod wąsów.
- Cały Dvalinn, jak zwykle śpioch z niego straszliwy – westchnął Durin. – W skrócie, po tym jak oddaliśmy nasze dzieło, to jest Tyrfinga, królowi Svafrlamiemu i zażądaliśmy zapłaty za nasze dzieło, ten roześmiał nam się w twarz i stwierdził, że naszą zapłatą będzie niewola. I kazał nas wtrącić do komory, za co my odpłaciliśmy się klątwą. Klątwa, którą rzuciliśmy na miecz, miała z czasem zabić jego posiadacza.
- W jaki sposób? – zaciekawiła się Freya.
- Widzicie, Svafrlami z łaskawości nie słynął, lecz z czasem jego okrucieństwo zaczęło eskalować – opowiadał krasnolud. – Rychło jego dwór w Gardarike stał się miejscem terroru, a on sam uosobieniem grozy i okrutnym tyranem. Do czasu, aż nie zginął on z rąk berserka Arngrima, który pozyskał miecz dla siebie. Słowianie i Karelowie, którzy tu żyli i mieli już dość rządów Svafrlamiego i jego hołoty, wściekli się i wykurzyli jego wojowników.
- Zaraz, zaraz – zmarszczył brwi Skirnir. – Ale przecież Svafrlami żyje.
- Więc ktoś nas przeniósł do przyszłości – zauważył Durin. – Powiem wam coś. Wy tutaj nie jesteście bezpieczni. Stawiam moją własną brodę, że król już coś kombinuje. Zwiewajcie stąd w te pędy!
- Bez Tyrfinga? – oburzył się Skirnir. – Nie ma mowy, byśmy się stąd ruszyli. No i co z wami?
- O nas się nie martwcie – pokręcił głową krasnolud. – Wy lepiej martwcie się o własne...
- Proszę, proszę! – nagle usłyszeli za plecami znajomy głos króla Svafrlamiego.
Odwrócili się. Za nimi, z mieczem o pozłacanej rękojeści w dłoniach oraz morderczym uśmiechem na twarzy, stał król Svafrlami. W niebieskich, zimnych oczach tańczył złowieszczy ognik szaleństwa. Gdzieś zniknął władca, który zgodził się na pojedynek honorowy i śmiał się wraz z nimi przy biesiadnym stole. Skirnir zauważył kątem oka, że Durin skulił się w sobie. A więc wielokrotnie był już tutaj ich oprawca, pastwiąc się nad nimi swoim Tyrfingiem.
- Wasza wysokość, co to ma znaczyć? – zapytał ostro elf.
- Oni? – król uśmiechnął się drwiąco. – Ci dwaj dvergar tylko odbierają swoją zapłatę za to, że po dobroci nie chcieli dla mnie wykuć miecza. I nie dość tego, rzucili na niego klątwę, która mnie prędzej czy później zabiła. Więc teraz się z nimi dwoma trochę zabawiam. Was za to, moi mili, się nie spodziewałem. Czyż nie znaczy to, że uchybiacie prawu gościny oraz nie macie do końca czystych intencji?
Po czym odwrócił się.
- Straże! – zawołał. – Brać ich i zaprowadzić do Wielkiej Sali!
CZYTASZ
Dzieci Niflheimu
FantasyZ dedykacją dla @haappysun i @NKubicius. Od wydarzeń opisanych w "Valhalli" i "Ragnaroku" minęło ponad dwadzieścia lat. Po zakończeniu wojny i ukończeniu szkoły przyjaciele zaczęli w zasadzie wieść każde swoje życie i założyć rodziny. Spokój nie trw...