Arion nigdy nie sądził, że sufit w jego pokoju jest aż tak ciekawy. Wgapiał się w niego już parę dobrych minut, czując, że marnuje tym swój czas, wiedząc, że mógłby teraz robić coś pożytecznego. Jednak mimo tego, nie umiał się ruszyć. Tylko sufit i on. Nie miał sił. Leżał na łóżku i niemal nie mrugał, patrząc tępo w biały sufit w swoim pokoiku.
Czuł, że może zrobić więcej, ale jednocześnie wiedział, że to ponad jego siły. Dzień w dzień pracował, ba nawet i się przepracowywał, dbając o drużynę, a nie myśląc o sobie samym. Ale to już stało się chorą obsesją. Zamęczał sam siebie, robiąc co tylko mógł, by po prostu zostać docenionym i być lubianym. Oczy same mu się zamykały, ale czuł, że nie może zasnąć, bo zmarnował by tym samym swój drogocenny czas, który mógłby poświęcić na doskonaleniu siebie i drużyny, lub na innych istotnych, bądź i nie, rzeczach. Był cholernie zmęczony całymi dniami, a przecież spał ile mógł. Za dnia starał się zadowolić każdego, wyciskał z siebie siódme poty, trzymał poziom, a wieczorami zmuszał się do tego, by najzwyczajniej nie poryczeć się jak małe dziecko, które jednak już nie chce siedzieć na tej karuzeli.
Arion był dzieckiem, a karuzela życiem. Wsiadł na nią, nie wiedząc na co się pakuje. Nie wiedział, że to będzie najgorsza przejażdżka jego życia, od której się po prostu nie uwolni. I choćby chciał, nie mógłby tego zrobić, gdyż zawiódł by tych, którzy na niego liczą, dla których jest oparciem i wiecznie gotowym zareagować wsparciem. Starał się jak mógł, wszyscy go oceniali, czuł to po nich, dlatego chciał wypaść jak najlepiej.
Bał się samotności, bał się utraty przyjaciół, choć i tak z wieloma musiał się już pożegnać. Bał się zmian, a nawet i nowych ludzi. Jednak nigdy nie dawał tego po sobie poznać, kryjąc się za maską z uśmiechem, którą wybudował sobie przez te wszystkie lata. Nikt tak naprawdę nie poznał prawdziwego niego. Zawsze krył się za czymś, co ludzie uznawali za jego prawdziwe oblicze.
Ale to nie był on.
Za każdym razem, gdy słyszał jakąś krytykę na temat swojej osoby, myślał: "Powinienem być lepszy, muszę się bardziej postarać". Z każdym komentarzem na swój temat, czuł jakby na jego barki ktoś dokładał kolejny głaz, rozkazując mu brnąć dalej, czy tego chce czy nie. Powtarzał sobie "Będzie dobrze, wszystko jakoś się ułoży", ale sam przestał już w to wierzyć dawno temu.
- Arion, wszystko w porządku? - głos Riccardo przebił się przez jego myśli, sprowadzając go tymczasowo na ziemię. Nawet nie zauważył, ani nie usłyszał, gdy ten wszedł do jego pokoju. Sherwind milczał. Gdy były kapitan chciał powtórzyć swoje pytanie, brunet wtrącił:
- Znasz to uczucie, że jednak już nie chcesz, ale czujesz, że nie możesz odpuścić, bo wszyscy pokładają w tobie nadzieję? I że musisz to zrobić, mimo że nie chcesz, bo boisz się tego, co o tobie pomyślą, albo co gorsza - cię zostawią, jeśli jednak tego nie zrobisz? - zapytał, czując jak ogarnia go ból głowy. - I przymuszasz się do tego tylko dlatego, że inni na ciebie liczą. Chcesz usatysfakcjonować siebie i ich, ale finalnie wszyscy kończą zawiedzieni, a ty wiesz, że mogłeś to zrobić lepiej, ale nie potrafisz, bo ten poziom przekracza twoje możliwości.
- Arion...
- Ten poziom jest dla mnie zbyt wysoki, Riccardo! - wyrzucił to z siebie zdławionym głosem błękitnooki. - Ale nie mogę odpuścić, bo zawiodę innych. Nie umiem, odczuwam silną presję, czuję, że nie jestem na tyle doskonały, aby tu być, ale na siłę w to brnę, licząc na uznanie i to, że ludzie mnie polubią, ale finalnie czuję, że przynoszę wszystkim zawód, mimo swoich marnych starań.
- Ale..-
- Ja już nie chcę..! - wyskomlał, podnosząc się i zaciskając ręce na jego barkach, patrząc mu w jego zaskoczone, herbaciane oczy. Sherwind nagle odskoczył jak poparzony, a oczy mu się zaszkliły. - Przepraszam, nie chciałem się żalić... Nie chcę wyjść na atencjusza... Zapomnij, już nieważne, nic nie mówiłem - przełknął ślinę i otarł zgromadzone w swoich oczach łzy, wmuszając na twarz uśmiech, taki jak zawsze.
"Nie płacz. Nie żal się. To nie ma sensu, wyjdziesz tylko na atencjusza i wszyscy będą krzywo patrzeć. Uśmiechaj się i będzie dobrze" - powiedział sobie w duchu i spojrzał łagodnie na Riccardo, zagadując do niego coś o treningu.
↓
694 słowa.Brak ładu i składu normalnie. Ktoś w ogóle się w tym połapał?
"I'm too consumed with my own life
...
Are we too young for this..?"