Xiaoether

36 4 6
                                    

Xiao stał na szczycie Jueyun Karst, jego oczy wpatrzone w odległy horyzont. Od kilku dni nie czuł bliskości Aethera, co napełniało go niewypowiedzianym niepokojem, który oplatał jego serce niczym ciernisty bluszcz. W miejscu, gdzie wcześniej biło serce pełne determinacji i oddania, teraz rozgościła się pustka, zimna i bezlitosna. Każda chwila, w której Aether nie wzywał go do siebie, była jak igła wbijająca się w duszę Adepta, przypominając mu o kruchości uczuć, które dopiero niedawno zaczął odkrywać.

Próbował znaleźć ukojenie w swoich obowiązkach, lecz myśli o Złotowłosym Podróżniku były niczym cień, który nie odstępował go na krok. Gdziekolwiek się udał, cokolwiek robił, widział przed sobą jego twarz, słyszał jego śmiech, czuł jego obecność — a jednocześnie wszystko to było boleśnie nieosiągalne.

Nie mogąc znieść tej niepewności, Xiao podjął decyzję, by poszukać Aethera w miejscach, które tak często razem odwiedzali. Udał się najpierw do Klasztoru Huaguang, gdzie niegdyś spędzali czas w ciszy, medytując i wymieniając się myślami, które inni nigdy nie mogliby zrozumieć. Potem jego kroki poprowadziły go do przystani Liyue, gdzie spacerowali wzdłuż brzegów morza, podziwiając spokojne fale i snując plany na przyszłość, której teraz nie było mu dane doświadczyć. Ostatecznie dotarł na Wzgórze Qingce, gdzie razem trenowali, czerpiąc siłę z wzajemnej obecności.

Jednak wszędzie, gdzie się udał, napotykał jedynie pustkę. Miejsca, które kiedyś były pełne śmiechu i ciepła, teraz wydawały się zimne i obce. Z każdym krokiem, z każdą chwilą, jego serce było coraz bardziej ściśnięte, jakby niewidzialna siła próbowała odebrać mu wszelką nadzieję. Czy Aether go porzucił? Czy coś się stało, czego Xiao nie potrafił przewidzieć? Myśli te były niczym trucizna, która powoli przenikała do jego duszy.

Kiedy opuszczał Wzgórze Qingce, już niemal pogodzony z losem, poczuł nagle delikatne szarpnięcie za rękaw. Odwrócił się gwałtownie, gotów stawić czoła zagrożeniu, lecz ujrzał tylko małą, znajomą sylwetkę — Paimon. Jej twarz, zazwyczaj pełna radości i beztroski, teraz wyrażała tylko niepokój i strach.

— Xiao! Dzięki Bogu, że cię znalazłam! —

wykrzyknęła Paimon, jej głos drżał od emocji.

— Co się stało? —

zapytał cicho, choć w jego głosie słychać było desperację, której nie potrafił ukryć.

— Aether... on... on potrzebuje twojej pomocy! Jest w wielkim niebezpieczeństwie! —

Serce Xiao zamarło na te słowa. Bez chwili zwłoki ruszył za Paimon, która poprowadziła go w stronę jednej z odległych jaskiń w Liyue, ukrytej głęboko w górskich zakamarkach. Jego umysł był niczym zburzone morze, pełen fal lęku i niepokoju. Każdy krok przybliżał go do tego, czego najbardziej się obawiał — do momentu, w którym mógł stracić Aethera na zawsze.

Gdy dotarli na miejsce, zobaczył Aethera leżącego na ziemi, otoczonego przez mroczny, złowrogi dym, który zdawał się wyciągać z niego resztki życia. Jego ciało było bezwładne, a twarz, która zawsze była pełna energii, teraz bladła w zimnym świetle jaskini. Xiao poczuł, jak jego serce rozdziera się na dwoje. Bez chwili wahania rzucił się do przodu, klękając przy Aetherze i chwytając jego lodowatą dłoń.

— Aether! Co się stało?! —

Jego głos drżał, a serce biło jak oszalałe, jakby chciało wyrwać się z jego piersi.

Aether powoli otworzył oczy. Jego oddech był ledwie słyszalny, nieregularny, a uśmiech, który pojawił się na jego ustach, był pełen bólu i smutku.

— Xiao... czekałem na ciebie... —

wyszeptał, ledwie poruszając wargami, jakby każde słowo kosztowało go resztki sił.

— Nie mów. Jestem tutaj. Zostanę przy tobie, nie opuszczę cię. —

Xiao przyciągnął Aethera bliżej, przyciskając go do siebie z siłą, która miała odeprzeć całe zło tego świata.

— Xiao... Kocham cię...—

Aether wydusił z siebie ostatnie słowa, zanim jego ciało opadło bezwładnie w ramionach Xiao.

Czas przestał istnieć, świat stanął w miejscu. Xiao poczuł, jak coś w nim pęka, jak jego dusza rozpada się na milion kawałków. Aether, jedyna osoba, która rozświetlała jego mroczną egzystencję, odszedł. Ból, który go ogarnął, był nie do opisania, jakby całe jego życie straciło sens, a serce zostało wyrwane z piersi i rzucone w bezdenną otchłań.

— Aether... ja... —

próbował powiedzieć, lecz słowa uwięzły mu w gardle. Wiedział, że jego wyznanie nie dotrze już do uszu ukochanego.

Czując, że nie może znieść tego cierpienia, Xiao sięgnął po swoją włócznię. Ostatnie spojrzenie na spokojną twarz Aethera, na jego delikatny uśmiech, było wszystkim, czego potrzebował, by podjąć decyzję. Bez chwili wahania przyłożył ostrze do piersi i wbił je głęboko, pozwalając, by ból fizyczny złączył się z tym, który rozrywał jego duszę.

Osunął się na ziemię, jego ciało spoczęło obok Aethera, a ich splecione dłonie pozostały nierozdzielone. Oboje leżeli w zimnej jaskini, w ostatnim, wiecznym uścisku. Ciemność powoli pochłaniała Xiao, ale wiedział, że teraz, w tej jednej chwili, był bliżej Aethera niż kiedykolwiek wcześniej. Wspólnie oddali się wieczności, której żaden cień ani demon nie zdołałby przerwać.

Na zewnątrz, Liyue wciąż żyło swoim rytmem, nieświadome, że dwóch bohaterów odeszło, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia, które miały na zawsze zapisać się w historii tego świata. W miejscu, gdzie ich ciała spoczęły, narodziła się legenda o miłości, która pokonała nawet śmierć.

Genshin Impact one-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz