I

36 3 1
                                    

– Okej, pojadę na zachód, Dina weźmie południe, a ty wschód. Ale bądźcie ostrożne, co?

– Ta.

Odpowiedziała, choć głos Jessego dotarł do niej jakby przez mgłę. Joel. Potrafiła teraz myśleć tylko o nim. Założyła plecak i opuściła pomieszczenie. Nic mu się nie stało, próbowała przekonywać samą siebie. Przecież Joel jest nie do rozwalenia, szczególnie w pakiecie z Tommym. Nic im nie jest.

Wybiegła ze skrytki Jessego i natychmiast ruszyła, by odnaleźć Gwiazdę. Nie zerknęła nawet za siebie, nie rzuciła spojrzenia Dinie, po prostu wsiadła na swoją gniadą klacz, w jednej chwili ją spięła i popędziła naprzód.

Zamieć nie ustępowała. Ellie pojechała na wschód, pozostawiając inne strony przyjaciołom, choć w tej sytuacji żałowała, że nie była w stanie osobiście sprawdzić również zachodu i południa. Nie chodziło o to, że nie ufała Dinie i Jessemu, czy uważała ich za mniej kompetentnych. Po prostu... tu chodziło o Joela. Nie ufała nawet sobie, gdy chodziło o Joela.

– Joel! Tommy! – krzyczała, galopując na Gwieździe tak szybko, jak tylko pozwalała na to śnieżna wichura. Miała wrażenie, że jej policzki są jak pozostawione na mrozie kamienie.

Gdy dotarła na skraj niskiego urwiska, zobaczyła domek letniskowy, z okien którego biło ciepłe, pomarańczowe światło.

– O, w mordę – mruknęła do siebie, rozglądając się w poszukiwaniu dalszej drogi. – Jak mam się tam dostać?

Zsiadła z klaczy, uświadomiwszy sobie, że dalej będzie musiała iść pieszo. Przegłaskała ją szybko po łbie i zeskoczyła na dół, nie zastanawiając się ani chwili dłużej. Ruszyła przez puszysty śnieg, pędząc przed siebie ile sił w nogach. Bądź cały, bądź cały, powtarzała w głowie jak mantrę, mimowolnie zaciskając zęby. Czuła ciasnotę w gardle, zupełnie jakby ktoś zaciskał jej na szyi pętlę z cierniami, gdzie każdy jeden był groźbą skrzywdzenia Joela i wbijał jej się boleśnie w skórę.

– Joel?! – krzyknęła, znalazłszy się już przy wejściu do drewnianego domku. – Tommy!

Weszła do środka, wyjmując broń. Do jej uszu dobiegł głośny, męski krzyk kogoś, kto ewidentnie cierpiał. Joel? Czy to mógł być on? Gdy podbiegła do schodów, usłyszała kolejny wrzask bólu. Joel. To był Joel, teraz już była pewna. Zagubiona w dużym, pustym wnętrzu domu, nie wiedziała gdzie iść. Wciąż biegła, wciąż się trzęsła, zaczynało brakować jej tchu.

– Kurwa – jęknęła, zaciskając zesztywniałe palce na spuście.

Po chwili dostrzegła zejście na niższe kondygnacje, a gdy stanęła nad schodami, kolejny krzyk Joela był już głośniejszy. Zbiegła po nich z duszą na ramieniu i otworzyła drzwi ostrożnie. Jej serce podskoczyło, gdy ujrzała Joela. Leżał na podłodze, cały zakrwawiony, a nad nim stała wielka, muskularna dziewczyna, która okładała go metalowym kijem do golfa. Ellie uniosła pistolet i natychmiast w nią wymierzyła, w tym samym momencie jednak ktoś pchnął ją na drzwi, łapiąc za rękę, w której trzymała broń.

Upadli na podłogę razem, a pistolet wyleciał jej z dłoni. Napastnik już miał ją obezwładnić, ale ona była szybsza. Wyciągnęła podręczny nóż i wykonała szybkie cięcie, trafiając prosto w jego twarz. Szybko zjawiło się dwoje następnych. Jakiś mężczyzna odepchnął ją na bok, a chwilę potem kobieta pomogła mu ją obezwładnić.

– Na ziemię!

– Puszczaj! – wrzasnęła Ellie, wierzgając pod ich ciężarem.

– Zwiąż ją!

– Odpierdol się!

Wtem mężczyzna, któremu wcześniej rozcięła twarz, podniósł się i zaczął ją kopać. Ktoś inny go odciągnął, krzycząc, że już dość.

– Zabiję was, kurwa! – ryknęła Ellie, łkając głośno i usilnie próbując wyswobodzić się spod dociskających ją do podłogi osób.

Nie była w stanie zarejestrować i zrozumieć, co mówili. Dostrzegła tylko jakiegoś faceta, który wszedł do pokoju, rozpoczynając ostrą wymianę zdań. Widziała, jak podchodzi do dziewczyny trzymającej kij i wskazuje na Joela. Skończ to, zdołała usłyszeć.

– Joel, wstawaj – wydusiła, dławiąc się własną krwią i łzami. – Joel, błagam cię, wstań.

Joel otworzył odrobinę oczy i poruszył ustami, ale nie usłyszała ani słowa. Ledwo żył. Jego twarz w całości pokryła czerwona jak piekło krew, skleiła posiwiałe włosy, rozlała się na podłodze. Ellie płakała, wciąż starając się uwolnić spod uścisku, lecz coraz bardziej brakowało jej sił.

– Proszę, nie! – Dostrzegła, jak dziewczyna unosi kij. – Proszę, nie... Joel, wstawaj.

Nagle rozległ się strzał, a za nim kolejny. Napastniczka upadła, wypuszczając narzędzie, którym zmasakrowała Joela. Zaraz potem padły kolejne strzały. Tym razem trafiły w przytrzymującą Ellie parę. Mężczyzna od razu padł martwy, kobieta zaś została trafiona w brzuch. Ellie natychmiast się podniosła i chwyciła za swój nóż, który leżał parę kroków dalej. Bez zastanowienia poderżnęła jej gardło.

Odwróciła się i zobaczyła Tommy'ego, który, odzyskawszy przytomność, ostatkami sił chwycił za jej pistolet i zaczął strzelać. Dwóm kolejnym przestrzelił głowy. Facet z rozciętą twarzą podniósł się, chwycił za swój karabin i niemal namierzył go na Tommy'ego, ale Ellie zareagowała szybciej i skoczyła mu na plecy, wbijając nóż prosto w szyję. Rozległy się kolejne strzały, tym razem również ze strony przeciwników. Ellie nie wiedziała, co się dzieje. Cała obolała, podniosła się z podłogi. Tommy zastrzelił kolejnego. Po pomieszczeniu poniósł się głośny krzyk.

– Owen! – wrzasnęła rozpaczliwie drobna kobieta o krótkich włosach, jednak zaraz potem i ona padła na ziemię, gdy Ellie dźgnęła ją nożem w brzuch.

Napędzana strachem i nienawiścią, jakiej nie czuła jeszcze nigdy w życiu, złapała za leżący na podłodze kij golfowy i podeszła do postrzelonej dziewczyny, która zwijała się z bólu w kącie pokoju. Wzrok nie mógł zabijać, dlatego musiała zrobić to inaczej.

Ta kurwa... Ona... chciała zabić Joela. Niemal to zrobiła. Skrzywdziła go. Chciała zabrać jej wszystko. Czysta furia zapłonęła we wnętrzu Ellie. Poczuła, że mogłaby ją teraz rozszarpać. Nie miała już sił, jednak adrenalina pomogła jej wykrzesać ostatki z mięśni, które pozwoliły jej unieść kij wysoko nad głowę i zacząć okładać dziewczynę. Trzecim ciosem roztrzaskała jej czaszkę.

Wypuściła broń z rąk i przyklęknęła przy zakrwawionym Joelu. Zapłakała jak małe dziecko, przyciskając czoło do jego słabo unoszącej się klatki piersiowej. Już po chwili usłyszała szybkie, głośne kroki, dochodzące z góry. Odwróciła się i dostrzegła znajome twarze – Jessego i Dinę, dzięki którym mogła w końcu opaść na podłogę i zamknąć oczy.

If I ever were to lose you, I'd surely lose myself •The Last of Us part II•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz