– Jak się trzymasz? – zapytała Dina, gdy oddaliły się od Jackson tak, że cała osada wydawała się już tylko niewielkim, ciemnym punktem na ogromnym, ośnieżonym pustkowiu.
– W porządku – odparła Ellie, choć nie była to prawda.
Każdemu odpowiadała podobnie. W porządku, spoko, dobrze, jest okej. Gdyby miała powiedzieć szczerze, głos załamałby się jej już przy drugim wyrazie. Dina była jej przyjaciółką, ale... ostatnio przecież wydarzyło się między nimi tak wiele. Te wszystkie niejasne sytuacje sprawiły, że czuła, jakby pojawiła się jakaś separująca je bariera. Co jest ze mną nie tak? Ostatnio wszystkie relacje mi się komplikują.
Gdy dziś w nocy przyglądała się Joelowi, ukłuło ją ogromne poczucie winy. Nie mogła przestać myśleć, że gdyby umarł... Gdyby umarł, nigdy nie byłaby w stanie wybaczyć sobie tego, jak oschle go ostatnio traktowała.
Nie potrafiła wybaczyć mu tego, co zrobił. Nie potrafiła wybaczyć mu tego, że pozbawił ją wyboru, że zamordował tych wszystkich ludzi po to, by ją uratować, że zabrał ludzkości szansę na powrót do normalnego życia. To wszystko miało przecież potoczyć się zupełnie inaczej. Poświęciliby ją, stworzyli szczepionkę – wtedy jej istnienie miałoby jakiś sens, a teraz... Teraz po prostu żyła, egzystowała w małym, zamkniętym świecie, bez perspektyw, za cel obierając tylko przetrwanie.
Mimo to, jakkolwiek chciałaby temu zaprzeczać, Joel nadal pozostawał dla niej najważniejszą osobą. Wypierała to, ale gdy zobaczyła go tam, leżącego na podłodze, połamanego i zakrwawionego... uświadomiła sobie, że nie dałaby rady bez niego żyć. To on jako jedyny pozostał przy niej, gdy wszyscy, których znała albo umarli, albo ją zostawili.
– Powinnyśmy się rozdzielić – zasugerowała w końcu, a jej przedzierający się przez ciszę głos zabrzmiał tak dziwnie, że przez chwilę kwestionowała, czy aby na pewno wyszedł z jej ust. – Maria mówiła, że przydałoby się sprawdzić też zachodni punkt.
– Sprawdzimy go razem – odparła nieco zdziwiona Dina. – Samotne patrole nigdy nie są dobrym pomysłem.
– To zajmie za dużo czasu. – Ellie zacisnęła zęby. A ja muszę jak najszybciej wrócić do Joela, dopowiedziała w myślach.
– Ellie...
– Zachodni jest bliżej, szybko go sprawdzę i dołączę do ciebie we wschodnim – poinformowała i, nie czekając na dalsze protesty przyjaciółki, spięła Gwiazdę i pogalopowała w stronę swojego celu. Dina została na rozdrożu, ale Ellie nie patrzyła już za siebie.
Tego dnia pogoda była już na szczęście spokojna. Umiarkowany wiatr nie smagał tak mrozem jak wczorajsza zamieć, ale jako że przeniesiony śnieg kompletnie zakrył wydeptane wcześniej ścieżki, Ellie i tak miała utrudnione zadanie. Kiedy udało jej się dotrzeć do zachodniego punktu obserwacyjnego, jej klacz była ewidentnie zmęczona.
– Odpocznij – szepnęła do niej, przywiązując lejce do pobliskiej rury. – Zaraz wracam.
Zostawiła ją pod nadgryzionym zębem czasu daszku. Zapaliła przymocowaną do szelek plecaka latarkę i ostrożnie weszła do środka wysokiej wieży obserwacyjnej. Okna na pierwszych paru piętrach były zabite deskami, ale Ellie znała zachodni punkt jak własną kieszeń. Oświetlając sobie drogę przed nogami wchodziła po schodach pewnie, starając się skupić na zadaniu. Nie miała pojęcia, dlaczego Maria zaleciła im sprawdzenie również zachodniego punktu. Przecież tu nigdy nic się nie dzieje.
Pokonawszy ostatnie półpiętro, skręciła w lewo, by dojść do punktu widokowego. Nagle serce podeszło jej do gardła. Cofnęła się o parę kroków, wbijając szeroko otwarte oczy w zakrwawione ciało, które leżało na jej drodze.
Oczy zaszły jej łzami, serce zaczęło łomotać jak flaga na sztormie, a w gardle i klatce piersiowej poczuła niesamowity ścisk. Miała wrażenie, że zaczyna brakować jej powietrza. Krew, tyle krwi... tak jak wtedy. Tak jak wtedy, gdy Joel...
Odsunęła się o kilka kolejnych kroków, nie mogąc zaczerpnąć tchu. Przez chwilę miała wrażenie, że go tam zobaczyła. Zaczęła oddychać szybko i nieregularnie, w głowie słysząc te okropne wrzaski. Zrobiło jej się słabo, nie mogła oddychać, twarz jakby jej zdrętwiała. Joel. Nie, nie, nie, nie, nie.
Nagle z pomieszczenia po prawej coś wybiegło, dopiero po chwili zrozumiała, że to człapacz. Zarażony rzucił się na nią jak wygłodniałe zwierzę. Odepchnęła go od siebie i wyjęła nóż. Nie wiedziała co robi, zareagowała instynktownie. Wbiła mu ostrze w szyję i natychmiast się odsunęła.
– Kurwa – sapnęła, ocierając łzy, które nazbierały się w oczach, rozmazując jej wizję.
Była w kompletnym szoku. Uspokoiła oddech dopiero po chwili, gdy ponownie spojrzała na zwłoki mężczyzny. Nie Joela. To był obcy facet, którego nie widziała nigdy w życiu. Kurwa, powtórzyła w myślach, przecierając załzawione oczy.
Zastrzyk adrenaliny sprawił, że ból ramienia poczuła dopiero po kilku momentach, gdy ponownie podeszła do zakrwawionego ciała. Zdjęła kurtkę i podciągnęła długi rękaw bluzki, a przed oczami przeleciało jej całe życie.
– Nie – wymamrotała, próbując zakryć ugryzienie dłonią. – Kurwa.
Spokojnie, przecież jestem odporna. Jestem odporna. Wiedziała, że nic jej nie będzie, ale nie zmieniało to faktu, że była potwornie przerażona. Ale co, jeśli drugie ugryzienie...?
Mimowolnie wyobraziła sobie swoją śmierć. Mieszanina emocji zabarwiła się na kolor zdziwienia, gdy mimo wszystko wydała jej się mniej koszmarnym scenariuszem niż utrata Joela. Wtedy byłoby jej już wszystko jedno, a gdyby zamiast tego odszedł Joel... Położyła dłonie na głowie i mocno ścisnęła za włosy, nie mogąc powstrzymać łez. Wciąż mogę go stracić. Nie mogę go stracić. Nie dam rady. Był dla niej tak cholernie ważny i miała wrażenie, że do dnia wczorajszego nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo.
Spojrzała znów na ugryzienie, nie mogąc uwierzyć, że dopuściła do tego po raz drugi. Pieprzyć to, jest przecież odporna. Nieważne ile razy zostanie ugryziona, nie zmieni się w jednego z tych świrów. Wygrzebała z plecaka alkohol, szmatę i szybko opatrzyła ramię. Gdy skończyła, wyjęła również lornetkę i z powrotem założyła kurtkę i plecak.
Nie dostrzegła zarażonych. Oprócz tego nieszczęsnego człapacza teren wydawał się czysty. Zanotowała w dzienniku patroli swoje imię, a po ukośniku także imię Diny. Znalazłyśmy zwłoki mężczyzny na wejściu. Zabiłyśmy jednego człapacza, poza tym czysto, wpisała w rubryce obok. Dobrze. Teraz mogę iść do Diny, a potem wrócić do Joela.
CZYTASZ
If I ever were to lose you, I'd surely lose myself •The Last of Us part II•
FanfictionJoel i Tommy nie wracają z patrolu. Gdy Ellie wyrusza na ich poszukiwania, sprawy przyjmują dramatyczny obrót, który uświadamia ją, ile tak naprawdę znaczy dla niej Joel.