Rozdział 6: Pierwsze problemy

91 16 14
                                    

Fang siedział przy ścianie w szkolnej piwnicy, opierając podbródek na kolanach. Starał się jak najmocniej ignorował hałasy walących się budynków nad nimi. Cały czas męczyło go poczucie, że może piwnica jest zbyt wysoko i zaraz ich coś zmiecie z powierzchni, że będzie za głęboko i jakimś cudem skończy się tlen, że coś się na nich zawali z góry i zniszczy dach ich schronienia... Chłopak potrząsnął energicznie głową, by odgonić napływ myśli i rozejrzał się wokół, by zająć czymś swoją głowę. Przerażona Mandy strasznie panikowała, płacząc o trzęsąc się z przerażenia. Nieustannie siedział przy niej Chester, robiąc wszystko, by ją jakoś uspokoić albo pocieszyć. Przy Chesterze oczywiście tkwił obok Buster, bo tej dwójki debili nie dało się w żaden sposób rozdzielić.

Kawałek dalej na ziemi wciąż siedział Edgar, którego opatrywała Colette. Chłopak coś mamrotał cicho do siostry, co jakiś czas krzywiąc się na twarzy. Fang zdecydował się wstać i podszedł do dwójki rodzeństwa, sam zbytnio nawet nie wiedząc, czemu. Może zwyczajnie nie chciał być teraz sam, by nie zwariować ze strachu? Albo porostu potrzebował towarzystwa, jak to on. Nie cierpiał być sam.

Jak gdyby nigdy nic usiadł przy ścianie obok chłopaka, którego wcześniej uratował. Colette akurat kończyła i odsunęła się od niego; Edgar zdążył już się z powrotem ubrać, gdyż chwilowo siostra pozbawiła go górnych części garderoby.

Colette zetknęła przelotnie na Fanga, niezbyt przejmując się jego nagłym przybyciem.

— Idę zobaczyć jak sytuacja z Mandy — wyjaśniła i odwróciła się, dodając przez ramię — Chester chyba sobie sam nie umie z nią poradzić, więc moja pomoc zapewne mu się przyda.

Nikt nie odpowiedział, jedynie jej brat skinął krótko głową.

Zostali we dwójkę. Tkwili w ciszy. Fang chciał coś powiedzieć, jednak zbytnio nie wiedział, jak ma zacząć rozmowę; w końcu praktycznie się nie znali, pomimo, że byli w jednej paczce. Po jakimś czasie zdecydował, że zapyta, jak się czuje, co już miał robić, jednak drugi chłopak zdążył go wyprzedzić.

— Dlaczego po mnie wróciłeś? — Zapytał nagle Edgar, nie patrząc na niego, tylko błądząc wzrokiem po podłodze.

— Jak to, dlaczego? — Zapytał Fang, jakby było to logiczne. — Nie pozwolił bym ci zginąć... Nikt na moich oczach mi tu nie będzie umierał.

Niższy chłopak zaśmiał się cicho na te słowa. Na krótką chwilę malutki uśmiech wdarł się na jego usta.

— Wiesz, że sam mogłeś zginąć? Ledwo zdążyłeś mnie... Zgarnąć i odskoczyć, a zmiażdżyły nas obu gruz...

— Nie ma sensu o tym myśleć, skoro wszystko się udało i obaj żyjemy — przerwał mu wyższy, próbując napotkać jego spojrzenie, co mu się nie udało.

Edgar na chwilę przeniósł na niego swoje spojrzenie, ale gdy ich oczy się spotkały, znowu wlepił wzrok w ziemię.

— Dalej nie rozumiem, dlaczego to zrobiłeś. Od początku nie mieliśmy zbyt dobrej relacji... A raczej to ja nie byłem zbyt... miły dla ciebie. Starałeś się, a ja cię odrzucałem, nie akceptowałem tego, że jesteś w naszej paczce do takiego stopnia, że...

Fang szybkim, ale delikatnym ruchem zakrył mu lekko usta ręką, nie chcąc już drążyć tej rozmowy. Gdy czarnowłosy szybko dotknął jego dłoni swoją, by ją od siebie oddalić i bardziej zakryć twarz w szaliku, wyższy chłopak zaśmiał się cicho.

— Temat zakończony, nie ma sensu dalej o tym gadać — podsumował i podparł się plecami o ścianę.

Dalej siedzieli już w ciszy, ale wcale nie niezręcznej. Po Edgarze było widać, iż był zmęczony, czego po wcześniejszych przeżyciach nie można było mu się dziwić. Po paru minutach poprostu mu się przysnęło, a jego głowa lekko opadła i spoczęła na barku Fanga. Nie, że wyższemu chłopakowi to przeszkadzało, ale miał wrażenie, że został teraz uziemiony. Niby mógłby obudzić emosa i poprostu wstać, ale nie chciał tego robić.

Niech śpi, bo w sumie to zazdroszczę mu tej możliwości – pomyślał, ziewając i mrugając, by również nie zasnąć.

Po paru minutach, mimowolnie, głowa Fanga i tak nieco opadła, opierając się na głowie drugiego chłopaka. Starał się nie spać, ale spróbować jakoś odpocząć, chociaż trochę. Z upływem czasu, który płynął o dziwo dość szybko, hałasy ustawały, aż w końcu zupełnie ucichły. Fang otworzył oczy dopiero, gdy usłyszał, że Chester zaczyna coś mówić. Szybko uniósł głowę i ziewnął.

— Kochani, powiem prosto z mostu, bo nie wiedzę sensu ukrywania tego, że jesteśmy w ogromnej czarnej dupie. — Pajac przestąpił z nogi na nogę, wodząc po wszystkich wzrokiem. Gdy jego spojrzenie poczęło na Fangu i Edgarze, zamrugał zdziwiony, jednak po krótkiej chwili wrócił do tematu – nie mamy ani co pić, ani co jeść.

Wszyscy skrzywili się i rozejrzeli się po sobie, wciąż jednak milcząc. Chester uderzył się dłonią w czoło.

— Aha — mruknął pod nosem — miałem przez to na myśli, że ktoś musi wyjść na zewnątrz i czegoś poszukać. Może sklepik szkolny nie ucierpiał tak bardzo i zostało z niego chociaż niewielkie coś...

— Ja pójdę — przerwał mu Fang. Już miał się podnosić, kiedy w ostatniej chwili przypomniało mu się, że przecież nie może. Westchnął i popatrzył na siostrę emosa. — Weźmiesz go?

Collette, gdy na niego spojrzała, pisnęła wesoło, ale paru sekundach żwawo podeszła i już przed nim stała. Szybko, ale delikatnie wymienili się miejscami, a chłopak podszedł do reszty grupy.

— Mogę iść na zewnątrz,a ale nie sam — postawił krótki warunek.

Chester pokiwał parę razy głową.

— Tak, tak... — Powiedział jedynie, odwracając się do rudego i uśmiechając wrednie. — Bustuś.

— Nie. — Rudzielec popatrzył na niego znaczącym spojrzeniem, którego Fang nie umiał rozgryźć. Chester również zaczął się na niego patrzeć i zaczęła się jakaś cicha wojna. W końcu rudy uległ, westchnął długo i przeciągle. — Dobra, ale jak umrę, to idziesz ze mną do trumny.

Pajac podskoczył do niego wesoło, sarkastycznie uśmiechając się. Przytulił się do niego przelotnie.

— No i to się szanuje — stwierdził wesoło. Zrobił krótką przerwę i kontynuował, już poważniej — wróćcie szybko i uważajcie. Z dachu, o ile coś z niego zostało, wciąż może kruszyć się gruz, a w dodatku nie wiemy, czy tornado nie wróci. Nie szwędajcie się z ciekawości po całej rozwalonej szkole, błagam. Do sklepu i z powrotem.

Fang kiwnął głową i skierował się do wyjścia. Buster szedł zaraz za nim, ponownie mordując wzrokiem Chestera.

Gdy wyższy otworzył wyjście z piwnicy, zaniemówił na parę sekund. Wszystko było dosłownie rozwalone. Kawałki, głównie ścian, ale też innych rzeczy, leżały na podłodze, z resztek sufitu fragment przewodu elektrycznego się iskrzył, szyby były wybite i wszędzie było pełno gruzu i szkła.

— O kurwa... — Wymamrotał jedynie Buster, gdy również wyszedł z piwnicy, a potem zamknął wejście do piwnicy.

— Zgadzam się z tobą w stu procentach — odpowiedział Fang, wciąż nie mogąc po części uwierzyć w to, co znajdowało się przed nim. Westchnął krótko.

Buster już nie odpowiedział. Poprostu udali się w stronę szkolnego sklepiku, w nadziei, że coś jednak z niego zostało.

--------
1086 słów

Apocalypse || [Brawl Stars AU] [Fangar]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz