Rozdział 4.

411 28 8
                                    

(coś poszło nie tak i zauważyłam że nie został wstawiony cały rozdział)

Lucrecia


- Lucy to nie tak że cię namawiam, ale taka okazja zdarza się raz na całe życie. - odparła Maya, która zagryzła to zdanie ciastkiem.

- Tylko że ja nie jestem pewna czy chcę ponownie się tam pchać. - westchnęłam. - Może nie pływam w luksusach, ale jest mi dobrze. Mam ciebie, Wille kolegów. Po co to zmieniać?

Odkąd wyszłam z pracy, dziewczyna nie dawała mi spokoju, co poskutkowało tym że od kilku godzin nie rozmawiałyśmy o niczym innym niż Hunterze.

Miał być to czas tylko dla mnie, za sprawą mężczyzn, którzy postanowili zabrać mojego chłopca na wycieczkę. Wille wydawał się być tym tak podekscytowany że nie widziałam innego wyboru niż się zgodzić, choć ciągle myślałam o tym jak się bawi.

- Dla ciebie kochanie. - złapała moje dłonie w swoje. - Wiem że jest tutaj dobrze Williamowi, ale może najwyższa pora żebyś pomyślała o sobie? Tutaj szanse że kogoś poznasz są nikłe, ale już chuj z tym. - prychnęła. - Masz kobieto talent. Podczas gdy siedziałaś z Williamem w domu bo byłaś na macierzyńskim, zdawałaś te wszystkie pieprzone testy na bycie architektem. Naprawdę chcesz resztę życia przesiedzieć w tej żałosnej kawiarni, robiąc za marne pieniądze?

Przygryzłam dolną wargę, odchylając głowę na oparciu kanapy. Widziałam że Maya ma rację i nauka jakiej się poświęciłam przez pierwsze dwa lata życia Williego była jednym z większych osiągnięć jakich dokonałam, mimo że nie było mi łatwo. Niestety moje marzenia nie były już dla mnie najważniejsze i na pierwszym miejscu stawiałam swojego synka.

- A co jeśli spotkam Aresa? - wypaliłam a na samo wspomnienie o jego imieniu zrobiło mi się niedobrze. - Willie jest do niego tak bardzo podobny że od razu się zorientuje. Chociażby po wieku. - dodałam zrezygnowana.

- Za dużo dramatyzujesz. - skwitowała dziewczyna. - Pomyśl o pozytywach. Będziesz mieć super pracę i przyjaciół blisko siebie. William będzie miał szansę rozwijać swoje talenty i może nareszcie dołączy do klubu sportowego.

- Wiem, ale...

- Wróciliśmy! - moje myśli przerwał trzask drzwi wejściowych i znajomy mi dziecięcy śmiech.

W pomieszczeniu pojawił się mały brunet, który odłożył na ziemię wszelkie zabawki z podróży i biegiem ruszył w moją stronę, wieszając mi się na szyi.

- Byliśmy na takiej dużej zjeżdżalni! - zaczął głosem pełnym ekscytacji. - Potem Tony pokazał mi krowy a Chris namówił panią i jechałem na koniu!

Z uśmiechem przysłuchiwałam się jego opowieścią, widząc jak bardzo jest szczęśliwy . Dostrzegałam to że brakuje mu męskiego wzorca dlatego byłam wdzięczna Tony'emu i Christianowi że poświęcają swój wolny czas mojemu dziecku.

Spokój jednak nie trwał zbyt długo a to za sprawą nieszczęsnego papierku, który był w zasięgu wzroku mojego przyjaciela.

- Lucy możesz mi wyjaśnić skąd masz wizytówkę Roggersa? - momentalnie spoważniałam podobnie jak on. 

Atmosfera zrobiła się lekko napięta a mężczyźni patrzyli na mnie wyczekująco. Posłałam przyjaciółce błagalne spojrzenie, co chyba zrozumiała, ponieważ sprawnie zagadała Williama zabierając go do swojego pokoju. 

Byłabym idiotką twierdząc że podjęłam decyzję odnośnie jego propozycji, dlatego zajęcie jakiejkolwiek strony podczas rozmowy z chłopakami byłoby wręcz niemożliwe. Nie wiedziałam co powinnam  a czego chciałam.

Ash RoseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz